Rozdział 1

266 12 3
                                    

W ostatni tydzień sierpnia, temperatura przekraczała normę wytrzymałości, jakby słońce postawiło sobie za cel spalenie wypranej z duszy mieściny jaką było Cokeworth. Promienie wschodzącego słońca wpadły do małego pokoju na górnym piętrze starego domu przy Spinners' End, budząc czarnowłosego nastolatka. Severus Snape przeklął w myślach ojca, który kilka lat temu podczas jednego z typowych pijackich szałów popchnął go prosto na zasłonę zrywając ją wraz z karniszem. Od tego momentu nikt nie pofatygował się, aby to naprawić. A szkoda, może dzięki temu udałoby mu się przespać, więcej niż 3 godziny. Dzisiejszej nocy zasnął dopiero o 3 nad ranem, nie mogąc zmrużyć oka po wcześniejszym koszmarze. Nie pamiętał dokładnie czego dotyczył sen, ale nadal mógł wyczuć na sobie pełne wstrętu fantomowe oczy.

Severus przetarł dłonią powieki i odgarnął ze spoconego czoła kosmyk włosów. Następnie zwlekł się z łóżka i omijając machinalnie trzeszczące pod stopami deski oraz skrzypiące drzwi, skierował swoje kroki do jedynej w tym domu łazienki, która wyglądała na brudną nie ważne jak ktoś starałby się ją posprzątać. Przemył twarz zimną wodą, po czym zmierzył krzywym okiem siedemnastolatka odbijającego się w tafli lustra. Czarne oczy zdobiły ciemne cienie, a duży, krzywy nos- skaza odziedziczona po ojcu- wydawał się bardziej okropny niż zwykle na przezroczysto-bladej twarzy. Dodatkowo od gorącej pogodny jego długie za ramiona włosy wyglądały na tłustsze, a zniszczona koszula zwisała na nim jak chorągiewka. Gdy wróci do Hogwartu, może uda mu się przywrócić chociaż trochę masy. Potrząsnął głową i zmarszczył się nad własnymi haniebnymi myślami jakimi były troski o wygląd.

Zszedł bezszelestnie na dół, mając nadzieję, że Tobias jeszcze śpi. Nie miał ochoty konfrontować się z nim już od samego rana. Usłyszał odgłosy krzątania w kuchni i tłumionego kaszlu. Zajrzał do pomieszczenia, widząc podobną do niego wyglądem kobietę, która chrząkała w materiałową chusteczkę, barwiąc ją krwią. Eileen zmarszczyła brwi, jakby chcąc zganić czerwony płyn uciekający z jej ciała.

- Matko - Snape wita się, przykuwając czarne oczy rodzicielki. Czarownica krzywi wargi w czymś przypominającym uśmiech i rzuca chusteczką na blat za sobą.

- Wcześnie wstałeś. Usiądź, zaraz zrobię ci jajecznicę. - ślizgon zajął miejsce na odrapanym krześle i wbił badawcze spojrzenie w przygarbione plecy Eileen

- Jak się czujesz? - zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź

- Dobrze - kobieta spojrzała prosto w oczy syna, jakby ośmielając go, by oskarżył ją o kłamstwo. W takich chwilach jak te można łatwo było stwierdzić jakiego domu wychowanką była Eileen Prince.

Jednak kłamstwa były coraz trudniejsze do ukrycia, gdy jego matka bladła z dnia na dzień coraz bardziej, a dłonie trzęsły jej się przy tak prozaicznej czynności jak pisanie. Severus nigdy nie należał do głupich i doskonale wiedział, że Eileen umiera. Może dałoby się opóźnić ten proces, gdyby pani Snape nie była tak zniesmaczona pomysłem pójścia do mugolskiego lekarza.

- Nie patrz tak na mnie, tylko jedz. - postawiła przed nim talerz z przypaloną jajecznicą. Mimo życia jako żona mugola przez ponad siedemnaście lat, nadal nie nauczyła się gotować

- Patrzeć jak?

- Jak on. Jakbym była słaba.

Severus nic nie odpowiedział, a czarownica odwróciła się w stronę zlewu. Szczerze, nie uważał matki za osobę słabą, chociaż wielokrotnie myśl ta przeszła mu przez głowę. Wprawdzie wiele razy miał do niej pretensję za to, że nie zostawiła Tobiasza i nie uciekła wraz z nim. Miał jej za złe, że znosi na sobie jego agresywny dotyk, zamiast pstryknąć jednym ruchem różdżki. Momentami, brzydziła go postawa Eileen, ale nigdy nie uważał kobiety za niewytrzymałą. Pokorną, czasami nędzną, ale nie słabą. Możliwe, że w ten sposób chciał oddać jej też jakikolwiek szacunek.

WrógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz