Arystokrata 20

49 6 0
                                    


– Fajna, prawda? – Robert wyszeptał niewolnikowi wprost do ucha, cichutko, wręcz uwodzicielsko.

Drugi poczuł na karku jego ciepły oddech, niemal fizyczne dotknięcie. Zadrżał. Zapatrzony w odchodzącą kobietę, nie zorientował się, kiedy podszedł Rays. Zahipnotyzowały go miękkie, energiczne ruchy czarnowłosej arystokratki.

Obserwował Martę już na plantacji zza szyby samochodu i nie łatwo mu było oderwać od niej wzrok. Dostrzegł ją dużo wcześniej niż pochłonięci sprzeczką Rays i zarządca, gdy zjeżdżała na swoim wierzchowcu drogą dla transportu wewnętrznego. Z przyjemnością i pewną tęsknotą chłonął widok tej niezwykłej pary. Idealny dosiad współgrający z każdym ruchem zwierzęcia oraz czarny strój amazonki i kara maść konia nie pozwalały pozostać obojętnym. Pamiętał Bagesta z dawnych lat, odznaczał się trudnym i osobliwym charakterem, a sądząc po tym jak zaatakował Roberta, niepokornym i wojowniczym pozostał mimo upływającego czasu. Bez wątpienia kary należał tylko do jednego pana; właściciela, który oddając mu serce, otrzymał w zamian wierność i zaufanie. Był czas, kiedy Drugi dobierał i szkolił konie, więc rozumiał, jak wiele trzeba poświęcić uwagi i cierpliwości, aby cieszyć się posiadaniem tak dobrze ułożonego, czworonożnego towarzysza. Nie sposób było nie docenić kunsztu jeźdźca, który potrafił zapanować nad zwierzęciem, zachowując wrodzoną ufność, odwagę i waleczność – cechy czyniące je tak wyjątkowym. Takiej istoty nie wolno było łamać, należało oswoić i pozwolić być sobą...

W duchu uśmiechnął się gorzko do siebie. Przewrotność tego świata była niewiarygodnie żałosna. Niewolnicy w relacji człowiek-zwierzę nie mieli szans z tymi drugimi. Zanim stał się jednym z nich, nigdy nie pomyślałby o tym w taki sposób, ale teraz, sprowadzony do najniższej warstwy społecznej, zauważał to wyraźnie. Kompletnie pozbawiony praw, funkcjonował jako bezwolne coś, co miało służyć i z czym można było uczynić wszystko, dosłownie. Nikt, poza małymi wyjątkami, nie chciał zachować charakteru niewolnika, wykorzystać jego możliwości i potencjału. Widział i doświadczał tak wiele okrucieństwa fizycznego, ale nigdy przedtem nie pomyślałby, jak straszne może być okrucieństwo psychiczne i świadomość, że człowiek sam nie stanowi o sobie. Czym był ból fizyczny w porównaniu z upodleniem psychicznym i z nieuchronnym, podłym końcem?

– Pragniesz jej? – Robert musnął ustami skórę na karku niewolnika. – Jest taka piękna... – zamruczał, przeciągając wyzywająco sylaby. – Taka fascynująca... I wiesz, co? – Dotknął dłonią szyi niewolnika, po czym delikatnie, zmysłowo zaczął masować palcami. Drugi mimowolnie zesztywniał, zawsze w takich sytuacjach czuł się szczególnie upokarzany.

– Smakuje tak bosko... – szeptał – i ten jej zapach... Czułeś, prawda?

Pewnie, że czuł, całą drogę, aż do tej pory. Jaśmin nierozerwalnie będzie mu się kojarzył z Martą Rays.

– No, co, Drugi... chciałbyś jej dotknąć? Posmakować? – Nuta narastającego napięcia w jego głosie stawała się niebezpieczna. – Chciałbyś... Chciałbyś być blisko...? Bardzo blisko... Tak blisko, jak to tylko jest możliwe... Chciałbyś, prawda? – Palce właściciela coraz mocniej zaciskały się na karku niewolnego, z premedytacją wbijał ostre paznokcie. – Prawda, Drugi? – Robert mruczał mu do ucha. Usta znów zaczęły błądzić po skórze jasnowłosego osobistego. – Jesteś mężczyzną?

Do czego zmierzał? Chodziło mu o sytuację w samochodzie? O to, że obserwował ich w lusterku? Robert tego nie mógł zauważyć i tylko Marta dwa razy nakryła go na podpatrywaniu rodzeństwa.

– Jesteś mężczyzną... – stwierdził Rays i odsunął się nieco od niego, ciągle jednak mocno zaciskając palce na karku chłopaka. – Chociaż niektórzy uważają inaczej... niektóre – poprawił się, ale nietrudno było wyczuć zamierzone przejęzyczenie. – Jeszcze jesteś...

ArystokrataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz