Arystokrata 28

61 6 0
                                    


Lady Tami zadomowiona w rezydencji, na równi spoufalona ze służbą cywilną, jak i niewolną, bardzo szybko zorientowała się w zwyczajach panujących w wielkim domu. Bystremu oku i ciekawskiej naturze dziewczyny nie umknęły skrzętnie ukrywane flirty, a nawet długotrwałe romanse pomiędzy służącymi. Nieużywane apartamenty, pokoje, pomieszczenia dla służby w suterenie i na poddaszu dawały wiele możliwości spragnionym swego ciała kochankom. Nie były to liczne przypadki, gdyż konsekwencje wyciągane w stosunku do niewolników należały do najostrzejszych kar i skutecznie odstraszały zakochanych. Niewolników trzebiono, a następnie wysyłano do najcięższych robót na plantacji lub w gospodarstwie rolnym, natomiast niewolnice zostawały sprzedane na zwykłych aukcjach, gdzie ich losem nikt się nie przejmował. Zaś osoby z personelu cywilnego dostawały wymówienie z wilczym biletem, a niejednokrotnie zdarzało się, że zostawały oskarżone o korzystanie z prywatnej własności i musiały ponosić zadośćuczynienie na rzecz właściciela niewolnika.

Pomimo restrykcji dochodziło jednak do takich aktów, a jeden szczególny przypadek Marta z Tamarą obserwowały przez kilka dni. Młody niewolnik z ekipy konserwującej w całej rezydencji urządzenia elektryczne dość często miał okazję do spotkań z pokojówką obsługującą piętro, na którym prowadzono remont. Mieli jednak pecha, wybierając na swoje schadzki odległy apartament w zachodnim skrzydle na piętrze. Pomieszczenia, doskonale znane dwóm dziewczynom szukającym wrażeń, dawniej należały do kuzyna babki Roberta i Marty, który po odrzuceniu go przez bliską rodzinę ze względu na chorobę umysłową został przygarnięty przez Roberta seniora. Otoczony przez specjalnie przeszkoloną służbę rezydował w pokojach przez długie lata, oddając się zaspokajaniu chorobliwego popędu seksualnego. Zdiagnozowana choroba osobowości wielokrotnej wyjaśniała nasilające się dewiacje i aktywność seksualną, ale brak odpowiednich leków powodował, że najlepszym rozwiązaniem było utrzymywanie nieszczęśnika w zamknięciu i dostarczanie mu ofiar obu płci. Apartament na końcu zachodniego skrzydła dostosowano do obserwacji pacjenta z pomieszczeń sąsiadujących i wykorzystywanych przez lekarzy badających zachowanie mężczyzny potrafiącego stwarzać pozory zupełnie zdrowego człowieka. Mówiono, że ukryte w ścianach wizjery akurat najmniej służyły medykom, ale tym się już nikt nie przejmował i prawdy nie dochodził. Po śmierci lokatora pokoje zostały zamknięte i unikano przebywania w nich ze względu na krążące opowieści o rozgrywających się tam tragediach. Następnie popadły w zapomnienie, a sprzyjała temu rozbudowa podziemnej części rezydencji, tworząca sieć zaplecza technicznego dla wygodnego funkcjonowania olbrzymiego domu oraz przebudowa zamieszkanego przez właścicieli wschodniego skrzydła i unowocześnienie centralnej części budynku.

Dopiero Tamara szpiegująca śliczną pokojówkę, która odważyła się odrzucić awanse nachalnej kuzynki ochmistrzyni o wyraźnych lesbijskich skłonnościach, trafiła za nią do dawnego miejsca rozpusty, a potem całkiem przypadkowo odkryła pokój obok i możliwość obserwowania wnętrz, a tym samym odbywajacych się w nich schadzek. Kiedy pierwszy raz przyprowadziła w to miejsce Martę, pomiędzy niewolnikiem i służącą do niczego nie doszło. Bardzo przejęta para o czymś po cichu rozmawiała i skończyło się tylko na kilku pocałunkach. Zaciekawione dziewczyny jednak na tym jednym razie nie poprzestały, a ich wścibskość rosła w miarę obserwacji i odkrywania kolejnych potajemnych spotkań nie tylko na terenie domu.

W taki właśnie sposób Marta dowiedziała się, że istnieje także seks pomiędzy mężczyznami, a było to pewnego letniego wieczoru, gdy wracały dość późno z lekcji jazdy konnej. Gdy wychodziły z krytej ujeżdżalni, na przejściu łączącym ją z budynkiem stajni i zapleczem paszowym Tami spostrzegła co najmniej zastanawiające zachowanie dwóch niewolników. Wzajemne poklepywanie po tyłkach i całowanie w kark nie należało do codziennych widoków. Pociągnęła Raysównę za rękę i dziewczyny szybko obiegły budynek od zewnątrz, aby tylnymi wrotami oraz schodami dostać się na poddasze, gdzie składowano siano. Marta do dziś zapamiętała zapach świeżo zwiezionego siana i pieczenie podrapanych gołych nóg, ale przede wszystkim widok dwóch, półnagich, imponujących muskulaturą mężczyzn, z ust których wydobywało się dojmujące dyszenie. Dziewczyny z przejęciem obserwowały, jak wyższy z niewolników, ciemnowłosy, opalony na ciemny brąz klęknął przed umięśnionym od ciężkiej fizycznej pracy blondynem, chwycił masywny członek i zaczął ssać. Arystokratka oderwała na chwilę oczy od lśniących potem pośladków mężczyzny rytmicznie wbijającego się w usta drugiego i spojrzała na przyjaciółkę. Ta odwzajemniła się wymownym spojrzeniem i uśmiechnęła dwuznacznie, ale króciutki i stłumiony jęk ekstazy blondyna w chwili, gdy brunet krztusił się i połykał jego spermę, sprawił, że Marta zapomniała o dziwnym zachowaniu Lady Tami. Jeszcze jakiś czas po odejściu niewolników pozostały na miejscu, niezdolne do jakiegokolwiek ruchu... to znaczy Marta, bo dla Tamary, jak się później okazało, nie było to czymś nowym.

– Nad czym się tak zamyśliłaś? Kochanie... – Słowa Julii przywróciły pannę Rays do rzeczywistości. Zapatrzona w młodych ludzi pogrążyła się w przeszłości, zapominając o otaczającym ją świecie.

– Ach, tak o tym wszystkim, co mi powiedziałaś – ożywiła się. – Bardzo ci współczuję i chciałabym jakoś pomóc, może porozmawiam z Maksem? – Marta nie wierzyła w to, co właśnie mówiła. – Przecież rodzina jest najważniejsza, a on tak wiele ci zawdzięcza...

– Nie, nie, bardzo cię proszę, nie rób tego! – Pani Kanter gwałtownie zaoponowała. – On strasznie nie lubi, gdy ktoś się wtrąca w nasze prywatne sprawy. Uważa, że sprawy rodzinne to tylko i wyłącznie nasza rzecz i nikomu nic do tego. Odsunął od nas nawet własną matkę, gdy stanęła w mojej obronie.

Marta ze zdziwieniem dostrzegła w oczach kobiety autentyczny strach i rozgoryczenie. Bez namysłu zadała pytanie: – Czy Maks cię bije, Julio?

Przez okrągłą twarz szatynki przemknął nerwowy skurcz, a jej dłonie ponownie schowały się pod stolikiem.

– Nie mogła bywać w naszym domu przez dobre pół roku... Dzieci bardzo tęskniły za babcią...

– Czy Maks cię bije, Julio? – Marta powtórzyła z naciskiem, pochylając się w stronę wyraźnie zaniepokojonej kobiety.

– Nie... To znaczy, raz czy dwa zdarzyło się, że mnie uderzył, ale on już taki jest, jak się bardzo zdenerwuje – westchnęła zrezygnowana. – To choleryk i zawsze musi odreagować swoje emocje... – Julia mocno angażowała się w tłumaczenie męża. – Swoją agresję wyładowuje na niewolnikach, ale ja go rozumiem, Maksa ta praca wyczerpuje, zewsząd atakowany broni się... Cieszę się, że będziesz po jego stronie, on tak bardzo potrzebuje wsparcia.

– Julio, w przeciwieństwie do swojego męża jesteś potomkinią wysokiego rodu, on jest ci winien szacunek, takie są zasady. – Marcie nieobce były przypadki złego traktowania kobiet pochodzących z arystokratycznych rodów przez swoich mężów i najczęściej, czego nie mogła pojąć, działo się to za przyzwoleniem samych kobiet i ich rodzin. – Przysługuje ci prawo odwołania do Rady starszych. – Słowa, które padły, zdumiały ją samą: – Możesz się rozwieść z człowiekiem nie traktującym cię należnie do twego stanu.

Młodzi przy sąsiednim stoliku zaczęli szykować się do wyjścia. Kilka kroków za dziewczyną stanął jej osobisty niewolnik, jak się domyśliła – pełnił również obowiązki ochroniarza. Niewątpliwie młoda dama pochodziła z możnego rodu.

– Za kogo mnie uważasz?! – pani Kanter wysiliła się na słabe oburzenie. – To przecież mój mąż, a dla władzy i wpływów trzeba ponosić ofiary. Skoro Maksymilian tego potrzebuje...

Marta, aby uniknąć błagalnego wzroku Julii, skierowała spojrzenie na odchodzącą parę i westchnęła. Uznała, że też powinna się już zbierać, rozmowa z żoną przewodniczącego wyczerpała ją psychicznie. Zdecydowanie panna Rays wolała działać niż mówić.

– Przepraszam, nie chciałam cię urazić – odezwała się, przerywając chwilowe milczenie i z trudem powstrzymując przed uświadomieniem biedaczce, że ktoś, kto nie walczy o siebie, staje się dla innych przedmiotem. – Powinnam wracać już do domu, zrobiło się późno, a przede mną daleka droga.

– Oczywiście! – Obie panie podniosły się jednocześnie. – Przykro mi, Marto, że zanudziłam cię swoimi problemami, – Julia rzeczywiście wydawała się zakłopotana – ale jesteś osobą, która budzi zaufanie..., a ja... tak naprawdę...

Panna Rays podeszła i objęła wzruszoną kobietę.

– Nie zanudziłaś mnie, jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy czy choćby zwykłej rozmowy, pamiętaj, że możesz się do mnie zwrócić.

– Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Nigdy nie miałam prawdziwej przyjaciółki i nigdy nie pozwoliłam sobie na takie chwile słabości, ale sprawiłaś, że otworzyłam się przed tobą i błagam – nie osądzaj mnie... Dla mnie rodzina jest najważniejsza i zrobię wszystko, aby dzieci były szczęśliwe.

„Tylko jakim kosztem" – przemknęło Marcie przez głowę, a pani Kanter, jakby czytała jej w myślach, dodała: – Pewnie uważasz mnie za głupią gęś..., – Julia powstrzymała gestem dłoni Martę, gdy chciała zaprzeczyć – ale pozwól, że dam ci jedną radę – ujęła pannę Rays za dłoń i mocno ścisnęła: – nie przegraj życia, na miłość nigdy nie jest za późno, ale na samotność zawsze za wcześnie.

Ostatnie słowa mocno zapadły Marcie w umysł, szczególnie te o samotności. Powróciła do wcześniejszych rozmyślań i doszła do wniosku, że od zawsze samotność była jej nieodłączną towarzyszką. Wyjątek może stanowił krótki okres, gdy życie nabrało innego wymiaru, kiedy świat stanął na głowie i to niejednokrotnie; kiedy zapłonął i kiedy się skończył. Za każdym razem stała za tym Lady Tami, tak jak w tamto słoneczne przedpołudnie, gdy Marta chciała skorzystać z niewątpliwie ostatnich ciepłych, jesiennych dni i wybrać się na przejażdżkę. Wbrew złożonym sobie obietnicom aktywnego spędzenia czasu na końskim grzbiecie, po usilnych namowach przyjaciółki znalazły się w zachodnim skrzydle. Arystokratka niechętnie uległa towarzyszce, zwłaszcza że ostatnim razem były świadkami wymuszonego seksu na niewolnicy. Marta, zniesmaczona brutalną postawą starego nadzorcy, wciąż biła się z myślami, czy tą wiedzą nie podzielić się z Martinem, ale naciskająca na nią Tamara, w obawie przed ujawnieniem ich niecnego procederu, skutecznie torpedowała ten pomysł. Tym razem było zupełnie inaczej. Kiedy zajrzały przez wizjer, rozochocona i uśmiechnięta służka okraczyła kochanka i powoli opuszczała się na jego członek, po czym opierając dłońmi o klatkę piersiową leżącego na plecach mężczyzny, odchyliła głowę i z widoczną przyjemnością zaczęła go ujeżdżać. Niewolnik, całkowicie oddany rozkoszy, ugniatał spore, poruszające się w rytm ruchów na penisie piersi, masował sutki, od czasu do czasu przenosząc dłonie na drobne, jasne uda i łydki.

Obserwując zmagania kochanków, Marta pierwszy raz doświadczyła, jak jej ciałem zawładnęło jakieś nieznane dotąd uczucie. Oparła się dłonią o ścianę, a drugą dotknęła gorącego policzka. Z przerażeniem stwierdziła, że każde tchnienie sprawia jej dużą trudność, a na domiar złego nie wiedzieć czemu, ale bała się, aby stojąca obok Tamara usłyszała jej nierówną walkę o miarowy oddech. Im dłużej przyglądała się miłosnemu spektaklowi, tym bardziej wstydziła się reakcji własnego organizmu. Im mocniej służka ujeżdżała członek niewolnika, napinając się i jęcząc, tym więcej wilgoci wypływało na bieliznę Marty, co w tamtym momencie było dla nastolatki zupełnie nowym doświadczeniem.

Gdy mężczyzna gwałtownie chwycił silnymi rękoma kochankę za biodra, przekręcił na plecy i szybkim ruchem wszedł w nią głęboko, pod rozgorączkowaną dziewczyną ugięły się nogi i bezwiednie jęknęła.

Nie uszło to uwadze Tamary, stanęła tuż za pobudzoną przyjaciółką, jedną ręką chwyciła Martę w pasie, a drugą wsunęła za pasek spodni. Raysówna nie miała nawet siły zaprotestować, zapatrzona w coraz szybsze ruchy bioder penetrującego dogłębnie dochodzącą kobietę.

W chwili, gdy Marta poczuła przez materiał spodni na swej gorącej i śliskiej od soków kobiecości rękę dyszącej w jej kark przyjaciółki, niewolnica wygięła się w łuk, ściągnęła kurczowo zaciśniętymi palcami narzutę i opadła na poduszkę. Natomiast mężczyzna wykonał jeszcze dwa ruchy miednicą i wyciągnął pospiesznie członek, aby spuścić się na duże krągłe piersi, po czym zmęczony opadł na łóżko obok partnerki, ciężko dysząc. Zafascynowana nowym doznaniem, jak przez mgłę obserwowała już parę niewolnych zza ściany i pomimo tego nie była w stanie odwrócić wzroku od wyczerpanych kochanków. Jeszcze mocniej przylgnęła plecami do piersi przyjaciółki i poddała się pieszczocie. Początkowe wahanie ustępowało miejsca nieznanej euforii. Serce biło jak oszalałe, a w piersi brakowało tchu, nie wiedziała tylko czy od widoku nagich ciał niewolników, czy od doznania, którego dostarczyła Tamara, kiedy chwyciła w prawą dłoń długie włosy Marty, a lewą zaczęła głaskać udo. Zmysłowość dotyku zniewoliła nastolatkę. Oszołomiona, ku swemu zdumieniu pragnęła kontynuacji tej intrygującej pieszczoty, choć równocześnie starała się nie dać tego po sobie poznać. Tamara nie pozwoliła się zwieść, niczym wytrawny łowca wykorzystała przychylność rozemocjonowanej przyjaciółki i pociągnęła ją na stojącą obok starą kozetkę. Sprawnie ułożyła dziewczynę na plecach, używając niewielkiej perswazji i przytrzymując za uniesione nad głową nadgarstki, usiadła przy niej, dając znak, że zamierza dominować. Marta targnęła się, ale gorące, natarczywe pocałunki na szyi, a po chwili na mostku i pomiędzy na wpół obnażonymi piersiami odbierały jej siły. Lady Tami zamglonym spojrzeniem nakazała nastolatce trzymać ręce u góry, a sama powoli podwijała krótką bluzeczkę, wodząc językiem po płaskim i gładkim brzuchu. Wprowadzona w błogi stan arystokratka odchyliła się, pozwalając, aby młoda kobieta rozpięła zamek błyskawiczny przy spodniach i wsunęła najpierw długie palce, a potem dłoń pod skąpą bieliznę. Marta, rozsunęła minimalnie nogi, lekko podkurczając w kolanach, i to wystarczyło, aby Tamara nakryła dłonią cały wzgórek łonowy kochanki, jednocześnie niecierpliwie, ale powoli wślizgując dwa palce do rozpalonego i mokrego środka. Subtelna, chociaż nabierająca chaotyczności z powodu gwałtownie narastającego podniecenia kobiety stymulacja lekko nabrzmiałej dziewiczej łechtaczki doprowadziła ciało nastolatki do niekontrolowanych dreszczy. Przestraszona odepchnęła opiekunkę i poderwała się gwałtownie, lecz mocno pobudzona Lady Tami przytrzymała ją za rękę i niemalże siłą przycisnęła do siebie. Dysząc ciężko, przystawiła Marcie do twarzy ociekające wilgocią palce i oblizując je łapczywie, wymamrotała łamiącym się głosem:

– Jesteś gotowa, kochanie...

Młoda arystokratka szarpnęła się ponownie i wyrwała rękę z uścisku, podnosząc się z zakurzonego mebla.

– Niby na co? – warknęła zażenowana. Poprawiając ubranie, zerkała na Tamarę, która zadowolona z siebie, wędrowała wygłodniałym wzrokiem po kształtach podopiecznej.

– Taka piękna... Taka słodka... – Kobieta oparła się o ścianę i uśmiechnęła prowokacyjnie, a po chwili, nie spuszczając ze skrępowanej nastolatki oczu, włożyła dłoń między nogi i zacisnęła mocno uda. Westchnęła przeciągle i na moment przymknęła powieki. – I tak bosko smakujesz. Gdybyś tylko chciała...

– Co ty mówisz, Tami?! Proszę cię! – Zdumiona Marta odsunęła się jeszcze kilka kroków dalej od dziwnie zachowującej się przyjaciółki.

– Sprawię ci przyjemność, jakiej nie da ci żaden facet, będę cię pieścić i wielbić... Będziemy się karmić sobą, staniemy się jedną całością... – w drżącym z podniecenia głosie dało się wyczuć pewien rodzaj wzruszenia, jakby namaszczenie. – Zamkniemy obwód naszej kobiecej energii, tylko pozwól mi na to. Pozwól nam na to...

– Ty jesteś nienormalna. – Marta przerażona zachowaniem coraz bardziej rozochoconej kobiety skierowała się ku drzwiom.  Nacisnęła klamkę i odwróciła się ku pochłoniętej sprawianiem sobie przyjemności, aby powtórzyć z naciskiem: – Ty naprawdę jesteś nienormalna!

Kiedy zamykała za sobą ciężkie, drewniane podwoje, dobiegły ją jeszcze uszczypliwe słowa:

– Nie zgrywaj niewiniątka... Bój się tego, co w tobie drzemie! Kochanie...

ArystokrataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz