Rozdział 17

10.9K 467 14
                                    

Brayson

Ściskałem cholernie mocno dłoń ukochanej patrząc się na wysokie mury ochronne i strzeżoną bramę prowadzącą do piekła zwanego więzieniem. Znów pojawiły się dreszcze na moim ciele na myśl, co się dzieje za tymi murami. Zbyt wiele się nasłuchałem o różnych wydarzeniach w celach aresztowanych. Tak bardzo chciałem zabrać stąd brata, ale musiałem uszanować jego decyzje i prośbę. Nie mogłem go zawieść.

- Gotowy? – zerknąłem niepewnie w bok, gdzie stała Ava i posyłała mi pokrzepiający uśmiech. To ja powinienem pytać o to ją. Miała za chwilę przekroczyć po raz pierwszy mury więzienia, a to ja bardziej się stresowałem niż ona. Chyba bałem się, w jakim stanie mogę zobaczyć brata.

Kiwnąłem głową łapiąc powietrze. Podeszliśmy do ochrony, gdzie podaliśmy swoje dowody osobiste i uzupełniliśmy odpowiednie dokumenty. Następnie zostaliśmy przeszukani i wpuszczeni na teren zakładu karnego. W głównym budynku czekało nas to samo. Musieliśmy się wylegitymować, zostawić wszystkie rzeczy, których nie mogliśmy wnosić do sali widzeń i ponownie przeszukani przez policjantów. Przez jednego z policjantów zostaliśmy zaprowadzeni do pomieszczenia, w którym odbywały się widzenia z rodziną i bliskimi. Weszliśmy do środka, gdzie poza nami i dwóch pilnujących policjantów nie było nikogo. Stałem tak na środku z kobieta u boku czekając, aż wprowadzą mojego brata. Jako, że nie był zagrożeniem, a sprawował się dobrze mogliśmy porozmawiać bez dzielącej nas ścianki i przez specjalny telefon. Drzwi ponownie otworzyły sie z hukiem, a w nich stanął Eric w kajdankach, które dwóje policjantów właśnie ściągali. Dopiero, gdy pozbyli się tego cholerstwa chłopak spojrzał na mnie uśmiechając się lekko. Odetchnąłem z ulgą nie widząc żadnej rany na jego twarzy. Jego wzrok spoczął na kobiecie obok mnie i mogę przyznać, że uśmiechnął się jeszcze bardziej na jej widok niż mój.

- Ava? To naprawdę ty? – niedowierzając chłopak podszedł bliżej nas i zgarnął w swoje objęcia moją kobietę.

- Eric nawet nie wiesz jak tęskniłam za tobą. – Byli jak rodzeństwo.

- Mi ciebie też krasnoludku. – To było typowe przezwisko brata na Avę. Przez nas wysoki wzrost, Ava była przy nas bardzo niziutka. – Ale co ty tu robisz? Czy mojemu bratu wrócił rozum? – kobieta zaśmiała się przekrzywiając głową.

- Twoje ostatnie słowa podczas pierwszego widzenia w tym piekle – powiedziałem, a brat spojrzał na mnie z dumą i niemym przepraszam. Jak za każdym razem. Usiedliśmy we trójkę przy stoliku. Mieliśmy tylko pół godziny na rozmowę, a było tego tak dużo.

- Jak się czujesz? – zapytała Ava.

- Teraz widząc was razem o wiele lepiej. Avo przepraszam, do dzisiaj obwiniam się za to co was spotkało. To przeze mnie się rozstaliście – powiedział schylając wzrok, aby na nas nie patrzeć.

- Ericku nigdy cię o to nie obwiniałem i sam siebie nie obwiniał, bo nie masz racji – odparłem.

- Bray ma racje. To nie twoja wina. Niczyja. Widocznie tak był nasz los, nie ma co się obwiniać. Jak widzisz twój brat zawsze stawia na swoim, a życia ponownie nas złączyło – wyznała czule spotykając się ze spojrzeniem brata.

- Jest coś co wspólnie chcieliśmy ci powiedzieć – zacząłem spoglądając na Avę. Wyciągnęła zdjęcia Liama, które pokazywało jego aktualny wyglśd. – Ale zanim to zrobimy, wiedz, że nigdy przenigdy cię nie będziemy obwiniać o to, jak potoczyło się nasze życie, bracie. Nadal nie mogę pogodzić się z tym, że nie chcesz, abym wpłacił za ciebie kaucje. Nie rozumiem tego i nie zrozumiem, ale szanuje twoją decyzję. Przeszedłeś gówno w swoim życiu, ale nadal jesteś moim bratem. I będziesz nim, jak wyjdziesz z tego kurwidołka. Rozumiesz, mnie?

Nigdy cię nie opuściłem - ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz