rozdział 5

11 5 0
                                    

Ledwo zamknęłam oczy i udało mi się zasnąć a usłyszałam walenie do drzwi, przysięgam, że przywale temu który zakłóca mój sen. Zerwałam się z łóżka i dopadłam do drzwi bo to walenie odbijało mi się w głowie niczym bęben. Szarpnęłam za klamkę i kiedy tylko drzwi sie otworzyły do środka wśliznął się Bruno.

-Czego ty odemnie chcesz? Dziewczyna cię nie zaspokaja? - powiedziałam z ironią.

-Zadowala. Przyszedłem ci tylko coś powiedzieć.

-Słucham? Tylko się streszczaj, bo nie mam czasu na pogawędki.

-Chodzi o pocałunek, to był test. i wiesz co zdałem, ja się z ciebie wyleczyłem, powinnaś wracać tam gdzie się zaszyłaś na te półtora roku. - zamurowało mnie, ale mam to co chciałam i szczerze nie zrobiło mi się wcale lepiej, zraniły mnie jego słowa. Odebrało mi mowę w gardle urosła mi gula wielkości piłeczki do pin-ponga. Dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć, nie mogłam się przy nim rozpłakać, nie dam mu tej satysfakcji, przełkłam ślinę i powiedziałam.

-Wynoś się! Jesteś podłym kutasem! - wypchnęłam go za drzwi i zatrzasnęłam mu je przed nosem. Oparłam się o nie plecami i zjechałam w dół. Rozpłakałam się, nie kochałam Bruna, ale uważałam go za przyjaciela, może gdyby dał mi szansę byłabym w stanie go pokochać. Ale teraz to już wszystko stracone. Zmienił się i to moja wina. Dałam mu nadzieję, a potem mu ją odebrałam i podeptałam. Pukanie do drzwi pozwoliło mi się pozbierać.

-Kto tam? - zapytałam pociągając nosem.

-To ja Marcel, mogę wejść? - otworzyłam mu drzwi i wpuściłam do pokoju. Obczaił mnie od góry do dołu i westchnął. - Słyszałem co powiedział ci Bruno, przykro mi.

-Nie musi być ci przykro, poczułam się zraniona, ale wcale mu się nie dziwię, igrałam z jego uczuciami. - rzuciłam z goryczą. - Chociaż z drugiej strony, tyle lat powtarzał że mnie kocha i w końcu kiedy ja w to uwierzyłam, moje serce zaczynało znów szybciej bić, on sprowadził mnie do parteru w bolesny sposób. Kim on się stał? - musiałam jak najszybciej zniknąć z tego domu, nie zniosę więcej upokorzenia. Kiedy marcel wyszedł, pozbierałam swoje rzeczy i miałam nadzieję, że nie spotkam nikogo po drodze do drzwi. Nie chciało mi się nikomu tłumaczyć.

-Uciekasz?

-Nic ci do tego - warknęłam do dziewczyny Bruna, wyjątkowo działała mi na nerwy.

-On jest mój, nie wchodź mi w drogę - odszczekała

-Weź go sobie i udław się jego kutasem. Masz jego ciało, ale nigdy nie zdobędziesz serca, ono należy do mnie. - powiedziałam pewnie, bo jak tylko przemyślałam sobie zachowanie i słowa Bruno to doszłam do wniosku, że próbował mnie zranić tak jak ja jego. Wiem, że często to powtarzam, ale przynajmniej miałam taką nadzieję. Dopioł swego zabolało, ale jednocześnie zmotywowało.

-Pożałujesz tego!

-Oj dziewczynko za cienka jesteś, żeby mi grozić Wiesz wogóle do kogo startujesz?

-Do wywłoki, która zasadza się na mojego faceta! - walczyła jak lwica, nawet było to zabawne, ale nie miałam czasu uświadamiać tej lafiryndy.

-Uważaj dziewczynko, bo wypadki chodzą po ludziach - szepnęłam jej na ucho i wyszłam z tamtąd, zanim doszło by do rękoczynów. Bo że tak by się stało byłam pewna, młoda była narwana jak rosyjska bomba. Zaciągnęłam się wrześniowym chłodnym powietrzem i wsiadłam na swój motor.

Bruno:

Co mi kurwa odjebało, żeby jej to powiedzieć. Ból w jej oczach wcale nie sprawił że poczułem się lepiej, ale było za późno żeby wszystko odkręcić. Straciłem ją bezpowrotnie. Schodziłem właśnie po szklankę wody kiedy usłyszałem Adę i Weronikę.

Żyć od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz