22. Nie patrz wstecz w złości

144 12 4
                                    

Do kuchni wpadały poranne promienie, a po wczorajszej ulewie nie było ani śladu. W powietrzu wirowały kłębki kurzu, drewniane deski lśniły w zimowym słońcu, a na szybie zakwitła pajęczyna mrozu. Z kanciastego radia leciała ramówka BBC, głośniki szumiały starością, a głos który się z nich wydobywał należał do amerykańskiego muzyka, Rodrígueza. Dźwięki gitary falowały w powietrzu, roznosząc przyjemną sielankę i uciekając gdzieś na korytarz. Babcia wyszła przed ósmą na market farmerów, a zakupy wciągnęły ją w takim stopniu, że do tej pory jeszcze nie wróciła. Zostawiła nam tylko kartkę z wiadomością, prosząc żebyśmy na nią nie czekali.

Opierałam brodę na dłoniach, obserwując rozleniwiona jak Davon Savoy krząta się po kuchni i próbuje ugotować nam śniadanie. Było to zjawisko zabawne nie tylko dlatego, że Davon nie miał pojęcia gdzie co leży; bardziej bo wyglądał jakby nigdy w życiu nie przygotował pojedynczego posiłku. Doceniałam jego starania, więc próbowałam się nie odzywać. Dopiero gdy o mało nie użył metalowego widelca do wymieszania jajecznicy na patelni, przestrzegłam go, że jeśli porysuje babci teflon, prawdopodobnie ponownie wkroczą na wojenną ścieżkę. Dla bezpieczeństwa, wręczyłam mu drewnianą łopatkę i odebrałam sztuciec. 

— Myślałem nad tym, co powiedział twój kolega.

— Mój kolega? — powtórzyłam, wrzucając widelec do zlewu. Następnie oparłam obie dłonie na blacie i podciągnęłam się w górę. — Och, masz na myśli Asha. 

— Moglibyśmy dzisiaj do nich wyjść. Jeśli tylko masz ochotę. 

Przekręciłam głowę, machając w powietrzu nogami. Oczywiście, że chciałam spotkać się ze swoimi starymi znajomymi - nie miałam jednak pojęcia, że Davon się zgodzi. Ewidentnie nie były to jego klimaty, bo daleko było nam do bogatych dzieciaków z Lakedale i wolny czas spędzaliśmy raczej w naszych ciasnych pokojach, słuchając muzyki i plotkując na tematy małomiasteczkowe. Oczywiście jeśli nic się nie zmieniło od mojego wyjazdu. Savoy natomiast obracał się w bardziej wyrafinowanym towarzystwie i chociaż nigdy nie miałam okazji poznać jego znajomych spoza szkoły to mogłam sobie tylko ich wyobrazić. 

— Jasne, bardzo bym chciała — odpowiedziałam. — Tylko... 

Davon otrzepał łopatkę o krawędź patelni, a następnie popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. Kolorowe światełka odbijane przez witraż przyczepiony na karniszu tańczyły mu po twarzy, a oczy błyszczały uroczo. 

— Tylko? 

Przysunął się bliżej, a ja zadarłam głowę. Przez stare zwyczaje i tradycje, nie potrafiłam się jeszcze do niego przyzwyczaić. Może dlatego zarumieniłam się nieśmiało, ramieniem przysłaniając swój niewinny uśmieszek. 

— Tylko nie wiem czy to jest twój vibe

— Mój vibe? — Zmarszczył czoło, kładąc dłonie po obu stronach moich ud. Nachylił się tak, że nasze nosy praktycznie stykały się koniuszkami. — Lyanno, czy ty się mnie wstydzisz? 

— Fascynuje mnie twoja logika, bo jakim cudem dobrnąłeś do takiego wniosku?

— Czemu w takim masz jakieś wątpliwości? 

Wywróciłam oczami, starając się wyplątać z pułapki jego spojrzenia. Nadaremno, bo na tę chwilę Davon był wszędzie. 

— No nie będę ukrywać, że jesteś troszkę z innych warstw społecznych, mój miły. — Położyłam dłoń na jego ramieniu, palcami wygładzając bawełniany materiał koszulki. — Arogancki, można by nawet rzec. 

— Bzdura — zawyrokował, kręcąc głową. 

— Przykładowo, czując zapach twojej jajecznicy jestem w stanie stwierdzić, że bardzo rzadko bywasz operatorem patelni — zaśmiałam się cicho, a on odwrócił głowę i popatrzył na palnik. — Kiedy ostatni raz samodzielnie przygotowałeś sobie śniadanie, Davon?

highland woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz