Izanagi

20 2 0
                                    

イザナギ

Wiatr wzmógł się, lecz Madara biegł za staruszką skaczącą po gałęziach drzew. Jej akrobatyczne ruchy nie pozostawiały żadnych złudzeń. Zastawiła pułapki.

  Gdy aktywował Sharingana, od razu dostrzegł linki i notki wybuchowe, które umieściła w okolicy. Znów się uśmiechnął. Nie tylko on wychodził z siebie przez ostatnie kilka dni.

  Sylwetki drzew migały mu przed oczami szybciej i szybciej. Wszystko wokół wydawało się płynąć.

  Gdy uznał, że znajdują się dostatecznie daleko od wioski, wyciągnął z torby kunai, do którego przywiązał wcześniej notkę wybuchową. To była jego szansa. Krzyknął by ją zdekoncentrować. I rzucił.

  Kątem oka zauważyła, w którą stronę celował. Kunai ciął powietrze tuż obok ucha zdrajczyni, jednak trafił w cel.

  Gdy spojrzała przed siebie, zauważyła broń wbitą w gałąź przed nią. Madara uśmiechnął się i zatrzymał, szurając butami po ziemi.

  Widział, jak próbowała uciekać, jednak fala uderzeniowa była szybsza i w okamgnieniu posłała ją na pobliskie drzewo. Kobieta odbiła się od niego z głuchym trzaskiem i bezwładnie padła na ziemię.

  Madara powoli stawiał kroki w jej stronę. Widział, jak próbowała się jeszcze podnieść. Jednak jej wola nie mogła wygrać z obolałym ciałem. Nadal była w szoku.

  Rozkoszował się jej bólem, w końcu w pełni na niego zasłużyła. Jednak niekoniecznie pasował on do tej konkretnej twarzy.

  — Darujmy sobie tę farsę, pani Naoko.

  Na twarz staruszki wtargnęły groza i niedowierzanie. Zamknęła oczy. Madara widział, jak z trudem zmusza mięśnie twarzy do wykrzywienia się w uśmiechu, a dłonie do zawiązania pieczęci. W miejscu staruszki pojawił się dym. Szalejący wiatr rozwiał go natychmiast.

  Trzydziestokilkuletnia kobieta, która pojawiła się w jej miejscu, przypominała staruszkę z wcześniej wyrazem twarzy i obrażeniami. Oddychała płytko, jej oczy łzawiły, a z nosa lała się krew.

  — Czym się zdradziłam? — spytała ochrypłym głosem. Dźwignęła się na kolana, ściskając płaszcz na wysokości klatki piersiowej.

  — To było dość oczywiste — rzekł Madara spokojnym głosem. — Najbardziej zaszkodziłaś sobie przemianą w Sumie. Wtedy wiedziałem już, gdzie mam szukać. Twoje nagłe pogorszenie stanu zdrowia też było podejrzane. O tym, co było wczoraj, lepiej nie wspominać. Włożyłaś sporo trudu w naukę chodzenia o lasce. Kompletnie bez sensu. Mogłaś chociaż ukraść laskę pani Mineko. — Powoli szedł w jej kierunku. — Mówią, że atak to najlepsza obrona. Jak widać nie zawsze.

  Kobieta podniosła się na równe nogi z niemałym trudem. Nadal dyszała głośno.

  — Naprawdę chcesz jeszcze walczyć? — spytał z kpiną w głosie.

Krzyknęła, w szale aktywując Mangekyō Sharingana.

***

Sumie odbiła się od sufitu i skoczyła na kobietę o czerwonych włosach. Obie zwaliły się z hukiem na ziemię. Dziecko cofnęło się, wrzeszcząc przeraźliwie.

  — Mamo! Mamo!

  Sumie walnęła kobietę pięścią. Celowała w twarz, lecz trafiła w jej wyciągnięte przedramiona.

  Potem atakowała jeszcze drugi raz, trzeci. Wciąż nieskutecznie. Słysząc płacz, nie mogła zmusić się, by uderzyć ponownie. Dyszała ciężko. Bardziej z szału niż zmęczenia.

Burzowy Lis | 嵐の狐 | Naruto FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz