Rozdział 11

94 11 11
                                    

Następnego wieczora, Severus ponownie wymknął się z pokoju wspólnego, dziękując Salazarowi, że Evan zdołał zasnąć nad pierwszym zdaniem swojego eseju z Historii Magii, a dla reszty współlokatorów był niewidzialny i nieistotny. Tym razem, nie licząc na cud, uważał na patrolujących nauczycieli i próbował wyłapać spośród ciszy pustego korytarza stukot obcasów ich butów oraz szelest szat. Zwolnił kroku, gdy zbliżył się do drzwi szklarni, dostrzegając, że w szparze wystaje skrawek papieru.

- Serio? - mruknął cicho pod nosem, przewracając oczami. Czy ona naprawdę myśli, że będzie bawił się z nią w jakiegoś rodzaju sowią pocztę?

Snape schylił się podnosząc zwinięty na pół pergamin, przyglądając mu się z bliska i mieląc między palcami jego szorstką strukturę. Nie miał pojęcia jak traktować zachowanie Vereny. Skoro zostawiła mu notatkę, zapewne zrezygnowała ze spotkania z twarzą w twarz. Czy to oznaczało, że postanowiła zgodzić się na jego szalony plan? A może jedyne co znajdzie to "Odwal się" zapisane ostrym, dziewczęcym pismem z mnóstwem wykrzykników? Być może nie uwierzyła w jego słowa, postrzegając je jedynie jako nieszkodliwy, szalony bełkot społecznego nieudacznika, za jakiego zdawała się go mieć? Chociaż, wczoraj był pewny, że przekonał Verenę i, jak się okazało, nie była na tyle głupia, aby nie widzieć w nim zagrożenia.

Ostatecznie stwierdził, że nie ma sensu gdybać i aby poznać decyzję Minchum najlepszym sposobem byłoby po prostu rozwinięcie kartki i przeczytanie tego co chciała mu przekazać. Jednak zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, czyjaś ręka chwyciła go za podniesiony nadgarstek, siłą obracając i przyciskając plecami do ściany.

Uderzenie prawie pozbawiło go powietrza z płuc, a krzyk zamarł w gardle. Powieki rozszerzyły się szeroko na widok postaci Pottera, którego oczy błyszczały w półmroku, mimo wykrzywionych złowrogo warg.

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy? Czy taki oślizgły wąż jak ty myślał, że jego knucie przejdzie bez zauważania?

Severus próbował wyszarpać się z uścisku Gryfona, jednak ten jedynie w odpowiedzi wbił trzymane nadgarstki mocniej w ścianę, uśmiechając złośliwie na stłumione stęknięcie.

- Puszczaj mnie, Potter! - Snape warknął, obdarzając wroga intensywnym, wrogim spojrzeniem spod pojedynczych pasm wolno odrastającej grzywki.

- I pozwolić ci dalej pałętać się po korytarzach i zabijać niewinne zwierzęta?

Ślizgon poczuł jak serce staje mu na ułamek sekundy, a dłonie zaczynają pocić. Jego wyraz twarzy musiał zadowolić Pottera, ponieważ kącik ust gryfona wygiął się w górę, wyrażając jednocześnie satysfakcje potwierdzonym przypuszczeniem i pogardę.

- Naprawdę, Smarku? Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? Że nikt nie dowie się o tym co ty i brat Syriusza zrobiliście?- Potter pochylił się bliżej w jego stronę, tak że ten drugi mógł policzyć plamki na jego brązowych tęczówkach. - Muszę cię zmartwić, Snape. Ja wiem o tobie wszystko.

Coś w słowach gryfona sprawiło, że puls Severusa przyśpieszył, a on sam uświadomił sobie sytuację w jakiej się znalazł. Był kompletnie sam ze swoim największym wrogiem, przyszpilającym go do ściany bez możliwości jakiegokolwiek ruchu, a ciągły mrok buchający z oczu Pottera zdawał się być jak znak jego rychłej zguby. Jeszcze bardziej poczuł się zdesperowany do uwolnienia swojej przestrzeni osobistej i ucieczki przed bliskością znienawidzonego chłopaka.

Spojrzenie Pottera przeniosło się wzdłuż jego ramienia na zmięty papier w jego zaciśniętej pięści.

- A to co? - źrenice Snape'a rozszerzyły się w panice, gdy dłoń gryfona zaczęła sunąć w górę jego nadgarstka, a ciepło opuszków jego palców parzyło bladą skórę.

WrógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz