14. Ekipa z Newcastle i ekipa ze Small Heath

182 18 10
                                    

Bal zimowy zbliżał się wielkimi krokami, a wraz z nim mój pierwszy występ z zespołem Haydena. Skłamałabym mówiąc, że nie było to dla mnie stresujące. Nigdy wcześniej nie śpiewałam poważnie na scenie. Chociaż ostatnio ćwiczyliśmy conajmniej trzy razy w tygodniu, na samą myśl, że muszę z nimi jechać, a potem szybko przebrać się i zdążyć na bal bez wzbudzania podejrzeń, chciało mi się wymiotować.

Nie stchórzyłam, bo koniec końców znalazłam się w wypchanym mercedesie vito, za towarzystwo mając jaśniejące gwiazdy Hilltop. Gilly Gilbert prowadził; dłonie zaciskał na kierownicy, patrząc w milczeniu na asfalt. Po raz pierwszy nie rzucił ani jednej, głupiej uwagi na mój temat. Noah siedział w fotelu pasażera, dudniąc kolejne piwo z rzędu i przyśpiewując folkowe piosenki. Akompaniowało mu mamrotanie Haydena, który rozkraczył się na fotelu, wcisnął fajkę między wargi i od kwadransa szukał zapalniczki.

— Masz zapalniczkę? — zapytał, któryś raz z kolei.

— Nie, Hayden, nie mam. Mówiłam ci już, że nie palę.

— No dobrze, ale może masz zapalniczkę.

Uśmiechał się głupkowato, a ja wcisnęłam głowę pomiędzy dwa przednie siedzenia. Gilly Gilbert podskoczył wystraszony, kiedy coś kudłatego dotknęło jego ramienia. Dopiero gdy zauważył, że to ja, odetchnął i wywrócił oczami.

— Za ile dojedziemy?

— Pokazuje osiemdziesiąt minut. — Noah stuknął dwa razy w nawigacje. Potem spojrzał na mnie i chyba będąc w stanie wywęszyć moje znudzenie, zapytał: — A co? Chcesz siku?

— Śpieszy jej się na bal — skomentował Hayden, wyjmując fajkę z ust i wkładając ją za ucho. — Highland Woods dzisiaj imprezuje.

— Cool. Jaka okazja? — Noah uśmiechnął się, a jego kolega z zespołu zachichotał pod nosem.

Speszyłam się, a wszystko przez Haydena i jego ironie.

— No... z okazji zimy.

— Z okazji zimy, Noah — papuguje Hayden.

Gilly Gilbert niespodziewanie parsknął śmiechem, a za chwilę wszyscy śmiali się razem z nim. Nie potrafiłam się gniewać na Haydena, nawet jeśli robił sobie ze mnie żarty.

Na miejsce dojechaliśmy o pięć minut wcześniej niż przepowiadała nawigacja. Gilly Gilbert wyszedł z samochodu, odchylił się do tyłu, a ręce wyrzucił w powietrze. Po parkingu, na którym stanęliśmy, rozniosła się imponująca symfonia kościanych strzałów i jęków. Noah wyskoczył zaraz po nim, rozsuwając tylne drzwi. Do auta wleciało świeże, popołudniowe powietrze. Wyślizgnęłam się na zewnątrz.

— Witamy w Newcastle!

Rozejrzałam się wokół, widząc wyłącznie inne samochody i tył brzydko pomalowanego pubu. Na schodkach, tuż przy wyjściu ewakuacyjnym dwójka barmanów paliła papierosy. Na nasz widok skinęli głową, po czym wrzucili niedopałki do puszki i wrócili do środka.

Niebo było szare, wiatr irytująco mocny, a słońce chyba zupełnie zgasło. Gapiłam się głupio na drzwi od bagażnika, a mój mózg przyćmiła mgła zmęczenia. Otrząsnęłam się dopiero, kiedy Hayden poklepał mnie po plecach, a potem wcisnął do rąk czarną skrzynkę, która okazała się wzmacniaczem do gitary. Ugięłam się pod ciężarem, ale nic nie powiedziałam.

— Liann, zanieś to do środka, proszę.

— Tak jest, szefie.

Nie wiedząc gdzie iść poczekałam przed wejściem na Noaha, a potem wraz z nim przekroczyłam próg pubu. Kręciło się tu pare osób; byli podirytowani kelnerzy, członkowie zespołów, które występowały wraz z nami, menadżerowie czy wąsaty ochroniarz - swoją drogą ten już zdążył porządnie wypić, bo wzrok miał rozbiegany, poliki zaczerwienione i tylko głupio się do wszystkich szczerzył.

highland woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz