20. Każdy Davon ma swój wyjątek

155 14 13
                                    

Ledwo zaczął się styczeń i lekcje, a ja siedziałam w pociągu i wracałam do domu. Za oknem lało, a krople z nienawiścią uderzały o szyby. Krajobraz był szary, brzydki, wyglądał jakby ktoś nałożył na wszystko popielaty filtr. Do moich uszu dochodziło stukanie kół i przyciszone rozmowy z tyłu wagonu. 

Przed południem zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, że babcia nie czuje się najlepiej. Przyszło to do mnie jako wielkie zaskoczenie, bo chociaż tamta miała całkiem dużą ilość wiosenek na karku to jednak nigdy nie skarżyła się na kłopoty zdrowotne. Podejrzewałam, że nie chciała mnie nigdy martwić. Teraz jednak umierałam ze stresu i chciałam dotrzeć do niej jak najszybciej. Nie obchodziła mnie szkoła, nie obchodził mnie zespół i przegapiane próby. Rodzina była najważniejsza, a zwłaszcza ona. 

Wyjazd był o tyle niespodziewany i nagły, że nawet nie miałam szansy skonsultować swojego planu działania z Davonem. Akurat wyszedł gdzieś z Blythem, a ja, jeśli chciałam zdążyć na ostatni pociąg do domu nie miałam zbytnio czasu by na niego poczekać i opowiedzieć mu, dlaczego znikam. Napisałam mu krótkiego sms'a, poprosiłam Winonę, żeby dokładnie poinformowała go co i jak i dlaczego, a sama wbiegłam do sypialni, spakowałam najważniejsze rzeczy i pognałam na stację. 

Teraz jednak miałam dziwne wyrzuty sumienia, a przez pogodę i ogólną, ponurą atmosferę żałowałam, że się odpowiednio nie pożegnaliśmy. Położyłam głowę na oknie, próbując odgonić czarne scenariusze, wypluwane przez moją wybujałą wyobraźnie. Chciałam też dodzwonić się do babci i uprzedzić, że jestem w drodze, jednak jak na złość nie odbierała telefonu. Dostałam za to wiadomość od Haydena, że rozumie moją nieobecność na próbach i życzy mojej babci dużo zdrowia. Zaznaczył również, że zawsze mogę do niego zadzwonić, jeśli będę potrzebowała pomocy, albo wsparcia. Davon niestety milczał, co tylko wprawiało mnie w większy smutek. 

Nie mogłam się skupić na książce, którą ukradłam ze stolika nocnego Hailey, dlatego włożyłam ją z powrotem do torby i wróciłam do patrzenia przez okno. Wyciągnęłam nogi i przymknęłam oczy, starając się nie rozpłakać i zachować zimną krew.

Trudno powiedzieć ile zleciało, kiedy później stanęłam na peronie. Deszcz przestał padać, chodniki były mokre, niebo ciągle zachmurzone, a po słońcu nie było ani śladu. Temperatura spadła niebotycznie nisko, stawiając swoją oficjalną pieczęć na papierach podpisanych "zima". 

Sprawdziłam godzinę na telefonie, a gdy dostrzegłam, że dopiero dochodziła ósma, odetchnęłam z ulgą. Jakimś cudem zdążyłam na ostatni autobus do domu i nie musiałam nigdzie iść na piechotę. Zaciskając zęby, żeby przypadkiem nie wypadły mi od szczękania z zimna, dotarłam na przystanek i oparłam się plecami o szklaną wiatę. Oprócz mnie stał tu jeszcze chłopak w podwiniętej, wełnianej czapce i puchowej kurtce. Kątem oka widziałam jak z zainteresowaniem na mnie patrzy, ale nie chcąc dawać mu powodu, żeby się do mnie odezwał, wyjęłam telefon i zaczęłam znudzona przeglądać Instagrama. 

— Lyanna?

Uniosłam zaskoczona wzrok, praktycznie podskakując. Rozejrzałam się wokół tylko po to, żeby zorientować się, że mówił do mnie mój przystankowy kompan. Dopiero teraz, kiedy przyjrzałam mu się trochę uważniej zaczęło mi świtać, że gdzieś go już widziałam.

— Ash — powiedział, najwyraźniej orientując się, że błądzę w odmętach wspomnień, próbując wyciągnąć stamtąd kogoś o jego twarzy i posturze. — Ash Stanmore. Chodziliśmy razem do podstawówki, ha. 

— O mój boże, rzeczywiście! — O mało nie zachłystnęłam się powietrzem. — Matko! Ale się zmieniłeś, naprawdę. W życiu bym cię nie poznała, gdybyś się nie przyznał. 

highland woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz