Nasza pierwsza oficjalna próba była conajmniej ekscytująca. Czułam się jak prawdziwy agent, który po lekcjach w środę, wymknął się o zachodzie słońca ze szkoły i wkroczył na terytorium wroga. Sprawa była o tyle niebezpieczna, że z oczywistych powodów nie byłam w Hilltop mile widziana. Jeśli ktoś podniósłby alarm i powiadomił pozostałych o mojej obecności w szkole, wrzucono by mnie do piwnic i tak pozostawiono na pastwę legendarnych szczurów. Co gorsza, nikt nie przyszedłby mnie uratować, bo zdrada to zdrada, a w Highland Woods nie było miejsca dla Barabaszów.
Hayden wciągnął mnie przez okno do sali na parterze, a potem dla bezpieczeństwa zasunął rolety. Chociaż Gilly Gilbert nie był specjalnie ucieszony na mój widok, Noah poklepał mnie po plecach i zaproponował piwo. Grzecznie odmówiłam, siadając na jednej z pustych ławek i przyglądając się wnętrzu sali.
Ścianę stanowiła boazeria, na której wisiała wielka tablica Mendelejewa. Naprzeciwko była tablica, a pod nią zardzewiała, żelazna półka z gąbką pochodzącą chyba z poprzedniego wieku. Część sali obklejona była papierowymi wytłaczankami, mającymi za zadanie absorbować dźwięki. W kącie stała perkusja, a na bębnie poprzyklejane były naklejki zespołów rockowych. Niektóre obdarte, jeszcze inne wypłowiałe.
Na stołku przy oknie siedział Noah, pobrzękując coś na basie. Twarz miał skupioną, bez wyrazu, a kręcone włosy wpadały mu do oczu. Hayden przechadzał się w tę i we w tę, nucąc coś pod nosem i skręcając jointa. Gilly Gilbert obserwował mnie, jakbym zaraz miała wyjąć z plecaka bombę i nas wszystkich pozabijać.
Początkowo, gdy ekscytacja trochę zelżała, a zastąpiło ją uczucie niezręczności, doszło do mnie, że nie mam bladego pojęcia jak wygląda praca w zespole. To znaczy, może i potrafiłam śpiewać, ale zupełnie nie orientowałam się w jaki sposób przebiega proces tworzenia muzyki.
Hayden mnie szybko wprowadził, podając mi odpalonego jointa. Początkowo byłam nieprzychylna pomysłowi palenia, ale bardzo szybko dałam się namówić. Nie minęło dziesięć minut, a moje mięśnie przestały się tak spinać, myśli w głowie zakończyły swój nieustanny galop, a Gilly Gilbert zakończył swoją misję posyłania mi morderczych spojrzeń.
Słuchaliśmy różnych piosenek, próbując odnaleźć ziarenko inspiracji, które potem moglibyśmy zasadzić i pielęgnować. Hayden przygrywał na gitarze, Noah dryfował w swoim świecie, a Gilly Gilbert starał się dopasować. Z początku nieśmiała, przekonałam się wkrótce, że to całkiem interesujące doświadczenie. Czując się o wiele swobodniej niż wcześniej, dołączyłam do chłopaków, eksperymentując z różnymi melodiami.
Nawet nie zauważyłam jak szybko przeminął nam wieczór. Hayden otworzył okno, nie tyle by mnie wypuścić, co przewietrzyć trochę sale. Wszyscy śmierdzieliśmy jak stare popielnice.
— Przepraszam, że zostawiłem cię wtedy na boisku — powiedział Hayden, kiedy reszta chłopaków pakowała sprzęt, a my siedzieliśmy beztrosko na parapecie.
Na zewnątrz było ciemno, ale przyjemnie chłodno. Wdychaliśmy zapachy nadchodzącej nocy, machając nogami w powietrzu. Przestałam się nawet obawiać, że ktoś nas może zobaczyć.
— Nie szkodzi, dałam radę.
— Nie, naprawdę. Po prostu jak widzę Savoy'a to coś się we mnie gotuje i nie myślę racjonalnie — westchnął, a potem dodał pod nosem. — Wstrętny pasożyt ludzkiej cywilizacji.
Poklepałam go rozbawiona po ramieniu.
Krótko potem pożegnaliśmy się wylewnie, a ja zeskoczyłam zgrabnie na trawę. Zanim wybiegłam w ciemny świat, po raz setny wytłumaczyłam Haydenowi, że nic mi się nie stanie, Lakeside jest malutkie, a Highland Woods znajduje się zaledwie piętnaście minut drogi. Chłopak był zupełnie nieprzekonany, ale w końcu puścił mnie samą.
CZYTASZ
highland woods
RomansaLyanna trafia do Highland Woods, prywatnej szkoły na północy Anglii. Chociaż na początku ciężko jej się odnaleźć, wkrótce staje się częścią tej samej paczki co wszechwiedząca Winona, cwaniacka Hailey, urocza Penelope, zwariowany Blythe i... lekko ar...