Czarusia przez kilka minut skakała po kanałach kablówki, mając nadzieję, że natrafi jeszcze na jakieś informacje w sprawie zaginięcia. Niestety. Natknęła się tylko na fragmenty dwóch poprzednich rozmów. Pewnie będzie musiała poczekać do sobotniego poranka, kiedy stacje telewizyjne zaczną odgrzewać temat. A była pewna, że to zrobią. Rzadko się zdarza, żeby ktoś za informację o miejscu pobytu zaginionej osoby oferował milion złotych.
Kotka pamiętała jedynie sytuację sprzed dwóch miesięcy, kiedy właściciele psa o imieniu Kabanos oferowali 300 złotych za jego odnalezienie. Mimo że Czarusia doskonale wiedziała, że ten rozkoszny kundelek o urodzie hieny pewnego dnia po prostu uciekł z domu i zamieszkał z bezpańskimi psami nieopodal cmentarza, nie zgłosiła się po nagrodę. Nie chciała za trzy stówki zabierać komuś wolności. Gdyby jednak stawką był okrągły milion, Kabanos czekałby na wycieraczce już następnego dnia. I to po wizycie u najlepszego groomera w Gdańsku.
Dobra. Czas zasiąść do researchu. – Czarusia skarciła się w myślach, leniwie sprzątając kuchnię. Jak zawsze zastanawiała się, do którego pojemnika wyrzucić karton po pizzy. Czy tłuste plamy są na tyle duże, żeby zrezygnować z pojemnika na papier i wybrać ten od zmieszanych odpadków. Naprawdę powinni dawać jakąś lepszą instrukcję. Karton w końcu wylądował w tym drugim, obok innych śmieci, których nie dało się posegregować.
Kotka wiedziała, że przed nią długa noc, dlatego uzupełniła zapas ziarnistej kawy w ekspresie. Gdy litr czarnego i aromatycznego napoju był gotowy, przełożyła wszystko na specjalną podstawkę z kółkami, dokładając do tego sporą garść kwaśnych żelków i przeszła do swojej pracowni.
Uwielbiała to pomieszczenie. Zaczęła je urządzać, odkąd zamieszkała tu ponad rok temu. Wzdłuż jednej ze ścian ciągnęło się biurko na wymiar, na którym znajdowały się trzy komputery. Każdy z nich był podłączony do dwóch dużych monitorów, co razem dawało sześć ekranów i wrażenie (prawie) kantorka w NASA.
Czarusia włączyła jeden z komputerów, choć tak naprawdę musiała jedynie ruszyć myszką, by zdezaktywować wygaszacz ekranu. Następnie wpisała skomplikowane hasło składające się z trzydziestu liter, cyfr i znaków specjalnych. Sprawdziła jeszcze, czy na pewno jest połączona z programem uniemożliwiającym śledzenie jej ruchu w internecie, po czym uruchomiła jedną z napisanych przez siebie aplikacji.
Przecież nie będę sama przeklikiwać Google'a, bo zajmie to wieki – skwitowała w myślach. Jej aplikacja używała sztucznej inteligencji i uczenia maszynowego, aby generować skondensowany raport na podstawie danego zagadnienia. Wybrała kilka słów kluczowych, które orbitowały wokół zaginięcia Tomasza Balickiego. Rozszerzyła jeszcze zakres na dwa czerwcowe zaginięcia na Starym Mieście i kliknęła „Enter".
Procentowy pasek zaawansowania powoli ruszył do przodu. Czarusia wiedziała, że potrwa to przynajmniej kilkanaście minut.
Obróciła się na krześle i spojrzała na kolekcję różnorodnych plakatów i grafik, które obramowane wisiały na ścianie. Zatrzymała wzrok na swoim ulubionym. Hasło „Bo wy tylko na tych kąkuterach" napisane kolorowym fontem zawsze ją rozśmieszało. Nie inaczej było tym razem. Parsknęła śmiechem, po czym wzięła duży łyk kawy i zjadła kilka żelków.
Mój brzuch zaraz wybuchnie – pomyślała, zdając sobie sprawę, że kilkanaście minut temu pochłonęła całą pizzę. W końcu nie miała dzisiaj pracować, tylko lenić się z okazji początku weekendu. Zamiast tego doprawiała niezdrową kolację kawą i żelkami. Pomysł godny pozazdroszczenia, jeśli chce się umrzeć na zawał i miażdżycę.
Czarusia z niechęcią odstawiła miskę z przysmakami, po czym znowu obróciła się na krześle, tym razem robiąc to w zwolnionym tempie, aby błędnik za bardzo nie skomunikował się z żołądkiem.
CZYTASZ
Czarusia
HumorGdańsk. Początek wakacji. Kiedy w niedługim czasie dochodzi do kolejnego zaginięcia mężczyzny z branży informatycznej, mieszkańcy zaczynają się niepokoić. Czy ofiary były ze sobą powiązane i dobrano je według jakiegoś klucza? Dopiero kiedy szef fir...