Sumie pakowała się na następną misję, zleconą jej przez daimyō. Z wielką ostrożnością przełożyła do torby ozdobioną wachlarzem czerwonych kwiatów spinkę do włosów — to było narzędzie misji. Chociaż i tak planowała się go pozbyć zaraz po jej zakończeniu, nie mogła pozwolić na jego przedwczesne uszkodzenie.
Przeszła się po pomieszczeniu, by wyjąć z szafy inne potrzebne rzeczy. Właśnie otwierała drzwi, gdy usłyszała szmer za swoimi plecami. Natychmiast odwróciła się w jego stronę, lecz nie dostrzegła nikogo ani niczego. Wyglądało na to, że wyobraźnia znów płatała jej figle.
Chwyciła się za czoło i pokręciła obolałą z nudów głową, odnosząc wrażenie, że omamy słuchowe są wynikiem migreny. Jednak nie były.
— Musimy porozmawiać.
Prawie przewróciła się na widok Madary, który stał przed nią i wpatrywał się w jej twarz z widocznym znudzeniem. Wejrzenie w jego beznamiętne oczy tylko spotęgowało niepokój, który ją wtedy ogarnął. Zawstydzona swoją dezorientacją, przeniosła spojrzenie na rzeczy do spakowania. W tej chwili tylko one mogły uratować ją przed rozmową w cztery oczy.
— O co chodzi? — spytała, wyciągając z szafy pierwszą lepszą rzecz, byle tylko nie musieć utrzymywać kontaktu wzrokowego. Musiała dać mu do zrozumienia, że jest zajęta.
— Jak dzisiaj się nazywasz? — zaczął.
— Jeszcze nie wybrałam... Zresztą to nie moja decyzja.
Dlaczego pytał o coś tak błahego? Sumie odprężyła się, gdy domyśliła się manipulacji.
— Jesteśmy shinobi klanu Uchiha, a mimo to musimy służyć bogatym słabeuszom...
— Jesteśmy parszywi i sprzedajni — odpowiedziała bez wahania, przechodząc między szafą a torbami. — To zapewnia nam przetrwanie.
Madara nie odpowiedział. Sumie uśmiechnęła się za jego plecami, przeczuwając, że połknął haczyk.
— Jestem shinobi: nie Uchihą, nie Senju. Jestem tym, czego wymagają ode mnie pieniądze. Nie walczę, jeśli tego ode mnie nie wymagają. W innym razie walka jest głupotą.
— Czym są dla ciebie pieniądze? — Jego głos stał się jakby lżejszy.
Sumie zmrużyła oczy, przeczuwając, że właśnie otrzymała odrobinę więcej czasu na sformułowanie odpowiedzi. Przeszła po pokoju po raz kolejny, zbierając słowa i myśli. Próbując powiedzieć coś bardziej błyskotliwego niż zgodne z prawdą „nic", otworzyła usta. Zaraz potem ich kąciki uniosły się. Przygryzła lekko dolną wargę, nie mogąc uwierzyć we własny cynizm.
— To kawałki papieru i metalu, na których widok ludzie uśmiechają się do ciebie szerzej.
Madara prychnął z rozbawienia.
— Czy nie jest to zatem żałosne? Życie shinobi...
Zimno rozeszło się po jej ciele przez płat ciemieniowy po odcinek piersiowy kręgosłupa. Nawet gdyby chciała się z nim zgodzić, te słowa po prostu nie mogły przejść jej przez gardło. Mruknęła potwierdzająco, nie potrafiąc zmusić się do zrobienia czegoś więcej. Spojrzała na Madarę przez ramię. Choć miała spokojny wyraz twarzy, po jej ciele przeszły kolejne fale zimna, niby insekty kroczące po powierzchni skóry.
— Życie shinobi wymaga wiele od nas wszystkich. — Gdy odwracała wzrok, zmarszczyła brwi, a napięcie na twarzy zacisnęło jej usta. Ganiła się w duchu za ten pusty, nieprzemyślany frazes. Nie chciała się żalić. Nie chciała, by znów uznał ją za słabą, jednak było już za późno na dodanie słów wyjaśnienia.

CZYTASZ
Burzowy Lis | 嵐の狐 | Naruto Fanfiction
Hayran KurguCiepłe popołudnie odeszło do historii. Zerwał się zimny, porywisty wiatr. Przyszła ulewa. Pranie całkiem przemokło. Lisica bała się burzy. Mimo to patrzyła na rozżarzone niebo. Gdzieś tam, daleko, czaiła się przyszłość. Era walczących państw. Władcy...