17. Kumple

130 9 2
                                    

Odgłosy przerwy, huczne i nieprzyjemnie drażniące, obijały się o jego umysł, który przenosił się do cichych chwil, rozmów we dwóch i słów, które wracały wciąż na nowo, tak samo słodkie i przyjemne jak za pierwszym razem. Ledwo zauważył, kiedy jego przyjaciel opadł na ławkę obok, zrzucając plecak.

– Dzisiaj. Impreza u Patryka. Starych nie ma, dostałeś od losu kolejną szansę.

Radek już otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Kacper go uprzedził.

– Ale niech zgadnę... masz pracę, której absolutnie nie możesz przełożyć na inny dzień? – Ton jego głosu był kpiący, co nie spodobało się Radkowi.

– Nie mam pracy – odpowiedział chłodno. – Po prostu nie mam ochoty tam iść.

– Wiesz co, stary, jak ty tak olewasz kumpli, to później nie dziw się, że oni olewają ciebie.

Radek nie odpowiedział. Zapadła między nimi niezręczna cisza. Dawniej nie mieli takich problemów; ostatnio działo się to coraz częściej. Kiedy Kacper znów się odezwał, jego głos był już normalny.

– A jeśli cię poproszę, żebyś poszedł, to pójdziesz?

Radek zerknął na niego, zaskoczony.

– No chodź. Prawie wcale się już nie widujemy poza budą. A za dwa miesiące matura i kto wie, co będzie potem. To co, pójdziesz?

Radek zmierzył przyjaciela niepewnym spojrzeniem i po chwili zawahania skinął głową. Kacper uśmiechnął się szeroko.

– No i kurwa zajebiście.

Poklepał go po plecach. Radek też się uśmiechnął.

***

Radek rzeczywiście nie miał zamiaru dziś iść do Aleksa. Zamierzał odrobić wszystkie lekcje i pójść jutro. Teraz jednak był skazany na zabawę wątpliwej jakości z kumplami, z którymi miał coraz mniej wspólnego. Będzie musiał wziąć się za lekcje jutro z samego rana i pójść do pracy dopiero po południu. Sam nie wiedział, czy żałuje swojej decyzji, ale miał przeczucie, że jeszcze będzie jej żałował.

To mój przyjaciel, pomyślał, patrząc na profil Kacpra, który siedział rozwalony na chybotliwym krześle z ostentacyjnie znudzoną miną. Przeraziło go to, że musi sam sobie o tym przypominać. Próbował skupić się na lekcji, ale myśli, których wcale by się po sobie nie spodziewał, pochłaniały całą jego uwagę.

Coś się działo. Coś było inaczej. Coś się zmieniało, a on nie potrafił nic na to poradzić.

***

Żałosna imitacja amerykańskiego rapu dudniła mu w głowie, kiedy sączył żurawinowego Bedd'sa, rozglądając się po trochę zbyt eleganckim jak na jego gust salonie. Oczywiście idealny obraz psuła nieco zgraja kilkunastu podchmielonych nastolatków, rozwalonych na kanapach i pufach z piwem, czy też stojących przy otwartym na oścież oknie i dymiących fajkami. Było mu zimno i lekko niedobrze.

– Radosław! – Jego kumpel Adrian rzucił się na kanapę obok niego, sprawiając, że z prawie pełnej puszki wyskoczyło kilka kropel.

– Hej – opowiedział bez entuzjazmu, naciągając rękaw i próbując wytrzeć na sucho klejące krople ze swoich spodni, oczywiście nieskutecznie.

– Podobno niezły pracuś z ciebie ostatnio.

– Wiesz, jak jest... Dorosłe życie...

Adrian prychnął z rozbawieniem, a po drugim boku Radka dosiadł się Kamil, otwierając z sykiem kolejną puszkę piwa.

– No raczej – wtrącił. – Ja dorwałem fuchę u znajomego ojca w serwisie. Wyciągam dwa koła, pracując po lekcjach.

– U tego typa z wąsem, co wygląda jak Mario?

– No. Koleś jest niezły. Wiesz, ile rur zalicza przez tego wąsa?

Kumple zarechotali, a Radek zamarzył o tym, żeby zapaść się pod ziemię.

– A ten twój? – Adrian szturchnął go w ramię.

– Co?

– Ten, u którego pracujesz. Jaki jest?

– Świetny. Znaczy, bardzo w porządku. Dobrze mi płaci, robi mi herbatę...

Adrian zrobił wymowną minę.

– Kim on właściwie jest? – zainteresował się Kamil.

– Scenarzystą.

– Kim?

– Pisze scenariusze. Do filmów, seriali, przedstawień... Czasem spotów, choć akurat za tym nie przepada... – Uśmiechnął się, przypominając sobie narzekania Aleksa, gdy znajomy poprosił go o napisanie reklamy dla jakiejś organizacji charytatywnej.

– Filmowiec?

– No, poniekąd... Choć wiecie, on raczej nie pojawia się na planach ani nic... Pracuje z domu.

– Pewnie pedał – ocenił Adrian.

– Sam jesteś pedał – odpowiedział Kamil.

– No kurwa, w tym światku artystycznym to same pedały.

– Pierdolisz.

– Sam pierdolisz.

– No kurwa, on jest filmowcem, a nie fryzjerem, ja pierdolę...

– Radek, sam powiedz. Pedał?

Chłopiec nie miał pojęcia, jak i dlaczego rozmowa skręciła na te tory. Zrobiło mu się jednocześnie zimno i gorąco; wstyd mieszał się ze strachem, niechęć z zażenowaniem, gorycz ze złością.

– Patrzcie, jak się czerwieni. Dla mnie to wystarczająca odpowiedź.

Adrian uśmiechnął się kpiąco, ktoś odpowiedział parsknięciem.

– Daj spokój – wtrącił się Patryk, który podszedł do nich niepostrzeżenie. – Koleś naprawdę jest w porządku.

– Znasz go? Skąd? – Adrian uniósł brwi i już było widać, że obiera sobie nowy cel.

– Nieważne – mruknął Patryk.

– Ty też wpadasz do niego na popołudniowe herbatki?

– Tak, a na śniadania do twojej matki – warknął Patryk, co wywołało zbiorową uciechę.

Korzystając z okazji, Radek wyśliznął się do łazienki. Jego serce biło szybko, ramiona trzęsły się, gdy oparł się o umywalkę. Spojrzał w lustro. Jego policzki były zaróżowione, a oczy ciskały gromy.

Nie znał takiego siebie. To była obca twarz.

Odkręcił kran; lodowaty strumień wystrzelił z całą mocą, opryskując połyskującymi kropelkami wszystko wokół. Nabrał wody w dłonie i zanurzył nos, policzki, czoło, czując, jak igiełki zimnego bólu wbijają się w skórę. Prawie pomogło. Prawie otrzeźwiał. Podjął prawie trzeźwą decyzję, żeby opuścić łazienkę, ubrać buty, narzucić kurtkę i wyjść z mieszkania, nie oglądając się za siebie.


Odprowadzę cię do domuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz