Noelle ocknęła się na skórzanej kanapie w garderobie chłopaków. Nad nią nachylała się Linda, wyraźnie zmartwiona, jednak wesołe iskierki z jej oczu nigdzie sobie nie poszły.
- Śmierdzi ci z buzi - powiedziała Noelle jak już bardziej oprzytomniała, chcąc też lekko rozładować atmosferę. Linda wypiła dwa piwa, więc jej oddech nie był już taki ładny miętowy, tylko bardziej piwny.
- Chłopcy grają nadal, bo wściekły tłum, by ich wybuczał jakby nie wrócili na scenę. - Noelle posłała jej pytające spojrzenie, bo nie bardzo rozumiała co się dzieje i jak się tu znalazła. - Zemdlałaś, Noelle. Bailey od razu kazał przestać grać chłopakom. Trochę nawet nakrzyczał na widownie, no to było zabawne. Saul, to znaczy Slash przyniósł cię tutaj, bo Bailey był lekko napruty, chyba połowę whisky wypił na tej scenie. Ale przez ostatnie 20 minut ciągle tu wchodził i pytał, czy wszystko dobrze. - powiedziała Linda i aż dostała zadyszki.
- O rany, znowu musiałam przedstawienie zrobić - jęknęła zażenowana Noelle i zakryła twarz dłońmi. Kilkakrotnie w ciągu ostatniego roku zdarzyło jej się stracić przytomność w miejscu, gdzie było więcej ludzi. Noelle, po takim zdarzeniu czuła zażenowanie i wstyd, mimo, że wcale nie powinna.
- Przestań, Noelle. Nikt normalny by w ten sposób nie pomyślał.
- Która jest godzina? - nagle dziewczyna jakby oprzytomniała i uświadomiła sobie, że może być już późno i pora wracać do domu.
- Jest przed 23, ale tym się nie przejmuj. Po koncercie znajdę nam podwózkę albo pojedziemy nocnym autobusem. - uspokajała ją Linda i zmniejszyło to niepokój Noelle.
Gdy Linda otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, drzwi się uchyliły. William Bailey, a któż by inny? Wszedł głębiej do pomieszczenia, a Linda szybko się ulotniła.
- Hej, Noelle. Ryzykuję w tym momencie byciem znienawidzonym przez widownie, ale chciałem zapytać jak się czujesz - powiedział lekko zachrypniętym głosem, trochę nardziej niż zwykle. Chłopak oczy miał szkliste, a usta miał wygięte w rozbawionym uśmieszku. Zdecydowanie trochę wypił, a utwierdziło Noelle to, że lekko się potknął i niezdarnie opadł na kanapę naprzeciw tej, na której leżała.
- Czuję się dobrze. Mogłeś zapytać po koncercie, nie jestem warta bycia wybuczenia przez widownie - odpowiedziała, a wypowiedź zakończyła nerwowym cichym śmiechem.
- Jesteś, jesteś, maleńka - zanim Will się orientował, to Noelle rzuciła pierwszą lepszą rzeczą w chłopaka. Była to zapalniczka. - No dobra, dobra. Zrozumiałem - zaśmiał się i odłożył na stolik zapalniczkę.
- A skoro czujesz się lepiej, to chciałbym, żebyś posłuchała nasz kolejny kawałek. - dodał po chwili patrząc jej w oczy. William lubił bardzo kolor oczu Noelle.
- Czy ja jestem krytykiem muzycznym, że drugi dzień prosisz mnie o ocenę twoich utworów? - zaśmiała się Noelle i powoli wstała. Will w tym czasie również w miarę zgrabnie wstał i otworzył drzwi dla Noelle.
- Ta piosenka jest wyjątkowa - dodał cicho, jednak Noelle doskonale go usłyszała, ale nic nie dodała.
W ciszy przeszli przez krótki korytarz, do tej części klubu, gdzie odbywał się koncert. Było już zdecydowanie mniej tłoczno, na co Noelle odetchnęła z ulgą.
- Podejdź tam w prawo, Linda tam stoi. - Will lekko zniżył się, by mieć głowę na wysokości Noelle i jedną ręką wskazał jej Lindę. Linda stała przy scenie i wyraźnie flirtowała z Duffem. - A ja lecę na scenę - powiedział i się wyprostował. Trochę zbyt gwałtownie, a że od wypitej whisky miał lekki problem z równowagą, to się zachwiał. Noelle szybko chwyciła go za przedramię, by mógł odzyskać równowagę. Posłał jej ten z tych uroczych uśmiechów, który miała okazję już zobaczyć raz. Noelle szybko odnalazła Lindę i tym razem trzymała ją za rękę.
CZYTASZ
Paradise City | axl rose
FanfictionJest 1980 rok. Axl Rose, a wtedy jeszcze William Bailey był idealnym przykładem na to jak narkotyki potrafią ściągnąć młodego człowieka na sam dół. Jednak pojawiło się tak zwane światełko w tunelu, gdy w jego życiu pojawiła się pewna dziewczyna. Chc...