rozdział 14

6 2 0
                                    

Wiele się działo w ostatnim czasie, byłam już tym zmęczona i marzyłam o tym, żeby w końcu zrobiło się spokojnie. Chciałam się nacieszyć Bruno i córką. Tak zwyczajnie. Bez gangów, mafii. Tylko nasza trójka i święty spokój. Wymyśliłam w sumie gdzie moglibyśmy pojechać, ale to nie tak do końca odcięcie się od mafii, chciałam poznać otoczenie ojca, jego rodzinę, chciałam zobaczyć jakim jest człowiekiem dla rodziny, w murach swojego domu. Marcel jakiś czas temu do niego pojechał i jak dzwonił wydawał się być zadowolony. Może ja też powinnam poznać ich bliżej. W normalnych warunkach i sytuacjach na tyle ile to było możliwe. Jeszcze nie rozmawiałam na ten temat z Bruno, wiem, że nie będzie do końca zadowolony, ale czułam taką potrzebę. 

Bruno wrócił do domu późno, ale ta rozmowa musiala się odbyć jeszcze dzisiaj. Nie było sensu zwlekać. Zaczekałam aż skończy prysznic i weszłam do łazienki.

- Zapomnij - zgasiłam mu dwuznaczny uśmieszek z twarzy. Nigdy nie miał dość, gotowy zawsze i wszędzie. - Musimy porozmawiać.

-Ok, a więc zamieniam się w słuch.

-Pomyślałam, że mogli byśmy gdzieś wyjechać, odpocząć. Mam już dość tego ciągłego zamieszania, od dwóch tygodni, nie mamy nawet kiedy porozmawiać. A o spędzeniu kilku godzin razem to można pomarzyć. Szybki numerek i dobranoc. Nie pisałam się na to. Chciała bym polecieć z tobą i Laurą do Włoch do mojego ojca. - obserwowałam jak jego twarz się zmienia, ten pomysł nie przypadł mu do gustu, ale będzie musiał, bo jeśli nie będzie chciał jechać ze mną, to pojadę z córką i nie dam się przekonać do zmiany zdania. 

-Jak to sobie wyobrażasz? Mam kupę roboty w ogarnianiu burdelu w klubie. A ty planujesz nam wakacje bo masz taki kaprys?! To nie jest kurwa zabawa w piaskownicy Weronika! - podskoczyłam, Bruno nigdy się tak do mnie nie odnosił. Nie miałam pojęcia co w niego wstąpiło. Byłam w stanie zrozumieć, że teraz jest ciężki okres dla klubu, ale można było to powiedzieć bez krzyku.

-Jadę sama. - powiedziałam obrażona, niech on ratuje klub, ale bezemnie. Nie pozwolę wyżywać się na swojej osobie.

-Werka, przepraszam - w dupę niech wsadzi sobie te swoje przepraszam, jak już zauważyłam jakiś czas temu czasu ani słów nie da się cofnąć.

-Wal się Bruno! - powiedziałam i trzasnęłam drzwiami wychodząc. Nie tym razem. Nikt nie zmieni mojego postanowienia. Byłam uparta i skoro chciałam jechać do ojca, to tam pojadę. Wybrałam jego numer i czekałam. Odebrał po trzecim sygnale.

-Veronica, è successo qualcosa?* ( Weronika, stało się coś?)

-No, papà, ma vorrei venire da te con Laura*(Nie, Tato, ale chciałabym z Laurą przyjechać do ciebie)

-Sai che la mia casa è la tua casa, non vedo l'ora. Manderà un aereo a prenderti. Dimmi solo quando.*(Wiesz, że mój dom to twój dom, już nie mogę się doczekać. Wyśle po was samolot. Tylko powiedz kiedy)

-Domani. E non chiedete perché così in fretta. Ci vediamo*(Jutro. I nie pytaj dlaczego tak szybko. Do zobaczenia) - rozłączyłam się, nie chciałam mówić ojcu, że pokłóciłam się z Bruno. Niech myśli, że tak mi się spieszy, żeby go zobaczyć. Ojciec był niebezpiecznym człowiekiem, nie było sensu się oszukiwać, ale dla nas i swojej rodziny, był zwykłym człowiekiem, problemy i jego wojenki zostawiał przed drzwiami domu. Starał się i jak na razie dobrze mu szło, nie mieszać spraw rodzinnych z interesami. Kiedy był w domu, był po prostu dobrym ojcem. Za to kiedy szło o interesy bywał mściwy, porywczy i bardzo niebezpieczny. Ale skoro mój brat mieszkał z nim i był zadowolony to i ja mogłam spróbować się trochę do niego zbliżyć. Weszłam do sypialni, nie zastałam Bruna, musiał wyjść przez taras. I dobrze, mogłam się w spokoju spakować. Dostałam wiadomość od ojca, że samolot będzie czekał na mnie jutro o 12. Czasem dobrze mieć układy i układziki. Kiedy byłam już w połowie spakowana, ktoś zapukał do drzwi. Kiedy powiedziałam proszę, do pokoju weszła matka Bruno.

Żyć od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz