rozdział 2

15 5 0
                                    

Tyle się działo a ja w tym wszystkim byłam gdzieś obok. Pogrzebem zajął się brat Damiana, ja nie umiałam się przemóc. Dopóki nie zobaczę jak zostaje złożony do grobu, mogłam jakoś funkcjonować. Myśli że na cmentarzu zakończy się jego ostatnia podróż doprowadzała mnie do obłędu. Każdy dzień wyglądał tak samo. Było cicho i pusto. Wokół mnie co chwilę kręcili się ludzie z grup Damiana i Marcela, ale ja czułam się samotna. W dniu pogrzebu, nie miałam już nawet siły płakać. Czułam że zawodzę swoje dziecko, ale w naszym mieście i naszym domu nie umiałam inaczej. Kiedy trumna z jego ciałem zostoła żłożona do grobu, podjęłam decyzję. Czas opuścić miasto i dom i ludzi. Inaczej będę tkwiła nad przepaścią, bliżej jej krawędzi. Tak się czułam jeden krok i przestanie boleć. Ale rosło we mnie nowe życie i to dla niego powinnam uwolnic się z tego życia i zacząć od nowa daleko od wspomnień. Pojechać w miejsce gdzie nie było nic co mi przypominało o Damianie. Kiedy zostałam sama na cmentarzu postanowiłam ostatecznie pożegnać się z nim:

-Kiedyś się spotkamy, ale to nie mój czas. Opuściłeś nas, tak bardzo cię kocham, że bez ciebie czuję się martwa. Ale dla naszego dziecka, zacznę od nowa i dlatego muszę sie z tobą pożegnać tu i teraz. A więc żegnaj i krocz po autostradzie nieba. Może kiedyś wrócę, ale teraz muszę odejść. - lekki wiaterek otulił mnie niczym ramiona, poczułam jego obecność, to mi dało nadzieję, że będzie dobrze. 

-Weronika powinniśmy już jechać- głos brata wybił mnie z rozmyślania, gdzie powinnam wyjechać, nadal z nim nie rozmawiałam. Miałam do niego żal, że nie powstrzymał Szychy. Bez słowa wyminęłam go i wsiadłam do jego auta. Męczyło go coś i czasami łapałam sie na tym, że chcę go zapytać, ale słowa w ostatniej chwili więzły mi w gardle. Kiedy jechaliśmy na stypę, patrzył na mnie smutnymi oczami.

-powiedz to - tyle zdołałam z siebie wykrztusić

-Zrezygnowałem. Od teraz motory to tylko moje hobby. Boss przejmie wszystko. Przywódctwo grupy Szychy przejął Łysy. - nie wiedziałam co mam na to powiedzieć, grupa Damiana mnie nie obchodziła, ale mój brat kochał to co robił, chcociaż nie było to legalne, przynajmniej nie zawsze. On i Damian byli tacy sami pełni pasji i miłości do tych maszyn. Ich grupy takie były. Najpierw spotykali się jako pasjonaci potem doszły do tego interesy te legalne i te mniej, ale nadal robili to z pasją.

-Podjęłam decyzję, wyjeżdżam - powiedziałam cicho, wiem co poczuł, bo ja czułam to samo, ale musiałam to zrobić. W jakimś sensie musieliśmy z czegoś zrezygnowac żeby żyć dalej. -Dokąd chcesz jechać? Będziesz miała dziecko, jak dasz radę sama?

-Jest jedno miejsce w które zawsze chciałam pojechać, ale przepraszam nie mogę ci powiedzieć, muszę się odciąć od tego wszystkiego. może za jakis czas będę w stanie się odezwać, ale to dla mnie za wcześnie, przykro mi, ale nie umiem ci wybaczyć, jeszcze nie teraz. A o to czy sobie poradzę nie musisz się martwić, mam pieniądze, a tam czeka na mnie moja przyjaciółka. - resztę drogi milczał, ja już też nie miałam nic do powiedzenia. Gdybym mu wspomniała że jadę do Łucji połapał by się że moim miejscem jest Mediolan. Miałam zamiar poświęcić się projektowaniu biżuteri. Zawsze to chciałam robić i myślę, że w mieście modowej rozpusty moja biżuteria będzie rozchwytywana. Taką miałam nadzieję.

Po stypie musiałam porozmawiać jeszcze z Maksem, czy latanie w moim stanie jest bezpieczne.

-Wyjeżdżam i mam do ciebie pytanie, czy w moim stanie latanie jest bezpieczne? I mam też prośbę, zajął byś się sprzedażą domu?

-Nie widzę przeszkód byś mogła lecieć, sprzedażą domu też się zajmę. A czy to nie za wcześnie? A jeśli wrócisz i zechcesz znów tu zamieszkać?

-Nie biorę pod uwagę jak narazie powrotu. To bilet w jedną stronę.

-Rozumiem. Weronika mam nadzieję, że kiedy postanowisz wrócić, to mnie odwiedzisz.

Żyć od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz