Pov: Lothril
Wyciągnęłam sztylet i sprawnie odbiłam ostrze, lecące w naszą stronę. Skoczyłam na molo za nami, kazałam się siostrze ewakuować, a jedyna opcja to skok do wody. Uniknęłam ataku wroga, ale nim zdążyłam do niego podejść, pojawił się kolejny z mojej lewej strony. Wymierzał we mnie ostrzem, którego sprawnie uniknęłam, pochylając się do tyłu, a następnie złapałam go za rękę, wykręciłam w tył, zrobiłam szybki obrót i złamałam ją. Drugą rękę jednym ruchem Mu odcięłam i ciało wrzuciłam do wody. Z daleka widziałam jeszcze kilkoro. Wyjęłam tylko drugi sztylet i czekałam, aż wróg zaatakuje. Niedaleko zobaczyłam dość sporych rozmiarów kamień. Przebiegłam kawałek, odbiłam się nogą od niego, dzięki czemu mogłam przelecieć tuż nad kreaturą, raniąc ją boleśnie w plecy ostrzem. W oddali zobaczyłam łucznika, ale udało mi się do niego dostać i zrobić obrót, by znaleźć się za nim i kopnąć go w kolana od tyłu, by upadł, uderzając się o kamień głową. Do ostatniego udało mi się szybko dostać od tyłu, przekręciłam się, by stać przed nim i kopnąć go w twarz nogą. Wytrąciłam Mu miecz, kopiąc go od dołu nogą, a potem rękami, w których trzymałam swoje sztylety, złapałam narzędzie zbrodni i przebiłam nim jego głowę. Wzięłam martwego orka, rzucając jego ciałem w łucznika, którego strzała przebiła martwe już i tak ciało. W nieuwagę łucznika, znalazłam się przy nim kopiąc nogami jego klatkę piersiową. Wyjęłam zza pleców swój łuk i położyłam jednocześnie nogę na jego klatce piersiowej, po chwili napinając cięciwę i strzelając prosto w jego klatkę. Następnie stanęłam na najwyższym punkcie na molo i złapałam się końcówki dachu. Ledwo się na niego wciągnęłam, ale na górze czekała Nar cała i zdrowa, co dało mi siłę, by się tam dostać.
– Świetnie sobie poradziłaś! – skomplementowała mnie, na co poczułam, że się rumienię.
– Zawsze do usług – ukłoniłam się głęboko i zeskoczyłam na niższy dach, z którego było widać całe miasto.
Poczułam, jakbym miała jakąś wodę w gardle, albo łańcuchy, które szarpią Cię, gdy chcesz coś powiedzieć. Udało mi się przerwać łańcuchy,
Zakręciło mi się w głowie i byłam lekko zdezorientowana, ale siostra chwyciła mnie za rękę i wybiegła na dziedziniec. Chwilę potem znalazłyśmy się już na dziedzińcu, ciemnym, wręcz niewidocznym. Czułam się, jak podczas uciekania z domu. Gdy dostrzegłam w oddali pochodnie, wskazałam je palcem bliźniaczce. Ona tam pobiegła, a ja doszłam kilka minut po niej najwyraźniej tracąc chwile rozmowy. Wtopiłam się w tłum, o ile tak można nazwać jedyną nastolatkę w stroju wojowniczki w tłumie. Wśród ludzi, którzy pracują cały dzień.
Poczułam uchwyt na ręce, który odwzajemniłam. Wiedziałam, bo tak chwytała mnie tylko jedna osoba. Rozmyśliłam się na temat góry, smoka i tego co potencjalnie może się stać.
– Pamiętam to miasto z dawnych lat – odezwał się Thorin – Było największym ośrodkiem handlowym na północy, a nie zapomnianym miastem na jeziorze. Rozpalę w kuźniach krasnoludów ogień, a bogactwa popłyną z komnat góry – na te słowa ludzie dookoła zaczęli wiwatować, a ja bałam się tylko tego, co powie ojciec na fakt, że nie powiedziałyśmy Mu prawdy... na temat krasnoludów i prawdziwego celu naszej wyprawy.
– Śmierć! To ją na nas sprowadzisz! – powiedział głośno ojciec, a jego głos przebił się przez tłumy. Ludzie rozstąpili się, by dać Mu przejście – Smoczy ogień i ruinę. Jeżeli zbudzisz bestię zabije nas wszystkich – mówił stanowczo, ale nie krzyczał. Stanął na środku i patrzył wprost na Thorina – Słuchajcie! Pamiętacie losy Dale? Tych wszystkich, którzy zginęli w smoczej burzy... w imię czego? Ślepej chciwości króla pod górą.
Wtedy z tłumu wyleciała mi naprzeciw Aglaninion, nasza najmłodsza siostrzyczka. Wskoczyła mi w ramiona, a ja przytuliłam ją.
– Podzielimy się skarbem. Odbudujecie Esgaroth dziesięć razy! – zapewniał krasnolud.
CZYTASZ
Świecący Kwiat - Thranduil
Teen FictionJego chłód, zamroził królestwo... Królestwo Mrocznej Puszczy było niczym cmentarz, pozbawione światła, gdzieś pod władzą sił ciemnych, zwących się rozpaczą. Tonęła w chłodzie, jaki od wieków roztaczał jej król. Elf pogrążony w smutku, który go gnęb...