Rozdział 3 - Czarny kolor pochłania światło

159 23 18
                                    

Zanim Czarusia sprawdziła zawartość plecaka, włożyła do adaptera płytę z singlem zespołu The Kills zatytułowanym „Future Starts Slow". Kolejny raz wsłuchała się w magnetyczny dźwięk gitary, a tytuł utworu powoli nabierał nowego znaczenia. Mimo że nie była przesądna, miała nadzieję, że to dobry znak.

Gdy piosenka się skończyła, delikatnie rozłożyła wszystkie rzeczy z torby na biurku.

Przyssawki na łapy, niezarejestrowany telefon z nawigacją i internetem, dwa nadajniki śledzące, latarka czołowa, dysk zewnętrzny z oprogramowaniem łamiącym zabezpieczenia, karta kredytowa, wysokokaloryczna porcja jedzenia z długim terminem ważności, woda oraz powerbank.

– Chyba nic nie brakuje – mruknęła do siebie, pakując wszystko z powrotem do plecaka. Założyła go na grzbiet, mocując dwoma elastycznymi paskami. Był cały czarny, więc idealnie pasował do jej umaszczenia.

Przeszła do przedpokoju, gdzie przejrzała się w dużym lustrze.

Czarny to najlepszy kolor. Bez dwóch zdań – pomyślała, pomijając swój lekko zarysowany, biały „krawat". Nagminne były sytuacje, kiedy po przebiegnięciu drogi, ludzie w samochodach gwałtownie hamowali, by po chwili równie szybko zawrócić lub dziwnymi słowami starać się odczarować domniemany urok. Kotka już dawno przestała się przejmować, że ludzie są aż tak przesądni, a w dodatku krótkowzroczni i nie dostrzegają białej plamki na jej sierści.

Przed wyjściem Czarusia aktywowała alarm i włączyła wewnętrzny monitoring składający się z ośmiu kamer, z których dwie były dobrze ukryte na klatce schodowej. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Oby tylko wspólnota mieszkaniowa się nie dowiedziała.

Po wyjściu z budynku kotkę uderzyło stojące i lepkie powietrze. Sprawdziła godzinę. Była 6:10.

– Niech to – warknęła. – Już teraz jest gorąco jak przy kominku w Piekle, a będzie tylko gorzej.

Podziękowała w duchu, że Gdańsk ma dostęp do morza poprzez zatokę, a blisko jej mieszkania przepływa Motława. W przeciwnym razie letnia aura byłaby nie do zniesienia. W dodatku kolor jej umaszczenia też nie pomagał. Czuła się trochę jak licealna fanka muzyki metalowej, która nosi się jedynie na czarno, nawet jak na zewnątrz jest 30 stopni Celsjusza, a na niebie nie ma żadnej chmurki. Brakowało jej tylko glanów, naszywek na plecaku i buntowniczego nastawienia do świata.

Czarusia wskoczyła na nabrzeżny poler służący do cumowania jednostek wodnych i rozejrzała się na wszystkie strony. Architektura Starego Miasta jak zawsze zrobiła na niej spore wrażenie. Równie mocno ucieszyła ją mała ilość ludzi. Chwilę po 6:00 rano, w pierwszą wakacyjną sobotę nie tłoczyły się tu jeszcze tabuny turystów, ale wiedziała, że takie szczęście nie potrwa długo. Po 8:00 wyjdą z hoteli i wynajętych mieszkań na poranną jajecznicę i zimnego szprycera.

– Ci turyści są gorsi niż zombie. Zawsze wracają – mruknęła i ruszyła w stronę Muzeum II Wojny Światowej. Chciała jak najszybciej dostać się na osiedle, gdzie mieszkał zaginiony Tomasz Balicki. Przyśpieszyła kroku, ale nawet szybkim tempem trasa zajęłaby przynajmniej dwie godziny. Stanowczo zbyt długo. Dlatego w końcu zdecydowała na komunikację miejską. Oczywiście nie mogła podróżować w przestrzeni wspólnej z innymi pasażerami. Samodzielny kot z wyładowanym po brzegi plecakiem ze sprzętem elektronicznym mógłby wzbudzić niezdrowe zainteresowanie. A sława to ostatnia rzecz, jakiej Czarusia teraz potrzebowała.

Gdy przechodziła obok muzeum, jak zawsze zachwycił ją ten architektoniczny majstersztyk. Praktycznie cała wystawa znajdowała się pod ziemią, jednak wysoka i częściowo przeszklona bryła w kształcie równoległoboku była nachylona pod tak dużym kątem, że sprawiała wrażenie niechybnej katastrofy budowlanej. Naprawdę. Gdy Czarusia zobaczyła to po raz pierwszy, dosłownie nie mogła oderwać wzroku. I nawet teraz, przechodząc tędy niezliczoną ilość razy, musiała się na chwilę zatrzymać.

CzarusiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz