Czarusia przystanęła obok drabinki i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Motławę. Woda była dziwnie spokojna. W przeciwieństwie do jej głowy, w której aktualnie kołatało się zbyt wiele myśli. Miała wrażenie, że w ciągu ostatniej doby odnalazła kilka nowych elementów układanki, jednak równocześnie plansza zrobiła się dwa razy większa.
Popełniłam błąd – pomyślała. Przez chwilę zbyt skupiłam się na Balickim, a ta zagadka jest bardziej obszerna niż jedna osoba. – Wypuściła głośno powietrze. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, tylko za Balickiego płacą milion złotych.
Część historii układała się teraz w sensowną całość. Kotka zdążyła już ustalić, że Balicki i Schultz byli znajomymi, a teraz należało założyć, że Karolewski również należał do tego grona. W dodatku monitoring nagrał go na przecięciu Świętojańskiej i Warzywniczej, czyli około 150 metrów od miejsca, gdzie zarejestrowano Balickiego.
– Zmierzali w dokładnie to samo miejsce – powiedziała cicho pod wąsem, a zgodnie z krótka tradycją Straszek i tak to usłyszał.
– Też tak uważam – wtrącił. – To raczej mało prawdopodobne, żeby jacyś mityczni porywacze czekali tutaj na każdego z nich.
– Coś jak kamper w grze komputerowej? – spytał Lars, który właśnie obsikiwał pobliską latarnię. – Czarusia zmierzyła go lodowatym spojrzeniem i potrząsnęła głową z dezaprobatą. – No co? – zbulwersował się. – Trochę sławy jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
– Niesamowita popularność – skrzywiła się, a następnie jeszcze raz rozejrzała się dookoła. – Przecież to miejsce jest idealne miejsce, aby zniknąć. Po obu stronach praktycznie nie ma żadnych zabudowań – dodała, patrząc na przeciwległy brzeg, gdzie znajdował budynek przepompowni ścieków z wysokim kominem. – Nikt o północy przecież nie obserwował tego miejsca stamtąd. – Odwróciła się. – Z tej strony też ciężko nas dostrzec. Nie dość, że jesteśmy zasłonięci przez dwa murki na różnych poziomach, to za nimi jest tylko duży skwer, sporo zaparkowanych samochodów i drzewa.
– Tak jak mówiłaś – stwierdził Straszek. – Idealne miejsce, aby zniknąć.
– Zastanawia mnie jednak ten kierunek. – Czarusia przekręciła głowę w prawo, gdzie w odległości 100 metrów znajdowała się zwodzona kładka prowadząca na Ołowiankę. – Stamtąd jesteśmy całkiem nieźle widoczni. Gdybym ja chciała się rozpłynąć, wybrałabym raczej inne miejsce. Zbyt dużo potencjalnych świadków.
– Myślisz, że około północy jest tutaj dużo osób? Wątpię – zaprotestował policyjny pies.
Kotka szeroko się uśmiechnęła.
– Uwierz mi. Mieszkam obok tej kładki i nikt mnie nie przekona, że od czerwca do września nie mam rykowiska pod oknami. Nawet po północy przemieszcza się tam trochę ludzi.
– Może – mruknął Straszek. – Ale jak na razie wszystko wskazuje, że mężczyźni zniknęli tutaj. – Ruchem głowy wskazał drabinkę.
Przez głowę Czarusi znowu przebiegło stanowczo zbyt dużo myśli. To, że zaginieni się znali, raczej nie ulegało wątpliwości. Jednak nadal brakowało jej odpowiedzi na kilka pytań. Dlaczego wybrali akurat to miejsce? W jaki sposób udało się zakłócić monitoring w okolicach nabrzeża? Dlaczego zniknięcia miały miejsce w trzy różne dni, które dzieliły prawie regularne, tygodniowe odstępy? Jak to wszystko łączy się z domniemanym obiektem podwodnym i Torpedownią? I jak to możliwe, że mewy od Alberta nie zauważyłyby w wodzie żadnego mężczyzn? Albo może i zauważyły, ale ptak już jej tego nie powiedział.
Nie, to bez sensu – pomyślała, zamykając oczy i nabierając w płuca weekendowego powietrza. Pachniało jak tanie perfumy i dwudniowa zapiekanka, czyli obyło się bez większych zaskoczeń.
CZYTASZ
Czarusia
Hài hướcGdańsk. Początek wakacji. Kiedy w niedługim czasie dochodzi do kolejnego zaginięcia mężczyzny z branży informatycznej, mieszkańcy zaczynają się niepokoić. Czy ofiary były ze sobą powiązane i dobrano je według jakiegoś klucza? Dopiero kiedy szef fir...