Rozdział 13 - Rozpoznanie

17 6 18
                                    


Czarusia i Quentin siedzieli na balkonie jeszcze około trzydzieści minut, zanim kotka nie wróciła do mieszkania na Grodzkiej. Oczywiście na jednej szklaneczce wakacyjnego napoju się nie skończyło. Były to przynajmniej trzy. Żar z nieba nie odpuszczał, ale podwójna porcja kostek lodu i kocimiętki całkiem nieźle pomagała złagodzić nieprzyjemne skutki słońca.

Chwilę przed pożegnaniem jej mentor obiecał zająć się dziwnym plikiem random_heroes.rar oraz spróbować ruszyć sprawę monitoringu z pomocą zaradnego rodzeństwa. Na pytanie Czarusi, czy nie powinna im coś zapłacić, Quentin natychmiast zaprotestował.

– Już mają stypendium ode mnie. I to niemałe – stwierdził. – Jeśli znajdą coś przydatnego, wtedy pomyślimy nad premią.

Kotka nie zamierzała się kłócić, bo brzmiało to jak uczciwa propozycja.

Kiedy znalazła się z powrotem w swoim mieszkaniu, od razu skierowała się do pracowni i zrobiła coś, czego chyba nigdy nie zrobiła w niedzielę. Włączyła służbowy komputer. Czekała ją długa i ciężka noc, a przecież w poniedziałkowy poranek rozpoczynał się kolejny tydzień pracy. Była pewna, że jutro o 7:00 będzie nieprzytomna, dlatego chciała trochę wyprzedzić przyszłe zadania. Włączyła Jirę i sprawdziła, jakie taski na nadchodzące dni przygotował jej team leader Arne Jacobsen – Norweg pracujący zdalnie z Oslo.

– Dobra, tu dorobić kilka prostych ficzerów – mówiła do siebie, przelatując wzrokiem listę. – Spotkanie na Zoomie o 10:00, spoko. Nudy, nudy, jeszcze większe nudy – niemal recytowała, bo każdy task w porównaniu do akcji poszukiwawczej trzech mężczyzn właśnie taki się wydawał. Nagle poczuła nieprzyjemny dreszcz przebiegający po plecach. – Co takiego? – krzyknęła, patrząc na spotkanie zatytułowanie „rozmowa półroczna" ustawione na środę.

– No tak. – Uderzyła się chorą łapą prosto w czoło. – Przecież jest lipiec, więc sezon na pytanie: „co przez ostatnie pół roku mogłaś zrobić lepiej" można uznać za otwarty. Czarusia nawet lubiła te rozmowy, na kilku z nich udało się jej wywalczyć podwyżkę, jednak tym razem w ogóle nie miała do tego głowy. Z drugiej strony podniesienie wynagrodzenia na pewno by jej teraz nie zaszkodziło. Mogło pokryć koszty operacyjne poszukiwań, które zdawały się nie powiedzieć jeszcze ostatniego słowa.

Przeszła do kuchni i zrobiła sobie poczwórne espresso, tym razem nie dodając ani mililitra mleka. Potrzebowała najmocniejszej kawy w Trójmieście i miała nadzieję, że jej receptura jest już blisko. Kątem oka spojrzała na zegar na piekarniku. Wskazywał 14:34.

Czyli mogę popracować jakieś siedem godzin, zanim będę musiała zbierać się do mariny – pomyślała, wyjmując z lodówki trochę przekąsek. Mała poprawka. Znacznie więcej niż trochę.

Chciała rozpocząć obserwację przystani około 23:00. Plan był prosty. Zawisnąć dronem wysoko nad chronionym terenem i nagrać jak najwięcej materiału, aby poznać skład i zachowanie ochrony. Na szczęście kamera była wyposażona w noktowizor, a do samego drona Czarusia posiadała kilka dodatkowych baterii, więc za jednym wyjściem mogła zarejestrować około trzech godzin nagrań z przerwami co trzydzieści minut. Każdy z zapasowych akumulatorów starczał właśnie na dwa kwadranse, co było naprawdę niezłym wynikiem.

Zanim kotka z powrotem usiadła do komputera, spakowała cały potrzebny sprzęt do plecaka. Oczywiście oprócz drona, który potrzebowałby sporej, osobnej torby. Jego transport zamierzała rozwiązać inaczej. Podróż na Górki Zachodnie zajmowała około godziny i odbywała się za pomocą tramwaju i autobusu. Czarusia musiała sterować dronem podczas drogi na przystanek, a po wskoczeniu na dach pojazdu powinna też wylądować na nim bezzałogowcem, aby nie marnować baterii. Na szczęście już wielokrotnie robiła podobny manewr, więc nie przewidywała w tej kwestii większych niespodzianek.

CzarusiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz