Czarusia zeskoczyła z dachu autobusu obok przystanku Muzeum II Wojny Światowej. Dobrze, że miała jeszcze mały zapas wody w plecaku, bo słońce atakowało z pełną mocą. Podobnie jak turyści.
Żar z nieba i wakacyjna sobota w Gdańsku to na Starym Mieście zawsze zwiastun nadchodzącej apokalipsy. Ludzie byli wszędzie, co nie było specjalnym zaskoczeniem. Była 12:36, więc chyba już wszyscy zdążyli odespać piątkowy wieczór i w pełni sił ruszyć „na miasto". Oczywiście dla każdego takie stwierdzenie oznaczało coś innego.
Przynajmniej w tym tłumie nikt nie zwraca na mnie uwagi – pomyślała kotka, kierując się w stronę wynajmowanego mieszkania na Grodzkiej.
Przeszła przez urokliwy Most Wapienniczy, by później kontynuować marsz nabrzeżem. Co jakiś czas spoglądała na Motławę, jakby chciała tam znaleźć odpowiedź na nurtujące pytanie. Co się stało z Tomaszem Balickim? I jak ta sprawa łączyła się z zaginięciami Adama Karolewskiego i Wacława Schultza.
Znalazła już ważny punkt wspólny. Schultz współpracował z Catalyst Technology przy przynajmniej dwóch projektach. Ale jeśli dłużej się nad tym zastanowić, czy cokolwiek to znaczyło? Być może. Niestety na razie nie dotarła do jakiegokolwiek dowodu, że mężczyźni się znali. Dlatego początkowe wrażenie, jakby zrobiła przełom w śledztwie, powoli wyparowywało. Na szczęście dysk z częścią plików z komputera Balickiego przyjemnie ciążył w plecaku i może to na nim znajdowało się kilka brakujących części układanki.
Zapowiada się pracowite popołudnie. I nie mniej pracowita noc – pomyślała Czarusia, wchodząc do budynku. Była chyba jedyną mieszkanką kamienicy, pod którą nie skrzypiały schody. Pomijając szczegół, że ważyła tylko nieco ponad 4 kilogramy. Nawet dodając do tego ciężki plecak.
Gdy dotarła na ostatnie piętro, upewniła się, że żadnego z sąsiadów nie ma w pobliżu i otworzyła drzwi.
– Jeszcze tego by brakowało, aby ktoś teraz zadzwonił na TOZ – powiedziała ironicznie, zdejmując plecak i kładąc się na kafelkach w przedpokoju. W mieszkaniu utrzymywała się niska temperatura, co było zasługą dwóch klimatyzatorów, które w sezonie pracowały nieprzerwanie przez 24 godziny.
Czarusia leżała w bezruchu kilka minut, delektując się chłodnym powietrzem, ale wiedziała, że ten weekend będzie daleki od takiego relaksu.
Przekręciła się na brzuch i przez dłuższy czas rozciągała obolałe ciało, kończąc to kilkuminutowym masażem chorej łapy. Ta doskwierała jej najbardziej i niestety ostatnimi czasy coraz częściej dawała o sobie znać. Co pocieszające, ćwiczenia pomagały.
Chyba muszę opatentować tę quasi jogę – pomyślała, przechodząc do kuchni. Po drodze odwiedziła na chwilę pracownię i zostawiła na biurku swój plecak.
W kuchni Czarusia od razu skierowała się do lodówki. Wyjęła stamtąd wędzoną makrelę i zjadła ją stanowczo za szybko. Następnie wypiła duszkiem szklankę wody gazowanej, do której wcześniej wrzuciła kilka plasterków cytryny oraz pokruszony lód. Wszystkie te rzeczy kupiła w pobliskim dyskoncie, wybierając oczywiście opcję z dowozem. Sklep nawet ułatwiał jej zostawienie zakupów pod drzwiami, umożliwiając zaznaczenie informacji o gorączce i silnym kaszlu. Odkąd w 2020 wydarzyła się pandemia, zdalne zakupy w supermarketach stały się normą. Czarusia wraz z innymi zwierzętami dysponującymi pieniędzmi mocno na tym skorzystali.
I tak powinno wyglądać porządne, drugie śniadanie – pomyślała kotka, masując się po brzuchu. Dobrze, że obiad za dwie godziny. Akurat makrela zdąży się przyjąć.
Czarusia zrobiła sobie jeszcze dużą kawę i przeszła do pracowni. Naprawdę lubiła to pomieszczenie, w końcu spędzała tutaj najwięcej czasu podczas doby. Wskoczyła na stół i odruchowo uderzyła w spację na klawiaturze. Komputer jakby obudził się z zimowego snu, dając znać odgłosami kilku wiatraków z systemu chłodzenia.
CZYTASZ
Czarusia
HumorGdańsk. Początek wakacji. Kiedy w niedługim czasie dochodzi do kolejnego zaginięcia mężczyzny z branży informatycznej, mieszkańcy zaczynają się niepokoić. Czy ofiary były ze sobą powiązane i dobrano je według jakiegoś klucza? Dopiero kiedy szef fir...