— Pierwsza lekcja z naszym kochanym dyrektorem — oznajmiła Hailey, trzymając w dłoni pomięty plan lekcji.
— Ja to samo — westchnęłam.
— No widzicie. Ja mam Mairead — powiedziała niepocieszona Mia, jako jedyna rozdzielona od naszej grupy.
Razem z pozostałymi dziewczynami weszłyśmy do salonu, który dzieliłyśmy z resztą piętra. Był on całkiem przestronny, z pikowaną kanapą w centrum. Po lewej stronie stało zaparowane okno, skrywające się nieśmiało za brązowymi firanami. Pod nim parapet, na tyle duży, że czasem można było na nim usiąść - teraz niestety okupywany przez staromodny gramofon z mosiężną, grawerowaną tubą. Gdzieś słyszałam, że chwilowo niedziałający, bo w zeszłym roku ktoś złamał igłę. Na ścianie obok wisiała półka z ciemnego drewna, a na niej paprotki z dyndającymi liśćmi, zapomniane książki, zgubione zeszyty i pożółkłe fotografie, które musiały stać tam od dziesiątek lat. Dalej okrągły stół z zielonym obrusem, niedbale przerzuconym przez blat, pikowane fotele od kompletu do kanapy, masywny kredens, doniczka z palmą i staroświecki kominek. Do tego obrazy różnorakie; krajobrazy Lakedale, dawne Highland Woods i wypłowiałe portrety. Tych ostatnich nie lubiłam najbardziej, głównie przez ich blade, wydłużone twarze i groźny wzrok, który nigdy nie przestawał oceniać.
Kochałam nasz salon. Było w nim coś... magicznego?
— Stary, dobry Salvatore to właśnie to, czego najbardziej potrzebuje — odpowiedział czyjś głos.
Uśmiechnęłam się na widok Penelope, która zaspana leżała na jednym z foteli. W dłoni miała termos z kawą, a pod jej nogami leżała wpół otwarta torebka. Wczoraj Winona łaskawie poinformowała nas, że Penelope spóźni się na rozpoczęcie roku i prawdopodobnie dołączy dzień później.
— Penny! — zawołałam, przeszczęśliwa, że widzę swoją najlepszą koleżankę.
Penelope uśmiechnęła się do mnie, trzepocząc długimi rzęsami. Wakacje ewidentnie jej posłużyły; jej twarz była wypoczęta, skóra błyszczała zdrowo, a na lekko zadartym nosku wysypały się piegi od słońca.
— I jest nasza spóźnialska — oznajmił Blythe, wchodząc do salonu.
— W całej okazałości. — Penelope rozłożyła dłonie, prezentując się wdzięcznie grupie.
W końcu wstała, zabrała swoją torebkę z podłogi i podeszła bliżej. Pachniała wanilią i nutką cynamonu. Zanim zdążyłam ją przytulić, do salonu zajrzał Davon i pogonił wszystkich swoim rozkazującym tonem, witając się z Penelope krótkim skinieniem głowy.
Gdy znaleźliśmy się na korytarzu, zwartą grupą ruszyliśmy do sali dyrektora Salvatore. Był on niemałą legendą wśród uczniów i absolwentów, a jego znakiem rozpoznawczym był strach, który wzbudzał w niemal każdym człowieku. Na dodatek uczył matematyki, więc byliśmy na niego skazani praktycznie codziennie.
W jego klasie panował mrok, a poranne słońce nie miało zaproszenia w te strony. Trudno było powiedzieć dlaczego. Personalnie uważałam, że ciemność dodawała trochę dramatyzmu, tak bardzo ubóstwianego przez dyrektora Salvatore'a. Nauczyciela jeszcze nie było, dlatego każdy z nas rzucił się do jak najlepszych miejsc - czyli tych jak najdalej od katedry. Nim zdążyłam mrugnąć, Penelope pociągnęła Blythe'a do siebie, bliźniaczki były dobrymi bliźniaczkami i siadły razem, a mnie... a mnie został Davon.
— To chyba jakieś żarty — powiedziałam oniemiała, stojąc na środku sali.
Davon wyglądał na równie niezadowolonego, bo zmrużył oczy i spoglądał na mnie jakby była to conajmniej moja wina.
Minęli mnie inni uczniowie, rozkładający swoje majątki na puste blaty. Tkwiłam w zawieszeniu, dopóki nie poczułam mroku, zmierzającego prosto do sali. Nim czarne oczy omiotły klasę, lekko skołowana, dołączyłam do Savoy'a.
CZYTASZ
highland woods
RomansLyanna trafia do Highland Woods, prywatnej szkoły na północy Anglii. Chociaż na początku ciężko jej się odnaleźć, wkrótce staje się częścią tej samej paczki co wszechwiedząca Winona, cwaniacka Hailey, urocza Penelope, zwariowany Blythe i... lekko ar...