Arystokrata 10

58 8 0
                                    


Pierwszy wieczór przesilenia wiosennego od wielu lat należał do domu rodziny Rays.

Tego dnia odbywała się jedyna w roku licytacja niewolników organizowana na terenie posiadłości. Na specjalne zaproszenia przybywali tylko wybrani goście – głównie przedstawiciele liczących się rodów arystokratycznych, ważni i wpływowi politycy oraz kilkanaście innych ekscentrycznych i bogatych osób związanych z rodziną. Odkąd Marta pamiętała, sezon targów zawsze inaugurowała Aukcja Domu Rays. Podczas tej wyjątkowej licytacji, kiedy w pierwszej kolejności swój towar prezentował i wystawiał do konkursu ofert gospodarz uroczystości, swoje propozycje mogły przedstawić również domy handlowe innych arystokratycznych klanów. W tym czasie określano kierunki polityki handlowej, przeprowadzano rozmowy, zawierano wstępne umowy i spekulowano o cenach w nadchodzącym sezonie. Późniejsze przetargi przeważnie potwierdzały trafność tych prognoz.

Jednak święto w Radrays Valley to nie tylko interesy, to także wydarzenie towarzyskie, podczas którego odnawiano lub zawierano znajomości, wyznaczano trendy, plotkowano, ale przede wszystkim kupowano. W dobrym tonie było wyjechać z nabytym za niemałe pieniądze, nietuzinkowym niewolnikiem, który tylko z tej okazji miał wytatuowany na lewym ramieniu i prawej łopatce monogram „R". Tatuaż ten, wraz z certyfikatem, świadczył o miejscu pochodzenia i najwyższej jakości towaru. Holding Rays słynął co prawda z wydobycia rud cennego kruszywa, szczególnie wyjątkowej odmiany żółtozłotych szafirów, ale znakiem rozpoznawczym firmy była sprzedaż perfekcyjnie wyszkolonej służby, nie zwykłych niewolników, tylko ludzi specjalnie wybieranych, szkolonych i trenowanych nawet kilka lat. Selekcjonowanie najlepszych, zakwalifikowanych do sprzedaży, odznaczało się szczególną rygorystycznością. Na tym etapie niedopracowanie w jakimkolwiek szczególe nie miało prawa się zdarzyć. Stosowano dobór jednostkowy, oceniano możliwość adaptacji i eliminowano najmniejsze wady fizyczne i psychiczne. Miesiące szkoleń i cierpliwej pracy przynosiły efekty. Wbrew przyjętym normom i zwyczajom, w stosunku do tej garstki niewolnych do minimum ograniczano przemoc i tortury oraz nie łamano charakterów, dzięki czemu ciągle byli ludźmi z bogatym wnętrzem. Martin, jako główny szkoleniowiec, nigdy nie zezwolił na wprowadzenie popularnej metody programowania umysłu, powodującej często dysocjacje, tak niepożądane przez potencjalnych właścicieli. Taki system tresury otwierał szeroki wachlarz możliwości układania i wykwalifikowania niewolnych w wielu dziedzinach. W rezultacie szkoleni ludzie odznaczali się wysokim poziomem identyfikacji z funkcją niewolnika, co czyniło ich towarem luksusowym i pożądanym, szczególnie gdy te cechy szły w parze z jeszcze jednym istotnym dla nabywców elementem – atrakcyjnym wyglądem zewnętrznym. Ponadprzeciętna uroda, wdzięk, wyszkolenie i limit dwudziestu jeden sztuk niewolnych gwarantowały sukces i w głównej mierze reklamę dla dalszego obrotu żywym towarem.

Marta otaksowała wzrokiem olbrzymie pomieszczenie i stwierdziła, że pomysł zaadoptowania olbrzymiej zabytkowej stajni na potrzeby tego dnia należał do udanych. Koncepcja takiej oprawy pojawiła się w ostatniej chwili i do końca istniały obawy, że zabraknie czasu na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Efekt w pełni zrekompensował jednak napięcie i nerwowość panujące przed inauguracją. Wielki budynek, od lat nieużytkowany, przeżywał właśnie swoją drugą młodość. Z odremontowaną elewacją i nową stolarką wyglądał imponująco. Trafnym rozwiązaniem okazało się połączenie dawnej wozowni z pomieszczeniami stajennym dla wygody gości, którzy przemieszczali się wzdłuż szerokiego korytarza, oddzielającego dwa rzędy odrestaurowanych boksów dla koni, będących teraz stanowiskami prezentacji młodych mężczyzn. Sama licytacja miała odbywać się na specjalnie skonstruowanym podwyższeniu, utrzymanym w stylu dawnej drewnianej przegrody, ulokowanym w centralnej części pawilonu wozowni.

Gospodyni, zadowolona z dzieła, przechadzała się pomiędzy zaproszonymi klientami, witając nowo przybyłych, odpowiadając na ich uwagi i rozdając przyjazne, nie zawsze do końca szczere, uśmiechy. Ze szczególną uwagą przyglądała się służbie, której zadaniem było usługiwanie gościom oraz spełnianie wszelkich życzeń i zachcianek. Młodziutcy, delikatni chłopcy, przemykali dyskretnie z tacami pełnymi kieliszków szampana, wina lub mocniejszych trunków i dbali o suto zastawione stoły, tak aby niczego na nich nie brakowało.

ArystokrataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz