3. Stowarzyszenie żywych poetów

253 30 17
                                    

Siedziałam w salonie. Dochodziła północ, więc nie było tu żywej duszy. Wyciągnęłam się wygodniej na kanapie, opierając nogi o stolik. Popatrzyłam na palenisko, które bardzo powoli dokonywało swojego żywota; ostatek drewna prychał i syczał, trawiony przez pojedyncze płomienie.

Nie mogłam spać. Chociaż każdy do wieczora wyrzucił profesora Weatherheada i jego złośliwe, małe oczka z głowy, ja nie mogłam odpuścić. Nie wiedziałam dokładnie dlaczego ta sytuacja, która przecież nie była końcem świata, tak bardzo mnie dotknęła. Jeszcze do tego dochodził złośliwy Davon, spełniający swoją powinność bycia absolutnym wrzodem na tyłku i budzący we mnie wątpliwości czy rzeczywiście Highland Woods jest miejscem dla mnie.

Westchnęłam głośno, zmieniając pozycje. Przeniosłam spojrzenie na posrebrzane świeczniki, które mimo ogólnie panującej ciemności, pobłyskiwały gwiezdnym blaskiem.

— Lyanna? — Dobiegło mnie z ciemności, a ponieważ nie spodziewałam się towarzystwa, podskoczyłam wystraszona.

W progu stał Davon, którego biała koszula wyróżniała się z mroku. Skrzywiłam się, bo obecność chłopaka w momencie mojego kryzysu egzystencjalnego była wybitnie zbędna. Nie odpowiedziałam, tylko podwinęłam kolana pod brodę, mając nadzieję, że tamten się zniechęci i pójdzie do swojego pokoju.

Niestety, Davon podszedł bliżej i usiadł obok mnie.

— Weatherhead to zgorzkniały, stary facet. Nie możesz brać do siebie niczego co mówi.

Zmarszczyłam brwi, zaskoczona jego miękkim tonem i ogólnie przyjazną postawą. Nie byłam do tego przyzwyczajona, dlatego popatrzyłam na niego z lekka podejrzliwa. Twarz miał jednak uprzejmą, oświetlaną przez łagodne migotanie kominka. Trochę bardziej przekonana do jego intencji, powiedziałam: - Wyprowadził mnie z równowagi, to tyle.

Nastąpiła cisza, zaprawiana cichym trzaskaniem palonego drewna. W końcu Davon wziął głęboki oddech.

— Przepraszam za wcześniejszy tekst. Ten o tobie i Highland Woods.

Przez chwilę mnie zamurowało, bo niebiosa mi świadkiem, że Davon Savoy był dla mnie miły. Żałowałam tylko, że nikt tego nie widział. Sytuacja poniekąd fantastyczna.

— Nawet o tym nie myślałam — skłamałam, przygryzając wargę.

Davon spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, a ja już wiedziałam, że mnie rozczytał. 

Westchnęłam i spróbowałam jeszcze raz: - Nie mogę jednak ukryć, że żyłoby mi się o wiele łatwiej, gdybyś przestał mi wypominać, że tutaj nie pasuje. Jestem świadoma, że pochodzimy z różnych środowisk, a mój tata i mama nie należą do rodzicielskiej śmietanki Highland Woods. Wiem też, że dostałam się tutaj tylko dlatego, że dyrektor Salvatore miał dobry dzień i zadecydował, że szkoła powinna być bardziej otwarta na ludzi z zewnątrz. Dlatego proszę, oszczędź mi takich uwag.

Błękitne oczy błysnęły w mroku, a Davon w milczeniu położył dłoń na poręczy kanapy. Wydawał się nad czymś myśleć, a ja przez cały czas obawiałam się, że rzuci jakimś głupim tekstem. Moja duma zostałaby wtedy bezpowrotnie urażona, a rano pozostali mieszkańcy naszego piętra znaleźliby Savoy'a w stanie martwym. Na całe szczęście, chłopak cicho odpowiedział: — Daj spokój. Jesteś częścią Highland Woods, jesteś jedną z nas. — Za chwilę dodał, już trochę głośniej: — Przestań też przejmować się tym co mówią inni ludzie. Uwierz mi, żyje się wtedy o wiele łatwiej. Głowa do góry i...

— ...pieprzyć ich wszystkich - dokończyłam.

Davon uśmiechnął się. I to właśnie ten niewinny, szczery uśmiech sprawił, że zaczęłam kwestionować rzeczywistość. Może był to tylko mój sen, niezwykle realny i ciepły.

highland woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz