- To nie jest mój przyjaciel - odpowiedziała Noelle i wzięła łyk swojej herbaty.
- On chyba myśli inaczej - zaśmiał się Jason i dalej przyglądał się Noelle.
- Ty też już nie jesteś moim przyjacielem - wypaliła dziewczyna z nieznanego sobie powodu.
- To się zmieni niedługo, mała Noelle - uśmiechnął się do dziewczyny.
- Nie byłabym tego taka pewna, Jasonie - odpowiedziała zdecydowanie i posłała Jasonowi wymuszony uśmiech.
- To dlaczego mnie zaprosiłaś? - zapytał i uniósł brew. Jason uważnie obserwował Noelle i próbował cokolwiek wyłapać z jej twarzy, choćby najmniejszy cień emocji.
- Jestem uprzejma - dziewczyna wzruszyła ramionami jakby to wszystko było jej obojętne.
- Nie powiedziałbym. Jesteś dla mnie dosyć niemiła.
- Może przestanę być niemiła jak mi dasz spokój albo chociaż wytłumaczysz dlaczego nie raczyłeś się odezwać przez okrągły rok - Noelle była już zirytowana i zaczynała żałować, że wpuściła Jasona do domu. - Albo nie tłumacz mi, po prostu idź już - dodała i patrzyła wymownie na chłopaka.
Jason w odpowiedzi posłał Noelle trochę dziwne spojrzenie i bez słowa wyszedł, na co Noelle cicho odetchnęła z ulgą.
Jason rozumiał niechęć dziewczyny do niego, bo nie zachował się wobec niej w porządku. Zdawał sobie też sprawę, że mógł być nieco nachalny, ale jakaś jego część przyciągała go do Noelle. Kiedy zobaczył ją w parku wróciły do niego uczucia, którymi darzył swoją przyjaciółkę o których ona nigdy się nie dowiedziała. Sam sobie je uświadomił dopiero przy rozłące z Noelle.
Kiedy Jason opuścił dom Noelle, dziewczyna czuła się przytłoczona i chwyciła za telefon stacjonarny wykręcając numer do swojej przyjaciółki. Linda odebrała już po trzech sygnałach.
-Halo? - dziewczyna rozpoznała głos mamy swojej przyjaciółki.
-Dzień dobry, pani Wando. Jest może Linda?
- Dzień dobry, Noelle. Jest Linda, już ją wołam.
- Dziękuję - mruknęła cicho Noelle i cierpliwie czekała aż jej przyjaciółka przejmie słuchawkę.
-Noelle? Co tam? - głos Lindy jak zwykle był pełen energii i podekscytowania.
- Chciałabyś się spotkać może? - zapytała Noelle z nadzieją. Nie za bardzo chciała przebywać sama.
- Głupio pytasz! W sumie może bym mogła nocować - zaproponowała Linda, co wydawało się być dobrym pomysłem.
- Byłoby świetnie! Tylko muszę zapytać mamy.
- O co musisz zapytać, kochanie? - Noelle odwróciła się w stronę drzwi wejściowych, w których stała jej rodzicielka.
- Mogłaby dziś Linda przyjść na noc? - zapytała nadal trzymając słuchawkę telefonu.
- Jest środek tygodnia.
- Będziemy się razem uczyć i wstaniemy jutro do szkoły. Prooszę - Noelle błagalnie spojrzała na mamę i posłała jej najładniejszy uśmiech jaki umiała. Kiedy nie dostała odpowiedzi podała słuchawkę rodzicielce, która miała słabość do Lindy i ją uwielbiała.
- Pani Jones, proszę się zgodzić. Musimy nadrobić szkolne ploteczki i no ten pouczyć się matematyki - piskliwy głos Lindy rozbrzmiał ponownie w słuchawce.
-Dobrze, dobrze, Lindo. Możesz u nas nocować - zaśmiała się mama Noelle i oddała słuchawkę swojej córce, a następnie zniknęła w kuchni.
- Ma się ten dar przekonywania - zaśmiała się Linda. - Wyjdziesz po mnie? Ja już pakuję rzeczy i wychodzę.
- Tak. Do zobaczenia, Lindo - Noelle odłożyła słuchawkę i poszła za mamą do kuchni, zabierając z korytarza pakunek, który przyniósł Jason.
-Mamo, to od pani Sullivan - dziewczyna położyła papierową torbę na blat w kuchni i usiadła na krześle patrząc na mamę.
-Ah, tak. Dziękuję, była tutaj? - odpowiedziała i oparła się o blat.
- W zasadzie to Jason był - nastolatka nieco się skrzywiła.
-Oh no już się tak nie krzyw, Noelle.
- Masz rację, mamo. Szkoda moich zmarszczek w przyszłości.
- Aż tak cię zranił tym, że wyjechał? - zapytała mama i posłała córce łagodne spojrzenie. Faktycznie, po wyjeździe rodziny Sullivan, Noelle przepłakała kilka dni, jednak kobieta była przekonana, że jej córka wybaczy Jasonowi. Przecież byli takimi dobrymi przyjaciółmi.
- Jeszcze jakby chociaż powiedział co się stało - powiedziała Noelle będąc nieco rozdrażniona. Jak na razie Jason Sullivan wzbudzał w niej same negatywne emocje. A nawet jeśli pojawiały się te pozytywne, dziewczyna szybko je tłumiła. Wolałaby go nienawidzić niż na nowo przeżywać zauroczenie.
- A dałaś mu szansę, żeby coś powiedział? Chciałaś go wysłuchać? - zapytała kobieta co totalnie zamknęło Noelle usta. Nie dała mu na to szansy, bo cały czas była zajęta nieuprzejmościami w jego stronę oraz dogryzaniu mu. Ciekawiło ją co się stało i zastanawiała się, czy jej rodzice wiedzieli coś na temat wyjazdu Sullivanów z miasta.
- Wyjdę już po Lindę - powiedziała Noelle, szybko przytuliła mamę i zaraz wyszła z domu.
Po jakichś dziesięciu minutach marszu Noelle ujrzała swoją blondwłosą przyjaciółkę, która już z daleka zaczęła jej machać. Obie przyspieszyły i chwilę później przytuliły się na powitanie.
- Rozmawiałaś z mamą o imprezie? - zapytała Linda przechodząc od razu do konkretów i nie siląc się na żadne "cześć".
- Ciebie też miło widzieć, Lindo - zaśmiała się Noelle i obie zaczęły się kierować w stronę jej domu. - Ale odpowiadając na twoje pytanie to nie, nie rozmawiałam z mamą.
- No to na co czekasz?
- Nie ma szans, by się zgodziła. Sullivanowie mają przyjść do nas w gości, więc na pewno mnie nie puści.
- To możesz się wymknąć - powiedziała Linda.
- Pogięło cię, Lindo? Ja i wymykanie się? - zapytała dziewczyna rozbawiona. Wymykanie się z domu to nie było coś, co praktykowała. W przeciwieństwie do Lindy, dla której to była normalność.
- Nie pogięło mnie, mała Noelle. Zacznij żyć w końcu życiem nastolatki, każdy się wymyka z domu w tym wieku.
- Nie chcę mieć problemów - mruknęła w odpowiedzi, chociaż jakaś jej część zgadzała się z Lindą. Może będzie fajnie?
- Albo - zaczęła Linda posyłając przyjaciółce przebiegły uśmiech, który mógł oznaczać tylko jedno. Dziewczyna wpadła na jakiś niedorzeczny pomysł - nakłonisz Sullivana, żeby cię krył.
CZYTASZ
Paradise City | axl rose
FanfictionJest 1980 rok. Axl Rose, a wtedy jeszcze William Bailey był idealnym przykładem na to jak narkotyki potrafią ściągnąć młodego człowieka na sam dół. Jednak pojawiło się tak zwane światełko w tunelu, gdy w jego życiu pojawiła się pewna dziewczyna. Chc...