Czarusia i Albert stali przez chwilę w milczeniu i tylko patrzyli na ludzi bawiących się na Elektryków. Kolejny raz to Czarusia przerwała niezręczną ciszę.
– Popłynę tam.
– Co? – odparł cicho ptak, wciąż wpatrując się w dół. Czarusia zastanawiała się, czy to na pewno ludzie go interesują, czy nie jest to bardziej food truck z zapiekankami.
– Popłynę do Torpedowni – powtórzyła.
– Oszalałaś? – Albert odwrócił się w jej stronę. – Nie wystarczająco zwierząt już zginęło?
– Może niekoniecznie...
– Daj spokój – wtrąciła mewa i machnęła skrzydłem. – Nie ma szans, że ktoś to przeżył. Tamto miejsce jest przeklęte. Jeśli nawet gołębie się tam nie zapuszczają, to nikt z nas nie powinien.
– Jednak spróbuję – oznajmiła Czarusia zdecydowanym tonem. – Nawet jeśli nie znajdę mew z twojego stada, to może natknę się na coś, co pomoże rozwiązać zagadkę trzech zaginięć na Starym Mieście.
Albert sztucznie się roześmiał.
– I co ci da rozwiązanie tej zagadki, jak stamtąd nie wrócisz? Jeszcze nie słyszałem, aby ktoś załadował milion waluty do trumny.
Czarusia przez chwilę chciała powiedzieć, że ona dobrze przygotuje się do wyprawy, ale powstrzymała się. Znaczyłoby to wtedy, że mewy tego nie zrobiły. Zresztą. Może faktycznie stamtąd nie wróci? Z doświadczenia wiedziała, że dziewięć żyć to jeden, wielki mit, który zgubił niejednego kota w tym mieście.
– Podrzucisz mi raporty z tych trzech dni? – spytała.
Albert głęboko wciągnął powietrze, po czym westchnął.
– Czyli naprawdę chcesz tam płynąć.
– Muszę dokończyć tę sprawę, a to aktualnie mój najlepszy trop.– Nie dodała, że tak naprawdę jedyny sensowny.
– Dobrze. Zaraz zadzwonię, gdzie trzeba i ktoś z nocnej zmiany podrzuci ci dokumenty. Pewnie około 7:30, bo pół godziny wcześniej mamy odprawę. Nadal mieszkasz w tym ładnym budynku przy Motławie?
– Na szczęście tak. – Czarusia również zachowała dla siebie, że milion z nagrody planuje przeznaczyć na wykup tego mieszkania.
Ptak pokręcił głową, a następnie spojrzał kotce prosto w oczy. Jego ramoneska ze sztucznej skóry lśniła w świetle księżyca.
– Sam nie wierzę, że to mówię, ale proszę cię o jedno. Znajdź moje mewy.
– Postaram się – odparła kotka, kierując się już w stronę miasta.
***
Czarusia wdrapała się na dach tramwaju numer 8 i od razu zdjęła plecak. Miała wrażenie, że waży on przynajmniej tonę. Wyjęła pojemnik z izotoniczna wodą i opróżniła go kilkoma dużymi łykami. Od półtorej godziny była już noc, ale niezbyt pomogło to powietrzu, które nie poruszało się i było suche oraz lepkie jednocześnie.
Sprawdziła godzinę. Dochodziła 23:00, więc zapewne dotrze na spotkanie z Larsem na styk albo będzie lekko spóźniona. Nie mogła jednak narzekać, bo rozmowa z Albertem okazała się prawdziwym przełomem. Niezidentyfikowany obiekt podwodny poruszający się po Motławie dokładnie w czasie zaginięć. To nie mógł być przypadek, który w dodatku tłumaczył dwie rzeczy. Dlaczego mężczyźni praktycznie wyparowali oraz czemu nurkowie nie natknęli się na ich zwłoki.
CZYTASZ
Czarusia
HumorGdańsk. Początek wakacji. Kiedy w niedługim czasie dochodzi do kolejnego zaginięcia mężczyzny z branży informatycznej, mieszkańcy zaczynają się niepokoić. Czy ofiary były ze sobą powiązane i dobrano je według jakiegoś klucza? Dopiero kiedy szef fir...