Rozdział 25

7.4K 388 10
                                    

Ava

Rankiem żegnaliśmy się zbyt długo. Mężczyzna nie chciał mnie wypuścić z mieszkania, a już w ogóle nie śniło mu się wypuścić mnie ze swoich ramion. Tego dnia leżeliśmy w ciszy ciesząc się swoją obecność i próbowaliśmy skupić się tylko na sobie. Nie trwało to jednak długo, ponieważ do naszej sypialni wpadł Liam, który położył się pomiędzy nas wtulając się w mój bok. Tego ranka więź rodzinna między nami była nad wyraz wyczuwalna i śmiało mogłam stwierdzić, że dla takich momentów niczego nie żałowałam.

Jednak nastał czas pożegnania. Walizka leżała już w bagażniku, a obok mnie stał synek ze swoim plecakiem na czas kilkudniowego pobytu u dziadków.

- Pamiętasz o czym rozmawialiśmy synu? - mężczyzna kucnął przed chłopcem, aby być bliżej niego. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc nic o żadnej „ich" rozmowie.

- Tak tato - odpowiedział przytulając się do jego szyi. Miałam nadzieję, że powie cos więcej, ale niestety.

- Musimy się zbierać, kochanie - szepnęłam, kiedy mężczyzna stanął przeciw mnie.

- Wiem, ale nie chce was zostawiać - odparł składając delikatny pocałunek na moim czole.

- Zobaczysz, że zobaczymy się szybciej niż ci się wydaje. Pokaż im kto tu rządzi - powiedziałam całując go ostatni raz na pożegnanie. Kierując się do auta czułam jego intensywny wzrok na sobie. Nim odjechał spojrzałam na niego z uśmiechem.

- Dobra, pamiętasz co ci powiedziałam? - zapytałam syna, w trakcie drogi do mojego rodzinnego domu.

- Tak mamuś. Jadę do dziadków na kilka dni, a ty wracasz do taty wspierać go w walce, a ciocia Carla jedzie do Hiszpanii odebrać za ciebie nagrodę, bo jesteś najlepsza na świecie mamuś.

- Mądry chłopiec - odparłam z szerokim uśmiechem.

Ciężko mi było wynegocjować takie warunki. Wiele długich rozmów i argumenty za i przeciw. Jasne wiedziałam, że dla samej mnie lepiej i korzystniej by wyglądało, jakbym wstawiła się osobiście na gali. Z drugiej strony nic nie było dla mnie ważniejsze niż Liam i Brayson, a Brayson w tym momencie potrzebował w stu procentach mojego wsparcia. Gdyby tylko mógł sam by wspierał mnie wśród setek skąpych w bogactwie ludzi. Dlatego też postanowiłam zrobić wszystko, aby być przy nim. Nie dałabym rady uśmiechać się i rozmawiać z tyloma ludźmi nie wiedząc co dzieje się z moim mężczyzną. Plan był prosty, w którym pomogli mi przyjaciele.

Po przywiezieniu Liama do rodziców i spędzenia u nich kilka godzin czasu musiałam już jechać, aby być na czas i przygotować się do wydarzenia. Matthew zapewnił mnie, że zostanę wpuszczona do Braysona jeszcze przed walką. Bądź co bądź ale nie chciałbym, aby mężczyzna dostał zawału na ringu, gdyby mnie zauważył w tłumie. To mogłoby wpłynąć niekorzystnie tylko i wyłącznie dla jego osoby. Także niespełna dwie godziny później razem z Mattem parkowaliśmy pod ogromnym budynkiem, w którym rozgrywało sie piekło. Dla wielu jednak było to niebem. Wzięłam głęboki oddech nim przekroczyłam próg tego miejsca. Bałam się co mogę zobaczyć w środku. A przede wszystkim bałam sie momentu, w którym zobaczę Braysona i Erika na ringu.

Drżącą dłoń podałam przyjacielowi, aby nie zgubić się w tym przepychu. Choć do walk pozostało jeszcze trochę czasu ludzi były tłumy, co nie wpływało dobrze na moje samopoczucie. Po kilku minutach przebieżki między nimi Matt pchnął ciężkie drzwi z napisem „Dla personelu".

- Trzymaj, jesteś osobistą asystentką Braysona. Nawet jakbyś była jego żoną nie chcieli by cie tu wpuścić - powiedział, a ja usilnie próbowałam zrozumieć w jakim potwornym miejscu się znalazłam. Zrozumiałam, że wszystko co tu się działo było czymś nielegalnym. A wręcz zakazanym, a ludzi do tego ciągnęło. Zauważyłam, że Matt ma taką samą plakietkę, ale z napisem „Ochrona Braysona Blacka". Dzięki temu mogliśmy tu być i nie być przez nikogo zaczepionym.

Nigdy cię nie opuściłem - ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz