Znoszenie bólu nie było dla Dabiego nowością. Mierzył się z tym całe życie, uparcie prąc na przód mimo uczucia igieł i rozrywania skóry przy każdym ruchu.
Znał ból.
Był jego wiernym towarzyszem, wrogiem, powodem nienawiści i żalu do świata, źródłem pragnienia, by się zemścić.
Był też wyzwaniem, które podejmował każdego dnia, od kiedy Hawks zaczął trzymać go za rękę i wspierać w tej syzyfowej walce.
Był jego częścią, którą Touya zdecydował się w końcu przyjąć. Wziąć na klatę, jak starego przyjaciela, rozpościerając ramiona i pozwalając mu w nie wpaść, biorąc go w swoje obcięcia.
Ból, jednakże, nie był cierpieniem.
Nie takim, jakie Touya poznał tej pamiętnej nocy. Nie tym rozdzierającym jego wnętrzności uczuciem, którego nie dało się zignorować, o którym nie dało się zapomnieć nawet na chwilę.
Cierpienie nie było mu wcześniej znane i nigdy nie decydował się na jego zaakceptowanie. Pusta dłoń, bez obejmującej ją drugiej, takiej w bezpalcowych rękawiczkach, wcale nie pomagała. Zbyt przyzwyczaił się do pomocy i stałej obecności obok siebie.
Co za ironia, że właśnie ta obecność, jej słowa, przyniosły mu to cierpienie. Zdanie, które tak bardzo bał się usłyszeć, dowód, że nigdy nie był kimś, na kim mu zależało.
⋆⋆⋆⋆⋆
a/n
woah, apparently to zyje.to calkiem mila i zarazem krotka przerwa od pisania licencjatu, wiec pewnie jeszcze skorzystam z tego sposobu i w najblizszym czasie wyprodukuje kilka nowych czesci.
to dla tej jednej osoby, ktora jakis czas temu prosila zebym nie porzucal tej pracy <3 to dzieki niej przypomnialem sobie, ze w ogole istnieje.
CZYTASZ
IRONIA. dabihawks
Fanfiction❝Hawks...?❞ Dabi wiele stracił, wiele poświęcił i wiele zniszczył. Gdy w końcu Keigo nakłonił go, by odpokutował swoje winy, wszystko miało w końcu wyjść na prostą. Zamiast tego, jego uparcie budowany na nowo świat, z jednym nienawistnym spojrzenie...