Rozdział 12

104 10 17
                                    

Matka Jamesa powiedziała mu kiedyś, że wielkie rzeczy, zazwyczaj, zaczynają się od małych. Była to jedna z nielicznych mądrości, z jakimi Euphemia podzieliła się z synem, uznając, że ten i tak nie słucha, woląc rozmawiać o ulubionych drużynach Qudditcha lub nowościach u Zonka. Będąc szczerym, miała całkowitą rację, jednak to nie oznacza, że James kompletnie nie zwracał na nieuwagi. Ponieważ pamiętał każde jej słowo, ale nie szukał w nich większego sensu.

- Cholera...- zaklął pod nosem, gdy zamachnął gwałtownie ręką podczas opowiadania historii przyjaciołom, rozlewając sok dyniowy na białą koszulę, pozostawiając na niej dużą pomarańczową plamę. Siedzący przy stole Huncwoci skomentowali wypadek wybuchem śmiechu, przyciągając zaciekawione spojrzenia innych.

- Jeśli się pośpieszysz, zdążysz przebrać się przed pierwszą lekcją- polecił rozbawiony Remus

- Masz na myśli lekcję poprawnego spożywania napoi? Spokojnie, pomogę ci za darmo, bracie. - wtrącił się Syriusz, prostując się na swoim miejscu i przeczyszczając gardło- Krok pierwszy chwytasz za rączkę kielicha. Krok drugi podnosisz na wysokość twarzy. Krok trzeci kierujesz kielich do ust, nie do brzucha!

- Oj, zamknij się, Łapo. - James popchnął figlarnie Blacka, podnosząc się z siedzenia i usiłując przybrać na twarzy obrażoną minę, mimo tego, że mały uśmiech błąkał się wokół jego warg

Następnie ruszył szybkim krokiem w kierunku wieży Gryffindoru, nie dlatego, że bał się spóźnić na lekcję, a z niechęci do pokazywania się innym w tak niechlujnym stanie. Kiedy zobaczył przed sobą obraz Grubej Damy, wyszczerzył się szeroko, zadowolony, że jego szczęście pozwoliło mu pozostać niezauważonym nawet bez peleryny niewidki. Gdy otwierał usta, aby wypowiedzieć hasło, rama nagle odchyliła się, ukazując w przejściu osobę, którą w tej chwili chciał zobaczyć najmniej.

- Evans! - James odskoczył do tyłu, krzywiąc się wewnętrznie na swój wysoki głos, próbując ukryć to niezręcznym śmiechem- Dzień staje się dużo lepszy, gdy widzę twoją nadzwyczajną urodę o poranku.

Usta Lily drgnęły, jakby próbowała powstrzymać się od parsknięcia, a ruda brew uniosła się do góry, gdy jej wzrok przesunął się w dół. Gryfon szybko zakrył plamę szatą, krzyżując ręce na piersi w swobodnej postawie i obdarzając rudowłosą promiennym uśmiechem.

- Wybacz, że nie mogę ci towarzyszyć w drodze do Wielkiej Sali, panno Evans, ale zapomniałem zabrać pracę domową dziś rano, myśląc o twoich pięknych oczach. Pozwól, że wynagrodzę ci to w najbliższą sobotę w Hogsmeade, zabierając cię na wymarzoną randkę.

- W porządku.

- No weź, Evans! Będzie fajnie, możemy- chwila co?! - James nie przejmował się tym, jak śmiesznie musiał wyglądać z szeroko otwartymi ustami, zastanawiając się, czy to, co usłyszał było spowodowane problemami ze słuchem, czy z głową.

- Powiedziałam, że się zgadzam, Potter- powtórzyła Lily, nie ukrywając już rozbawionego uśmieszku- Ale, mam jeden warunek.

James zamrugał kilkakrotnie, niezauważalnie szczypiąc się w ramie.

Czy dziewczyna jego marzeń, właśnie zgodziła się pójść z nim na randkę?! Może właśnie o to chodziło jego matce, kiedy mówiła, że wielkie rzeczy dzieją się od małych. Jeśli oblanie świeżo wypranej koszuli pozwoliło mu umówić się z pięknością Gryffindoru, to może wykąpanie się w soku dyniowym sprawi, że wezmą ślub? Będzie musiał to przetestować.

- James! Czy ty mnie słuchasz? - zirytowany głos Lily, przebił się przez jego rozmarzony umysł

- Oczywiście! Co mogę zrobić, aby zadowolić cię w pełni, panno Evans?

WrógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz