18. Ciastka

133 9 0
                                    

Emocje kotłowały się w nim, kiedy szedł szybkim krokiem przez szare uliczki. Pojedyncze płatki mokrego śniegu wirowały smętnie w przenikającym chłodem powietrzu, nie zostawiając po sobie żadnego śladu, gdy już opadły na ziemię. Chciał odejść jak najszybciej, jak najdalej od tych, których jeszcze niedawno nazywał przyjaciółmi, kumplami, ziomkami. Teraz na myśl o nich czuł tylko pustkę i zimno.

A Kacper? Jego najlepszy przyjaciel? Był tam. Stał przy oknie, ale obrócił się, gdy ich dyskusja przyciągnęła uwagę większej ilości osób. Patrzył i słuchał. I nie powiedział ani jednego słowa na jego obronę. Nie. Pomógł mu Patryk. Patryk, z którym od styczniowego incydentu zamienił może trzy słowa.

Wszystko wywracało się do góry nogami. Czy tak właśnie wyglądało wchodzenie w dorosłość? Zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, przyjaźnie, dziecięce złudzenia – czy wszystko to musiało umrzeć, żeby mógł narodzić się na nowo, w tym ciele, które miało teraz blisko metr osiemdziesiąt i krzyczało wszem i wobec, że już nie jest dzieckiem? Z tymi oczami, które miały w sobie tyle gniewu i zawodu, jak u aktorów jakiegoś głupiego melodramatu?

Z frustracji kopnął puszkę porzuconą na chodniku, po czym zatrzymał się, podniósł ją i wyrzucił do śmietnika. Proszę. Oto i on. Ostateczny dowód na to, że coś z nim jest nie tak. Nie umiał funkcjonować w rzeczywistości, gdzie śmieci zdobiły trawniki zamiast kwiatów, gdzie jego mama po tylu latach musiała zbierać baty za każdą swoją decyzję i gdzie jego tak zwani kumple gardzili wszystkim, co nie mieściło się w ich ciasnej, ograniczonej wizji świata.

Nawet nie zauważył, kiedy zaszedł nad rzekę. Od kilku dni woda płynęła już wartko; lód stopił się całkowicie, nawet na zacienionym brzegu. Ruszył błotnistą ścieżką, słuchając nieśmiałego świergolenia ptaków ukrytych w krzakach i koronach drzew po drugiej stronie rzeki. Czuł dziwny dysonans między tym, co kłębiło się w jego wnętrzu, a sygnałami natury, która dawała mu do zrozumienia, że wkroczyli w czas zwany przedwiośniem.

Pięć minut później stanął przed cichym domem, za którego drzwiami Aleks zapewne pracował w skupieniu nad jednym ze scenariuszy. Pił herbatę z miodem fasolowym. Siedział wyciągnięty na kanapie, w wygniecionej koszuli lub miękkim golfie i spodniach w szkocką kratę. Odpisywał na e-maile, marszcząc brwi. Podjadał tosty lub kanapki z dżemem. Co jakiś czas zapatrywał się w przypadkowy punkt w pokoju, jakby szukał w nim inspiracji. Odgarniał włosy z czoła, odginając przy tym lekko szyję i nie mając pojęcia, jak bardzo jest w tym momencie seksowny.

Radek oparł się o płot i zapatrzył się w milczące okna, zatrzaśnięte drzwi, grube ściany pokryte zaciekami. W tej chwili czuł się odgrodzony od wszystkich ludzi, którzy twierdzili, że mają z nim coś wspólnego – albo z którymi on czuł do tej pory jakiś związek. Kiedy przyszło co do czego, pojawiała się między nimi ściana nie do pokonania. Zamykali mu drzwi przed nosem, zaciągali zasłony...

W tym momencie zdało mu się, że firanka w jednym z okien się poruszyła, ale kiedy zwrócił wzrok w tamtą stronę, nie dostrzegł najmniejszego drgnięcia. Żałosne. Umysł zatruty nadzieją podsuwał mu rozpaczliwe urojenia...

Poderwał się, kiedy nagle drzwi otworzyły się z rozmachem.

– Wchodzisz, czy przyszedłeś ot tak popatrzyć sobie w moje okna?

Aleks stał w progu, a jego szare oczy śmiały się do niego.

***

– Fajnie, że jednak przyszedłeś – rzucił Aleks lekkim tonem, kiedy weszli do kuchni. Drobne zmarszczki wokół oczu mówiły, że nie kłamie.

Radek zmieszał się.

– A... Ale... nie wziąłem laptopa, bo nie planowałem... Znaczy... jakoś tak po prostu tu przyszedłem...

Aleks machnął ręką.

– Odpuść sobie dzisiaj. Możemy chyba od czasu do czasu tak po prostu wypić ze sobą herbatę. I zjeść ciastka? – zasugerował, wyciągając ku niemu torbę herbatników z galaretką w czekoladzie od Mamla.

– Chętnie. A nie przeszkadzam ci? Wiem, że ostatnio jesteś zajęty...

– Przerwa dobrze mi zrobi – stwierdził, włączając czajnik.

– Jak ci idzie?

– Powoli. Mogłeś mieć rację, kiedy powiedziałeś, żebym skupił się na jednej rzeczy na raz. Choć to nie znaczy, że byłbym w stanie... Ej! Śmiejesz się ze mnie?

Radek spróbował powstrzymać szeroki uśmiech wypełzający na jego twarz, ale bezskutecznie.

– Po prostu się cieszę.

Aleks miał tyle taktu, że nie spytał, z czego.

– Byłem u kumpla, tego Patryka, który prawie cię rozjechał, z innymi ziomkami... – powiedział Radek po chwili, patrząc na swoją dłoń spoczywającą na stole.

– Czyli to tak się bawisz, kiedy nie zaprzęgam cię do pracy?

– No właśnie... niezbyt się bawiłem...

– Nie? – Czujne oczy zlustrowały jego twarz.

– Nie.

– Znowu masz wrażenie, że coś jest z tobą nie tak?

Radek tylko kiwnął głową. Aleks westchnął.

– Ja też. Właśnie jak co roku od dwunastu lat musiałem odmówić zaproszeniu szanowanej osobistości na ważny event filmowy.

– Czemu?

– Bo nie należę do osób obdarzonych talentem towarzyskim, a te ich małe serniczki na wykałaczkach i drogie szampany mnie mierżą. I co roku godzę się na kolejną porcję niezbyt przychylnych plotek na mój temat w zamian za święty spokój. A potem dziwię się, że mam mało zleceń.

Radek przyglądał mu się ze zdumieniem.

– Naprawdę?

– No, naprawdę.

– Ale przecież ty... – Radek urwał. Sam nie był pewien, jak ma dokończyć to zdanie.

– Co? Dobrze udaję ogarniętego dorosłego? – Aleks uśmiechnął się nieznacznie. – No cóż, wiele lat praktyki. Zapewniam cię, że różni nas o wiele mniej, niż ci się wydaje. Ale to normalne.

Zalał wrzątkiem torebki w dwóch kubkach i podał jeden z nich Radkowi. Muśnięcie ich palców było delikatne jak dotyk motylich skrzydeł, a mimo to obaj je odnotowali; można to było poznać po tym, jak szybko odwrócili od siebie wzrok.

– Godzilla wypuściła dwa nowe listki – rzucił chłopiec, ruszając do salonu.

– Tylko czekać, aż pożre cały dom – odparł Aleks, idąc za nim z kubkiem i miską herbatników. – Masz ciastko.

Po kilku łykach rozgrzewającej, aromatycznej herbaty Radek poczuł się lepiej. Ciastka też były dobre.


Odprowadzę cię do domuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz