ironia nienawiści

57 7 8
                                    

Rzecz w tym, że Keigo tak naprawdę wcale nie nienawidził Touyi.

Nienawiść była jego nowym silnikiem zapalnym, źródłem wszystkich działań i podszewką każdej opini czy uczucia; to też nienawiść wylewała się z jego spojrzenia, ruchów, postawy i słów. Opierał teraz na niej całe swoje jestestwo, nienawidząc, nienawidząc, nienawidząc.

A jednak.

A jednak... Nienawidził też Dabiego. No, przynajmniej tego, co z niego zostało. Bohatera. Przestępcy — byłego przestępcy — który dostał drugą szansę, który uwierzył, że zasługuje na szczęście. Dobre sobie! Ochhhh, jak on go nienawidził. To jest, nie, jak on tego nienawidził. Tej durnej otoczki odkupienia grzechów przeszłości, przysięgi zadośćuczynienia oraz poprawy i obietnicy nagrody. (Kiedyś Hawks sam wbijał mu to do głowy. Teraz już wie, że grzechów nie da się odkupić, tym bardziej zadośćuczynić). Tej aury bohaterstwa, na nowo odkrytych współczucia i empatii, no i tej obrzydliwie szczerej chęci niesienia pomocy.

Keigo nienawidził tego, czym stał się Touya. Nienawidził wszystkiego, co sobą reprezentował, nienawidził świadomości, że własnoręcznie przyczynił się do stworzenia tej iluzji.

A jednak.

A jednak... Samego w sobie Dabiego, tego chłopaka o irytująco niebieskich oczach pełnych gwiazd, nie był w stanie znienawidzić, nie ważne jak bardzo próbował.

Chyba kiedyś za bardzo go kochał.

IRONIA. dabihawksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz