Smok w Samotnej Górze

130 3 1
                                    

Pov: Narril

Obudziło mnie mocne zakołysanie, które oznaczało dotarcie na brzeg. Pośpiesznie wstałam i spakowałam się. Obróciłam się i zobaczyłam Lothril, która wciąż miała na rękach Aglaninion i jakoś próbowała się spakować, co jej nie wychodziło. Wypakowałam wszystkie swoje rzeczy z plecaka i wpakowałam je do plecaka siostry. Lothril odrazu wiedziała o co chodzi i do mojego plecaka włożyła smacznie śpiącą siostrzyczkę. Nawet, gdy siostrzyczka się obudzi, nie będzie marudzić, ponieważ zacznie się bawić naszymi włosami. Od zawsze to uwielbiała.

Gdy zeszłyśmy, napotkałyśmy zmartwiony wzrok Thorina. Współczułam mu, miał tyle zmartwień na głowie: smok, kompania, siostrzeńcy (a szczególnie Kili, który z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej) krasnoludy, które zostały w Esgaroth, smocza choroba i do tego jeszcze my, a szczególnie mała Agla, która nie powinna tutaj być, powinna być z ojcem, bezpieczna, chociaż im więcej się zastanawiałam, tym bardziej uważałam, że dobrze, że jest z nami, a nie tam. Miałam przeczucie, że coś się stanie i zginie wiele osób.

– Szybko musimy się pospieszyć – zaczął Thorin – Dzień Durina już niedługo – zakończył, patrząc na nas i przyspieszając kroku.

Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoi i ruszyłam naprzód, a zaraz obok moja siostra, ale nie odzywałyśmy się do siebie. Obie pogrążyłyśmy się we własnych myślach.

Myślami wybiegłam w przyszłość. Wyobrażałam sobie odzyskany Erebor, Thorin był królem, Fili i Kili obok niego. Esgaroth albo Dalej tętniło życiem, wszyscy się radowali, a dawne sojusze tętniły życiem. Ta cholerna niepewność co do Thorina powoli mnie dobijała. Z rozmyślań wybudziło mnie delikatnie szarpanie za włosy. Mimowolnie się uśmiechnęłam, wiedząc kogo to jest sprawa.

– Jak się spało księżniczko? – zapytałam z uśmiechem.

– Dobźie – odpowiedziała swoim słodkim głosikiem – Snilo mi śie źe walcylam z takim oglomnym śmokiem – pokazała rączkami jaki był wielki i przez to prawie nie wypadła z plecaka. Na szczęście Lothril ją przytrzymała.

Mała Agla była takim promyczkiem nadziei dla kompanii i dla nas. Musieliśmy odzyskać górę nie tylko dla krasnoludów ale też właśnie dla niej.

Pov: Lothril

Schody były, to prawda, ale po pierwsze skończyły się w połowie wysokości, a po drugie co to za frajda jeżeli nie ma odrobiny adrenaliny. Musiałam przygotować się na naprawdę drastyczne i okropne rzeczy. Najpierw wchodziłam po schodach, ale gdy one się skończyły, przeskoczyłam na stronę zbocze. Natychmiast złapałam się skały, która poraniła mi dłoń, jednak nie przejęłam się tym zbytnio. Stałam na palcach, przyciśnięta do zimnych, szarych kamieni. Krasnoludy poszły inną drogą, a ja i moje siostry tą.

– Daj, teraz ja ją wezmę. Czeka nas wspinaczka – rzekłam, oglądając górę i wszystko, co tylko mogłam dostrzec.

Przejęłam od siostry plecak z dziewczynką, a następnie podałam jej nasz i zaczęłam się wspinać. Schody były, to prawda, ale po pierwsze kończyły się w połowie wysokości, a po drugie co to za frajda, jeżeli nie ma odrobiny adrenaliny. Musiałam przygotować się na naprawdę drastyczne i przerażające rzeczy.

– Siostsycko cio Ty lobiś? – zapytała Aglaninion, leżąca na moich plecach w plecaku.

– Nic, wspinam się. Zobacz, oni uciekli, a Ty taka dzielna tu ze mną jesteś – pochwaliłam ją, wspinając się coraz wyżej. Kiedy było dostatecznie wysoko, czyli gdzieś w połowie drogi, ostrożnie spojrzałam w dół – Ooo myślałam, że poszłaś z nimi – uśmiechnęłam się do rudowłosej, która wspinała się za mną.

Świecący Kwiat - Thranduil Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz