Przygotowania do wojny

127 3 0
                                    

Pov: Lothril

Gdy tylko wyszłam z namiotu i pozbyłam się spojrzenia elfa, twardym krokiem skierowałam się na rynek, gdzie spodziewałam się zobaczyć siostry, jednak ku mojemu nie wielkiemu zdziwieniu, nie było ich. Nie uśmiechało mi się to, ale na pewno humor mi się poprawił, gdy zobaczyłam ojca, wjeżdżającego na koniu do miasta.

Podbiegłam do niego, wywalając się po drodze kilka razy. Wpadłam Mu w ramiona i od razu zasypałam masą pytań.

– Widziałeś je? Żyją! Żyją, prawda? Rozmawialiście? Mówiłeś im, że ja żyję? Na pewno się zamartwiają... – moją chaotyczną wypowiedź przerwał głos ojca, który doskonale wiedział, że prawie nigdy nie rozstawałam się z siostrami, a gdy już musiałam, bardzo to przeżywałam.

– Widziałem je obie, kochanie, ale niestety nie było nam dane rozmawiać. Do Thorina nic nie dociera. A teraz przepraszam, ale chciałbym porozmawiać z Thranduilem – trochę zasmuciło mnie to, co powiedział.

Ryzykowałam życie, o mało nie zginęłam, a on woli rozmawiać na temat ataku na Górę, niż nacieszyć się moją obecnością. Muszę się jakoś pozbyć tego chciwego króla. Ale on jest tu z jednego powodu... klejnoty! Jeżeli Mu je dam, to sobie pójdzie! Tak, tylko... czy chcę, żeby znów był daleko ode mnie? Przypomnij sobie, jak tęskniłaś, gdy go nie było... nie, ta „miłość" nie ma sensu, wolę cierpieć, bez jego obecności. Postanowione, wieczorem wybiorę się do Góry. Przy okazji pobawię się trochę jego kosztem. To będzie niezła zabawa...

Wieczór zbliżał się nieubłaganie, a ja i tak będąc pewną swojego planu, miałam małe obawy. Po długich i sprzecznych namysłach, postanowiłam, że jednak wybiorę się do Góry bezsprzecznie. Thranduil jednak... zasłużył na swoje klejnoty z powrotem. Skoro postanowiłam, że Mu je przyniosę, to tak zrobię i nic mnie nie zmusi do zmiany zdania.

Poza niespodziewanym gościem, jakim był Gandalf, którego spotkałam, gdy już miałam się wymykać z miasta. Przeszłam obok namiot, jednak ten był otwarty i czarodziej momentalnie zawołał moje imię. No to po planie, wielkie dzięki! Oczywiście, gdy to zrobił oczy dwóch innych osób, jakimi był Bard i Thranduil, powędrowały na mnie.

– Lothril! – słyszałam szczęście w głosie czarodzieja – Jak miło Cię widzieć! Bard już zdążył Cię po wychwalać nad wszystko! Chociaż to może i dobrze, odwagą zapunktowałaś u Thranduila, a uwierz mi, u niego ciężko o grosz szacunku, nie mówiąc już o podziwie, czy rzeczach wagi przewyższającej chociażby to – w tym momencie ukradkiem spojrzałam na elfa, wbijającego swe jednocześnie mordercze i zdziwione zarazem, spojrzenie w szarego czarodzieja.

– Ależ to nonsens – orzekł, a słowa jego ociekały sarkazmem i jeszcze czymś, czego nie umiem nazwać.

– Mogłabym się spierać i chętnie bym to zrobiła, naprawdę, uwielbiam to, ale może nie konkretnie teraz, bo... bo ja muszę odpocząć trochę. Wiecie dużo treningu zaraz po przeleżeniu w nie swoim łóżku o wiele za długo – zrobiłam gest, przeplatając nerwowo palce.

– Rozumiem, jednak zaczekaj chwilę, gdyż mam dla was ważne informacje – w tym momencie przybrałam surowy i mogłabym rzec, iż pokerowy wyraz twarzy.

– Zatem słucham – podeszłam bliżej, wieszając na plecach łuk. Chciałam się skupić na tym, co mówi, ale niestety wzrok, wbijający się we mnie bez skrupułów, nie dawał mi takiej szansy – Możesz wreszcie przestać się gapić!? – krzyknęłam nagle, kładąc z rozmachem obie dłonie na stół. Thranduil oczywiście wiedział, że o nim mowa, a dwoje mężczyzn, również to wyczuło. Elf natychmiastowo odwrócił wzrok, udając, że wcale go tym nie zawstydziłam, przed królem Dale oraz czarodziejem, ale coś Mu jednak nie wyszło – Dziękuję – wycedziłam przez zęby – Mógłbyś powtórzyć? – zapytałam czarodzieja, który tylko delikatnie się uśmiechnął i nie skomentował naszej dziwnej relacji, balansującej między nienawiścią i dogryzaniem sobie, a wzajemnym uwodzeniem i flirtowaniem ze sobą.

Świecący Kwiat - Thranduil Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz