24. Przejście

131 10 0
                                    

Radek wszedł do domu już po południu i od wejścia uderzył w niego rozkoszny zapach, za którym poszedł, gdy tylko zdjął buty i kurtkę. Mama krzątała się przy kuchni w kłębach buchającej pary, ale odwróciła się, gdy przekroczył próg.

– O, cześć synku.

– Cześć.

Aromat w kuchni sprawiał, że jego ślinianki zaczęły pracować dwa razy intensywniej. Zbliżył się do kuchenki i zajrzał do garnków wstawionych na gaz.

– Późno wracasz.

– Wiem, przepraszam. Siedzieliśmy do późna w nocy i Aleks chciał, żebym porządnie się wyspał, więc mnie nie budził. Wstałem dopiero po jedenastej.

Mama spojrzała na niego jakoś dziwnie.

– Dobrze się bawiłeś?

Radek wzruszył ramionami.

– Nie wiem, czy nazwałbym to zabawą. Pracowałem. Ale tak, było całkiem przyjemnie. Aleks potrzebował pomocy ze scenariuszem. Ma deadline do dziś. Ciągle nad nim siedzi, ale choć trochę udało mi się mu pomóc.

– Tak? No to dobrze, że mogłeś mu się przydać – powiedziała mama, chwytając wielki gar i odlewając do zlewu wodę z ziemniaków.

– Pomóc ci?

Uśmiechnęła się szeroko i poczochrała go po włosach, które i tak już były w nieładzie. W jej geście była jakaś czułość, ale też melancholia, której źródła nie znał.

– Przynajmniej wy mi się udaliście.

***

Marzec przeminął nie wiadomo kiedy. Złote gałązki wierzb zazieleniły się, rozkwitły krokusy i forsycje, powietrze było przyjemnie rześkie i pachniało wiosną. Słońce przygrzewało coraz częściej i coraz mocniej, dzień wydłużył się niepostrzeżenie i Radek zaczął przesiadywać u Aleksa także wieczorami; czasami brał ze sobą książki do nauki i zanurzony w fotelu, towarzyszył mu do późnych godzin, wyjadając ciastka z jego spiżarni i wypijając mu herbatę. Mama nie protestowała, bo zdawało się, że są to jedyne okoliczności, które mogą zachęcić chłopca do nauki poza szkołą.

Choć powinien to być koniec sezonu chorobowego, w szkole wybuchła epidemia przeziębień, jakby wirusy chciały przypomnieć wszem i wobec, że jeszcze nie powiedziały swojego ostatniego słowa. Radek, który prawie zupełnie przestał się zadawać ze znajomymi i na przerwach siedział grzecznie pod salą, został oszczędzony, ale wielu innych nie miało tego szczęścia. Także Kacper po pierwszym kwietniowym weekendzie nie pojawił się w szkole.

– No, co tam? – Aleks odebrał już po trzech sygnałach.

– Będę dziś później, okej? Może koło siedemnastej. Kacper jest chory, więc zaniosę mu lekcje, a potem muszę jeszcze skoczyć coś zjeść.

– Przyjdź od razu od niego i zjesz u mnie. Akurat dzisiaj postanowiłem sobie zrobić kulturalny obiad.

– Natchnęła cię wiosenna energia?

– Raczej niemoc twórcza. Przyjdziesz wcześniej?

– Przyjdę.

***

– Siema. – Kacper otworzył mu po dłuższej chwili. Nie wyglądał dobrze. Jego zwykle porządnie ułożone blond włosy były w nieładzie, a na szczęce pojawił się ślad zarostu. Oczy miał podpuchnięte. – Miło, że wpadłeś, aby oglądać mnie w stanie rozkładu.

Radek parsknął śmiechem i wszedł do środka, porządnie wycierając buty o wycieraczkę z napisem „WEL". „COME" musiało gdzieś zniknąć.

– Jak ty to robisz, że nigdy nie jesteś chory? – spytał Kacper, prowadząc go do swojego pokoju.

– E tam nigdy. Przechodziłem to samo w ferie, pamiętasz?

Przyjaciel wysilił pamięć i po chwili stwierdził:

– Może i tak.

– Właściwie nie masz z dzisiaj za wiele merytorycznych rzeczy do przepisywania – powiedział Radek, wyciągając zeszyty i kładąc je na zagraconym biurku – ale dostaliśmy bardzo szczegółowe wytyczne do tego wypracowania z polaka, więc lepiej, żebyś sobie spisał albo chociaż zrobił zdjęcie. Poza tym zanotowałem zakres zadań, które można zrobić dla podciągnięcia oceny z matmy. Spisz sobie też ćwiczenia z anglika, które robiliśmy w repetytorium, bo ostatnia kartkówka będzie dokładnie z tych przykładów. Zaraz zobaczę, czy coś jeszcze ważnego było.

Kacper obserwował go, gdy Radek zanurzył się w fotelu i zaczął wertować kartki zeszytów, podręczników i ćwiczeń. Chwycił najbliższy zeszyt i wykrzywił się, widząc całą stronę zapisaną ciasno notatkami.

– Wychodzi na to, że mogłeś po prostu wysłać mi zdjęcia.

– Mogłem. – Chłopiec wyglądał na lekko urażonego. – Ale pomyślałem, że będzie wygodniej dla ciebie i milej, jeśli wpadnę. Jak masz lepsze rzeczy do roboty, to powiedz od razu, następnym razem nie będę się fatygował.

– No, właśnie grałem w De... – Kacper przerwał w pół słowa, widząc minę przyjaciela. – No co ty, stary. Dobrze, że wpadłeś. Prawie wcale się nie widujemy.

Odpowiedziało mu parsknięcie.

– Prawie wcale, poza tym, że siedzimy razem na większości przedmiotów.

– Wiesz, o co mi chodzi. Poza lekcjami. Poza szkołą. To nie masz nastroju, to praca, to coś tam...

– Więc to twój szczęśliwy dzień! – Radek wyciągnął się w fotelu. – Jestem caaały twój.

– Nie idziesz dziś do roboty?

Chłopiec zmieszał się.

– Idę... Ale później! Mogę zostać, ile trzeba.

– Ile trzeba – powtórzył Kacper jak echo.

– To znaczy, ile chcesz!

Przyjaciel wyszczerzył się.

– To się świetnie składa, bo właśnie brakowało mi kogoś do multiplayera...

***

Boże, jestem najgorszy, pomyślał Radek, przebiegając przez ulicę. Obiecałem, że będę wcześniej i dałem dupy.

Zwolnił dopiero, gdy dotarł do rzeki. Spróbował uspokoić oddech, ale już wyobrażał sobie chłodne „Cześć" rzucone mu twarz i zawód w szarych oczach...

Tak jakby Aleks kiedykolwiek dawał mu w jakikolwiek sposób odczuć swoje niezadowolenie. NIGDY tak się nie stało. ZAWSZE cieszył się, że go widzi, nawet jeśli był zmęczony lub w złym nastroju.

Ale to się może zmienić...

Zadzwonił do drzwi i czekał na ich otwarcie z głośno bijącym sercem. Kiedy tylko wejście uchyliło się, wybuchnął:

– Przepraszam! Nie mogłem się zwinąć wcześniej, bo... – urwał w środku zdania, gdyż Aleks patrzył na niego ze szczerym zdziwieniem.

– To już? Wchodź, wchodź...

Radek przekroczył próg i obrzucił mężczyznę skonsternowanym spojrzeniem. Aleks wyglądał na zakłopotanego.

– Obiecałem ci obiad, prawda...?

Chłopiec zaczynał już podejrzewać, co się stało. Na jego usta wypełznął uśmiech.

– Nie zrobiłeś?

– Jakoś tak wyszło... – mruknął Aleks.

Uśmiech rozszerzał się z każdą sekundą.

– Zacząłem pisać i zagapiłem się...

– Podobno nie miałeś weny do pisania.

Mężczyzna potarł kark w zakłopotaniu.

– Jakoś mi wróciła po naszej rozmowie.

Radek nie mógł się powstrzymać. Mieszanina ulgi, rozbawienia i rozczulenia na widok zmieszania na twarzy gospodarza przepełniła go i musiała znaleźć w czymś ujście. Roześmiany, chwycił dłoń Aleksa i pociągnął go w stronę kuchni.

– Chodź. Zobaczymy, co masz w lodówce.


Odprowadzę cię do domuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz