Arystokrata 36

72 8 0
                                    


To był on. Wszędzie rozpoznałby energiczne, szybkie kroki. Wraz z naciśnięciem klamki, serce chłopakowi podskoczyło do gardła, a przez całe ciało przebiegł zimny dreszcz. Szybko ściągnął łopatki i przyłożył głowę do podłogi, dłonie splótł na plecach i w takiej niezwykle niewygodnej pozycji zastał go właściciel. Czternaście kroków potrzebował Robert Rays, aby wywołać skurcz w żołądku uległego. Lan mocno zacisnął powieki w nadziei, że stanie się niewidzialnym. Niestety.

Nie mógł zobaczyć, ale wyczuł, że Pan podniósł leżący tuż obok krótki bacik i napiął się w oczekiwaniu na uderzenie.

Jeden, dwa, trzy... doliczył do trzydziestu kilku i nic się nie wydarzyło, chociaż wyraźnie odbierał na sobie palący wzrok i słyszał coraz głośniejszy, ale miarowy oddech mężczyzny. Chłopak za wszelką cenę pragnął zapanować nad lękiem i niekontrolowanym mrowieniem ciała. Jeden, dwa, trzy... trzydzieści dziewięć, czterdzieści, czterdzieści jeden... Liczenie pozwalało mu skupiać się na czymś innym, uspokoić rozdygotane wnętrze, dzięki czemu nie poddawał się szaleństwu i okazywaniu słabości, tak jak to robił wcześniej. Na początku bronił się przed tym sadystą, kopał i gryzł, ale przystojny łowca, na głos dzieląc się z nim swoimi przemyśleniami w temacie takiego zachowania, wymierzał razy: za jedno ugryzienie – dwa ciosy w głowę, za kopnięcie – dwa w żebra, cios otwartą dłonią w twarz dostawał za drobne uchybienia. Potem już tylko płakał, nie tyle z bólu, ile z upokarzającej bezsilności. Nie miał z nim żadnych szans, chyba że wysiłek w obronie ciała skierowałby na ochronę umysłu przed dotykającym go bólem i nade wszystko wstydem. Nie wstydził się siebie, wstydził się tego, co z nim robił ten dewiant. Nauczył się skupiać na liczeniu pomiędzy biciem a oczekiwaniem na torturę, w trakcie rżnięcia i po nim, cyferki odwracały uwagę od poniżenia.

Pan sięgnął do jego twarzy i zdecydowanym naciskiem długich palców nakazał unieść głowę, a potem nakierował twarz w taki sposób, aby patrzył na niego. Miał ochotę splunąć arystokracie w twarz, na której nie malowała się najmniejsza emocja, i w oczy, które sadystycznie karmiły się jego paniką, a jednocześnie był gotów błagać o litość.

Kliknięcie. Podążył za jego wzrokiem skierowanym na skórzany klocek. Natychmiast wykonał polecenie, nie zważając na zdrętwiałe członki.

Jeden, dwa, trzy... uderzenie? Jeszcze nie. Cztery, pięć, sześć, siedem... teraz powinien uderzyć w twarz. Bardzo lubił go bić po twarzy. Osiem, dziewięć... Dotyk, tylko zwykły dotyk.

Macał, pocierał, zachowywał się inaczej niż zwykle, jakoś tak łagodnie. Nie szarpał, nie rzucał nim i nie wciskał paznokci... jeszcze? Bez słów nakazał, żeby go rozebrał. Lan już znał tę zachciankę. Nie znosił tego robić, nienawidził dotykać jego skóry, nie mógł patrzeć, jak zaczynał się podniecać; jak pożerał go wzrokiem i oceniał.

Omal nie zapomniał, że zawsze trzeba zacząć od paska i wyciągnąć go ze szlufek, zwinąć sprzączką do wierzchu i położyć w pobliżu w taki sposób, aby się nie rozwinął, kiedy Panu najdzie ochota posłużyć się pasem, który dotkliwie wpijał się w nagie ciało. Jakiś czas temu uderzenie metalową częścią skórzanego gadżetu wpoiło mu tę naukę już na całe życie.

Nie wolno pozwolić eleganckim ubraniom uderzyć o podłogę.

Rozporek, jeden, dwa, trzy... spodnie nie mogą się zsunąć, dopóki nie rozepnie wszystkich guzików koszuli.

Jeden, dwa, trzy, cztery, tylko spokojnie, bez pośpiechu, żeby pan mógł się napawać... pięć, sześć... Powoli odsłaniać idealnie wyrzeźbione ciało... zranione... Ledwie zapanował nad chęcią uderzenia w zaplamiony krwią opatrunek, pod którym zapewne skrywał się uraz. Lan w duchu błogosławił tego, który zranił sadystę. Na samą myśl, że odczuwał cierpienie, serce zabiło chłopakowi mocniej i życzył Panu takiego bólu, jakiego sam doświadczał za jego sprawą.

Siedem, osiem, dziewięć... i nieuchronnie zbliżał się do tego, czego panicznie chciał uniknąć... bielizna.

Najtrudniejsze było pierwsze dotknięcie ustami i liźnięcie ociekającego lepką mazią członka, zapanowanie nad mdłościami i przyzwyczajenie się do specyficznego zapachu. Dziś Pan był cierpliwy i jakby odprężony. Nie wypowiedział ani jednego słowa, tylko spoglądał.

Już nauczył się, jak lubi – szybko i bezwzględnie. Teraz wszystko działo się powoli, spokojnie. Nowa nauka o nieprzewidywalnym zboczeńcu.

Zdaje się, że miał go nie tylko obsługiwać, ale i czcić. Mężczyzna badał każdy dreszcz na jego ciele i każdy grymas, szczególnie gdy muskał kutasem lekko uchylone usta. Dużego i grubego z ciężkimi jądrami, na sam widok już go bolał tyłek. Wbrew sobie posłusznie wciskał w te olbrzymie genitalia twarz, ocierał się o nie i pieścił. Wdychał moc i dominację Roberta Raysa, który go brał, jak chciał i kiedy tylko chciał, i którego nienawidził z całego serca.

Kliknięcie.

Lan cicho wypuścił powietrze z płuc i przez zaciśnięte gardło przełknął ślinę, po czym wysunął język i delikatnie polizał trzon. Gdy nieświadomie przymknął powieki, otrzymał przypominające szturchniecie w głowę, na szczęście zaledwie szturchnięcie. Natychmiast podniósł oczy i napotkał chłód źrenic właściciela. Zadygotał nie tylko od pieszczotliwego dotyku na ramionach.

Z oporem szerzej rozchylił usta i wargami objął samą żołądź. Znajomy słony smak... Nie chciał tego robić!

Jeden, dwa, trzy, cztery... to tylko kawałek mięsa.

Czuł pulsowanie twardego penisa i silny, męski zapach. Znowu się godził, żeby członek szorował po jego języku, dotykał migdałków i wypychał policzki, mocno uderzając w ścianki. Wstydził się łez, które niekontrolowanie wypływały z oczu, i że dusił się zakneblowany nabrzmiałym organem. Starał się maksymalnie skupić na członku, nie dopuszczając myśli, że ten potężny kutas rozrywał mu wcześniej tyłek i że niewątpliwie za chwilę zrobi to ponownie. Ssał go w akompaniamencie głośnego mlaskania, bawił napletkiem i drażnił wędzidełko w nadziei, że ten sadysta nie uderzy go, nie zmaltretuje jak tamtego niewolnika. Nasłuchiwał mruczenia, stękania i obserwował przymrużone z rozkoszy oczy, spodziewając się nadchodzącego orgazmu sapiącego lubieżnie Raysa.

Nie chciał słyszeć, kiedy będzie dochodził, i nie wierzył w to, że przygotowuje się do przyjęcia jego nasienia. Żeby tylko się nie zakrztusił, albo zbyt wiele nie wyciekło z zaślinionych ust... Nienawidził siebie!

Jeden, dwa, trzy... posuwał go... czterdzieści siedem, czterdzieści osiem... dalej to robił... sześćdziesiąt jeden, sześćdziesiąt dwa...

Robert wyjął ociekającego śliną penisa z ust zdziwionego niewolnika. W szeroko otwartych oczach młodego dostrzegł obawę, że coś źle zrobił i spodziewał się kary. Dobry ruch, nigdy nie powinien wiedzieć, co go czeka.

Ponownie strzelił palcami i zrobił obrót dłonią. Chłopak przez chwilę nie rozumiał polecenia, ale gdy go lekko pchnął, pojął, że ma się położyć na plecach i rozłożyć na bok nogi. Arystokrata cmoknął z dezaprobatą, a niewolny w odpowiedzi natychmiast rozsunął je szerzej. Podobało mu się, jak zdenerwowany dzieciak wpatrywał się w Roberta w oczekiwaniu na znak i jak stara się go przewidywać. Przejechał palcami po gładkim rowku i trącił małe w porównaniu z jego własnymi genitalia. Niewolny zadygotał i ledwo zapanował nad obronnym odruchem zaciśnięcia ud. Robert nie pierwszy raz przyuważył, że dzieciak gorliwie stosuje się do wpajanej nauki: żadnych ruchów bez pozwolenia – zbyt gorliwie.

Psychiczne zdominowanie dla fizycznego obezwładnienia – Lan był warty wkładanego w niego wysiłku tresury. Bardzo sporadycznie osobiście zajmował się układaniem niewolników, właściwie ten drobiazg był trzecim, któremu postanowił poświęcić czas, dopiero trzecim wartym zachodu. Pochylił się nad szczupłym ciałem, przebiegł dłońmi po ramionach, mostku i brzuchu wyczuwając przyspieszone bicie serca. Arystokrata pogładził świeżo wygolone krocze i przyłożył palce po obu stronach gładkiego zwieracza. W odpowiedzi oddech niewolnego stał się krótki i płytki. Wcisnął do środka kciuk i uważnie spoglądał, jak mocno zaciskają się mięśnie. Drugą ręką uderzył w jądra, chłopak zapiszczał z bólu, ale pozostał na miejscu. Do wrażliwego otworu dołożył drugi palec. Ciepły zwieracz początkowo zacisnął się kurczowo, potem jednak rozluźnił i znów ścieśnił, zupełnie jakby zasysał. Otwierał chłopaka w nieprzyjemny sposób, wyciskając z jego gardła kolejne sapnięcia, ale widok jego walki z własnym odbytem był niezwykle podniecający. Zamknął mu usta dłonią i dalej posuwał wrażliwe mięśnie suchymi palcami drugiej ręki. Zaimponował Robertowi, gdy pomimo sztywnienia z braku tchu, niemal się nie poruszał, a jedyną oznakę sprzeciwu wyczuwał we wnętrzu śródręcza tłumiącego jęki i gorący oddech. Kiedy szykował się dołożyć środkowy, blondynek rozpaczliwie zamrugał powiekami. Tego oczekiwał, Lan zepchnął dumę na drugi plan. Zadowolony natychmiast zabrał rękę z jego ust.

– Proszę, Panie. Proszę o nawilżenie – zaczął na wydechu. – Proszę, żebyś mnie nawilżył, kiedy będziesz mnie pieprzył – wydusił z siebie, a wraz ze słowami na policzki niewolnika wypłynęły mocne rumieńce. – Błagam...

Uśmiechnął się i kolejny raz pstryknął palcami.

Tym razem chłopak od razu wiedział, co zrobić. Odwrócił się tyłem do właściciela i klęknął. Rays przysunął się i dotknął wąskich bioder, a potem ześlizgnął ręce na krągłe pośladki. Z przyjemnością gładził napięte mięśnie pleców i zroszoną potem skórę. Na subtelne muśnięcie sutki stwardniały, wciąż wrażliwe na dotyk po niedawnej torturze. Szorstko pochylił chłopca, a kiedy ten oparł się na łokciach, docisnął między łopatkami, aby maksymalnie go wypiąć i zmusić do odpowiedniego uniesienia tyłka.

Był taki piękny!

Podniecony arystokrata otwartą dłonią uderzył w zgrabny pośladek, a za chwilę w drugi. Zanim ponownie wymierzył klapsa, oba spięły się mocno i oprócz zarumienienia przybrały seksowny kształt. Niewolny starał się zdusić niekontrolowany okrzyk bólu, poprzez wciskanie twarzy w sztywną skórę klocka, ale nie udało się. Rays sięgnął po flakonik, odkorkował i wyżej podciągnął biodra chłopaka. Wylał odrobinę mazi na wyeksponowany zwieracz i nasmarował również swój członek. Robert miał przed sobą nagie, w pozycji „na czterech", zupełnie zdane na jego widzimisię drobne ciało i musiał walczyć ze sobą, by nie posiąść go tak, jak najbardziej lubił. Głód zaspokojenia przybierał na sile i zaczynał tracić nad sobą kontrolę, a przecież planował inaczej. Wystarczyło, aby przyciągnął go na brzeg pufy...

Właściciel pomiętolił obolałe od klapsów pośladki i bez najmniejszego wysiłku podciągnął jego biodra do góry, by mieć idealny dostęp do tyłka. Lan zagryzł wargę w odpowiedzi na lubieżne obmacywanie wrażliwego na dotyk nawilżonego już otworu. Bezsilna złość go ogarniała, gdy odgadywał perwersyjne zadowolenie i irytujący uśmiech na twarzy arystokraty, kiedy odwlekał moment wepchnięcia kutasa do jego rozpalonego i obolałego wnętrza. Chłodny lubrykant przyniósł na chwilę ulgę. Na samą myśl o tych razach, gdy mężczyzna brał go na sucho lub tylko przy użyciu śliny, zbierało go na mdłości. Duszącego bólu tarcia twardego członka o nienawilżone ścianki w pulsującym wnętrzu nie da się w żaden sposób zapomnieć, tak samo jak tego, że musiał w poniżający sposób prosić o zwilżenie, o wilgoć, która przynosiła fizyczne ukojenie.

Kliknięcie, jak strzał z pistoletu.

Lan bezwiednie zacisnął dziurkę i przyjął pozycję suki. Przekręcił twarz, by położyć policzek na chłodnej skórze i wyciągnął ręce do tyłu, aby złapać swoje pośladki. Pan przyłożył kutasa do wilgotnego zwieracza i niespiesznie pchnął. Żołądź dostała się do środka. Chłopak sapnął. Jego ciało przyzwyczajało się do wielkiego intruza, do kolejnego rozpychania i do tego, że coś w sobie miał.

Jeden, dwa, trzy... zanim naprawdę zacznie boleć.

Jeszcze raz zgubił się w liczeniu przez ten kompletnie inny seks. Chłopak ze zdziwieniem stwierdził, że bez brutalnego wtargnięcia i ordynarnego rżnięcia od samego początku, uczucie pieczenia i dyskomfortu szybko mijało. Dalej czuł gorąco i pieczenie, ale nie takie jak wtedy, kiedy penis rozrywał go od środka do tego stopnia, że zaczynał krwawić.

Cztery, pięć, sześć... Mężczyzna naparł odrobinę mocniej, a Lan głośno stęknął, jeszcze jedno poruszenie biodrami i pojawiło się nieznośne uczucie wypełnienia, ale także niemal nieznane chłopakowi rozluźnienie. Spokojna i ostrożna penetracja dawała zaskakująco inne doznania, chyba także przez to, że Pan ani razu go nie uderzył, nie licząc oczywiście bolesnych klapsów.

Zabujał się w momencie, gdy kutas wszedł gwałtowniej i zatrzymał się w połowie, a dłonie właściciela zacisnęły się na tali chłopca i mocno nacisnęły w dół, aby obniżył przód ciała. Długi jęk, który wydał z siebie mężczyzna z jednoczesnym świszczącym nabraniem powietrza, jaki usłyszał nad sobą, zabrzmiał złowieszczo. Lan odniósł wrażenie, że właśnie Raysowi wyczerpały się pokłady dobroci i za chwilę wszystko będzie jak poprzednio. Bicie, rżnięcie, bicie.

Jeden, dwa, trzy, cztery... nic się nie działo... pięć, sześć, siedem, osiem... czuł pulsowanie penisa w swoim rozgorączkowanym wnętrzu, ale nie poruszał się i wyglądało to tak, jakby Rays uspokajał oddech i poskramiał gwałtowną naturę.

Dziewięć, dziesięć, jedenaście... Między łopatkami poczuł wilgotną od żelu dłoń, Pan przejechał nią kilkakrotnie wzdłuż kręgosłupa. Ręce, które potrafiły brutalnie bić po twarzy lub podduszać, w tej chwili pieszczotliwie gładziły napięte mięśnie grzbietu. Podstęp?

Dwanaście, trzynaście... Chwycił jego biodra i wymownie nimi poruszył. Przekaz był jasny, jeżeli niewolnik chciał powoli i łagodnie, sam miał się nabijać na wielkiego kutasa. Lan natychmiast puścił pośladki i oparł się na przedramionach. Zacisnął zęby i początkowo trochę niezdarnie zaczął poruszać się na członku, biorąc go w siebie do połowy jego długości. Silne wrażenie rozpierania wydobyło z ust chłopaka upokarzające dźwięki, próbował je tłumić, ale kiedy dłonie Pana ześliznęły się na jego genitalia i zaczęły masować członek oraz jądra, poczuł dreszcz i zareagował głośnym westchnieniem. Nie dość, że nie potrafił zapanować nad coraz płytszym oddechem, to sprawniej i żywiej posuwał znienawidzonego kutasa, a przy tym bezwiednie prężył się i unosił wyżej głowę. Stał się zwykłą dziwką, sprzedawał się za odrobinę łaski, i co gorsze, nie chciał się przyznać, ale wolał taką opcję.

Jeden, dwa... ten człowiek odebrał mu władzę nad własnym ciałem, które sobie po prostu wziął, ale nie pozwoli mu zdominować umysłu, za żadną cenę... miał nadzieję, że nie pozwoli.

Nagle Lan krzyknął, duże jądra uderzyły o pośladki, szybkie i bezwzględne pchnięcie wywołało prąd, który rozszedł się po całym ciele, a zaraz za nim fala gorąca.

I znów kliknięcie...

Robert usiadł wygodnie i cmoknął na blondynka. Policzki chłopaka zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, kiedy pojął, co będzie musiał zrobić, odruchowo zerknął na krocze i sterczący członek. Ostrożnie zbliżył się i niepewny spojrzał w oczy swego właściciela. Rays odchylił się zachęcająco i wsunął głębiej na skórzany klocek. Niewolny z ledwie dostrzegalnym oporem przytrzymał się ramienia i przełożył nogę przez uda arystokraty. Robert cały czas patrzył na przestraszonego chłopaka, kiedy opuszczał się na jego biodra i ostrożnie nakierowywał szczupły tyłek na szeroką główkę penisa. Kiedy wyczuł ją na śliskim zwieraczu, mężczyzna przytrzymał gruby członek, aby dzieciak mu go nie złamał, gdy będzie się nasuwał. Niemal się roześmiał w głos, przyglądając, jak skupiony starał się wziąć go w siebie, podczas gdy otwór chłopaka stawiał spory opór. Odniósł wrażenie, że pomimo rozepchania chwilę temu niewolny był jeszcze ciaśniejszy. Wyglądało na to, że ból obtartych ścianek odbytu i strach przed pierwszym razem w takiej pozycji spinał jego smukłe ciało do granic możliwości. Robert złapał go za biodra i wciągnął na siebie. Widział, jak spanikowany zaciskał zęby i płytko oddychał przez nos, był przy tym wszystkim tak uroczo bezradny, że pozwolił mu wpijać palce w swoje szerokie barki. Straszną miał ochotę, chwycić za chude ramiona i nabić go do końca na członek dużo szybciej i mocniej, ale niezwykle podniecało go chrapliwe, momentami bolesne popiskiwanie i tłumione ze wszystkich sił sapanie małolata. Jeżeli dołożyć jeszcze do tego widok skrzywionych w bólu ust oraz ściągniętych brwi i wściekłego spojrzenia, to miał osadzoną na swojego penisa niezwykle podniecają seksualną mieszankę emocji, która dawała mu rozkosz swoim tyłkiem.

Rays odchylił się jeszcze trochę, przytrzymał chłopaka w talii pod innym kątem, stęknął nisko i pozwolił sobie na jedno silne pchnięcie biodrami do góry. Lan zajęczał przeciągle, gdy członek wsunął się głęboko w ciasne wnętrze, wyprężył kręgosłup i zwiotczał. Robert nie miał wątpliwości, że dobrze trafił w „jego" punkt. Nagłe rozkoszne ssanie nie małymi ustami, a tyłkiem na członku, spowodowane niekontrolowanym ściśnięciem pośladków i gładkich mięśni odbytu sprawiło wyjątkową uciechę. Ciało Lana z oporem rozciągało się i dopasowywało do długości oraz obwodu intruza, a dźwięki, które wyrywały się z ust, brzmiały jak muzyka dla uszu dominującego mężczyzny. Jękami odpowiadał na każde pchnięcie, najmniejszy ruch w swoim wnętrzu i Rays niemal był pewny, że przyjdzie czas, kiedy dzieciak wbrew sobie będzie dla niego „śpiewał". Nie potrafił, tak jak Drugi wygaszać w sobie emocji i panować nad niekontrolowanymi dźwiękami, ale nie umiał także pozorować głośno doznań, aby się łasić podobnie do tych, którzy się ugięli. Robert nie miał wątpliwości, że młodziak pozostanie naturalny do końca i nie pozwoli się złamać, przynajmniej dłużej niż jego poprzednicy.

Teraz dawał przyjemność nie tylko zgrabnymi pośladkami, które co chwilę się ścieśniały, ale zaciskanymi powiekami, szeroko otwartymi ustami i chrapliwym urywanym oddechem, gdy chwycił go za szyję i docisnął obrożę dla przypomnienia kim się stał.

Rozochocony arystokrata używał niewolnego jak lalkę, popychał na dorodnym penisie w przód i w tył, w górę i w dół, a był tak mały i lekki, że nie wkładał większego wysiłku, aby mieć go zawsze dokładnie tam, gdzie potrzebował.

Badał wzrokiem drżące, rozgrzane i spocone ciało. Drobne i smukłe idealnie układało się w męskich dłoniach, jakby było stworzone do pieprzenia i zabawy. Klepnął chłopaka w uda i ponaglił, a ten jak rasowa suka wyprostował się i zaczął podskakiwać. Rays musiał przyznać, że jak na pierwszy raz spisywał się całkiem dobrze. Falował na szerokim członku i prawie dobijał do końca w towarzystwie bolesnych sapnięć i nieopanowanych dreszczy. Tylko czasami poruszał jego biodrami, gdy niewolny spocony z wysiłku gubił rytm i ustawał. Robert też zaczął ciężko dyszeć, penis chłopaka w leciutkim wzwodzie majtał się na prawo i lewo z każdym podskokiem, pieszcząc podbrzusze mężczyzny. Czuł, że może niedługo dojść, ale to jeszcze nie był ten czas.

Szarpnął na siebie wymęczonego blondynka, przytrzymał za tyłek i nie wysuwając się z ciepłego, mokrego od żelu wnętrza przewalił się wraz z niewolnym na bok.

Jeden, dwa, trzy... nie miał już sił. Ten sadysta wciąż się nad nim pastwił. Nie wiedział, ile to już trwało, ale chyba prawie wieczność. Dręczenie i torturowanie dodawało arystokracie mocy. Nie mógł już nawet krzyczeć, charczał tylko i wydawał z siebie dźwięki odzwierciedlające stopień natężenia, z jakim był ruchany. Bez litości dla obitych pośladków, pulsującego naruszonego zwieracza i podrażnionego wnętrza, w którym panoszył się wielki kutas. Nie mógł już znieść, gdy Rays przyglądał mu się bezczelnie, dyszał nad nim i wciąż go brał. Dzięki niedużej masie, miotał nim jak szmacianą kukłą, na całym ciele czuł jego trzęsące się z podniecenia ręce i lubieżne spojrzenia. Nie wypowiedział jednego słowa, a mimo to sprawiał, że służył mu ze wszystkich sił jak ułożona kurewka.

Jeden, dwa... nie pomagało liczenie. Świadomość krążyła wokół uszkodzonego tyłka. A nie chciał tego! Tak bardzo nie chciał. Zmęczony ciągłym seksem, nie potrafił oprzeć się nowym doznaniom. Bał się ich i brzydził.

Jeden, dwa, trzy, cztery...

Leżał na boku, a nogi przylegały do na wpół klęczącego sadysty, który wbijał się w niego raz po raz. Lan przycisnął dłonie do twarzy i zagryzł wargi. Pieprzył go mocno, rytmicznie uderzał jądrami o pośladki. Bezwolnie poddawał się stękaniu i jęczeniu w odpowiedzi na rozpieranie, dodatkowo jeszcze spinał się i wyginał, gdy Rays szczypał brodawki sutków. Najgorsze przyszło jednak wtedy, gdy utrzymując miednicę chłopaka w pozycji bocznej, obrócił go na plecy, a nogę przerzucił przez swoje biodro, podciągnął i dobił. Jeszcze tak głęboko Lan nie był penetrowany. Wziął w całości wielkiego kutasa w siebie pod takim kątem, że członek miażdżył mu wnętrzności. Próbował wygiąć się do przodu, ale Pan naparł na niego i jedną ręką przytrzymał za udo, a w drugą ujął dłoń chłopaka i palce przycisnął do podbrzusza. Zablokowany, ściśnięty, dostarczał Raysowi dodatkowej przyjemności, kiedy przez cienkie powłoki brzuszne jego dociskane palce masowały posuwającego go penisa. Chciał wyrwać rękę, ale Pan trzymał ją jak w imadle. Musiał znieść jeszcze i to. Mężczyzna poruszał się w nim coraz szybciej i mocniej. Lan czuł, jak każde uderzenie rozbija jego prostatę i błagał go w duchu, by już skończył. Intensywność, z jaką go ruchał, na to wskazywała i gdy pojawiła się nadzieja, że wreszcie się spuści, Rays wyślizgnął się z niego.

Nie wierzył. Znowu w ten sam sposób...

Jeden, dwa... tylko nie tak!

Chwycił go za pośladki i z zadziwiającą lekkością wstał wraz z nim, aby wsunąć członek w śliski od lubrykantu otwór. Lan chroniąc się przed upadkiem, objął ramiona Pana, a sprawnie opuszczony na kutasa, wbił się na niego już bez oporu. Zakwilił, kiedy mężczyzna wraz z nim usiadł energicznie na pufie, a siedząc okrakiem na udach, bez podparcia dla stóp i prężąc się w odruchu ucieczki przed bólem, nabijał jeszcze głębiej. Kiedy pomyślał, że to się nigdy nie skończy, właściciel zaczął dochodzić. Po zaciętości na twarzy i zgrzytaniu zębami niewolnik poznał, że przestał panować nad sobą. Brutalnie docisnął chłopaka do swoich lędźwi i poruszał jego biodrami. Lanowi zrobiło się słabo, nie kontrolował już spinania pośladków i zaciskania zwieracza na żylastym kutasie. Opadał do końca i dopiero w tym momencie zrozumiał, skąd się wzięła nazwa „dno". Stał się zwykłym, parszywym dnem i kiedy było mu już wszystko jedno, i nie bacząc na ból, rozluźnił się całkowicie, Pan zaczął dochodzić. Bez sił oparł się na ramieniu właściciela, gdy poczuł w sobie pulsowanie i wytrysk, a kiedy pompował w niego nasienie, wyczerpany przytulił się całym ciałem.

Jeden... dwa... trzy...

Robert nie zsunął blondynka z kolan, zaspokojony głęboko odetchnął i sięgnął do tyłka wyczerpanego niewolnego. Zadowolony pogładził pulsujący zwieracz, z którego zaczęła wyciekać sperma; tak rozjechał chłopakowi dupę, że otwór długo się nie zamknie. Przez myśl mu także przebiegło, aby wylizał mu jeszcze genitalia, ale wtulony dzieciak chyba całkowicie opadł z sił. Nie powinien pozwolić szczeniakowi na takie spoufalenie, ale ten jeden raz zrobi wyjątek dla dobra procesu naprawczego. Cała przyjemność zabawy dopiero się zaczynała, a widoki na przyszłość i stworzenie seksownego masochisty zapowiadały się obiecująco.

Przyssał się do delikatnej skóry dyszącego w jego szeroki tors młodziaka i ugryzł, aby posmakować krwi...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 14 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ArystokrataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz