Alexander mój były najlepszy przyjaciel, był moja ulubiona osoba. Chłopak, z którym przeżyłam wiele. Jest ogromną częścią moich wspomnień tych wspaniałych, do których wracam pamięcią aż po dziś dzień i wywołują one łzy radości i wzruszenia, częścią beztroskiego życia, do którego nie miałam już możliwości powrotu. Jak i tych złych, kiedy już nie widziałam szans i byłam o krok od poddania się. Chcąc nie chcąc był ogromną częścią mojego życia, ponieważ on zawsze był.Teraz dotarło do mnie, jak bardzo się zmienił. Włosy mu pociemniały, miał lekką opaleniznę, która tylko działała na jego korzyść. Wyrósł jeszcze bardziej i jestem bardziej niż pewna, że kupował karnety na siłownię, z których później korzystał. I te brązowe oczy z czarną obramówką, były przygaszone i puste ich kolor nie był tak wyrazisty, jak wtedy kiedy wyjeżdżałam.
Dlaczego wcześniej byłam tak ślepa? Nie rozpoznałam go. Nawet sobie go nie skojarzyłam.
Wiedziałam, że go spotkam. Choć sądziłam, że będę na to bardziej przygotowana. Chciałam w to wierzyć.
Bałam się jego reakcji. Nie wiedziałam, czy na mnie nawrzeszczy wyzywać od najgorszych, czy po prostu od pości. Znając tamtego Alexandra nawrzeszczy. Zawsze nie dawał za wygraną swoim wrogą, pokazywał im, że jest silniejszy. Dopinał swego i za to go podziwiałam, też tak chciałam, chociaż nie musiałam, bo zawsze on był po mojej stronie. Dopiero we Włoszech nauczyłam się nie dawać za wygraną, bo jego tam nie było tak samo jak nie było nas...
No cóż raz się żyje. Idę na żywioł.
- W się znacie? - zapytał kumpla. Naprawdę mnie nie rozpoznał?
- Oh Alexander...- już wiedziałam, że przegrałam - sądziłem, że po tym wszystkim...- wszelkie nadzieje na to, że przekręci moje imię umarły - nie zapomnisz o naszej Juliette.
Czy byłam na to gotowa? Nie, ale przecież życie nie pyta o takie rzeczy.
Alexander spojrzał na mnie, przybrał kamienna maskę a jego wzrok był lodowaty. Już nie było tego irytującego chłopaka za to był zły Alexander.
Wystarczyło kilka sekund, aby znów patrzył na mnie z nienawiścią. Aby wszystko wróciło do stanu z przed kilku lat.
- Po co wróciłaś? - jego głos był równie zimny co spojrzenie.
- Ciebie akurat najmniej powinno to obchodzić. - przybrałam taką samą postawę co on dla mojej osoby.
- Może i masz rację. Nie wchodź mi w drogę, inaczej znów sprawie, że uciekniesz do tych swoich Włoch albo i jeszcze dalej. - znów pochylił się nad de mną, dzielił nas kilak centymetrów, każde z nas wpatrywało się hardo w to drugie.
- Już zaczynasz od gróźb, to kiedy przejdziemy do momentu kulminacyjnego? - zapytałam kpiąco, wiedziała, że wie o co mi chodzi.
- Co tu się dzieje? Rozejść się do klas, ale już! - naszą wymianę zdań przerwał nauczyciel, nie wiem czego uczy i jak się nazywa. Koło nas zdarzyła zebrać się już niezła grupka gapiów, którą szybko przegonił, ja zauważyłam ją dopiero teraz.
Anderson uderzył swoim ramieniem o moje wychodząc ze szkoły a zaraz za nim Cameron, który jeszcze zdarzył się odwrócić w moja stronę posyłając przepraszające spojrzenie.
Właśnie odnowiliśmy naszą starą ścieżkę wojenną.
Nie pozostało mi nic innego jak opuścić budynek. Przed wejściem stał Alexander z kolegami. Czułam jego przeszywając wzrok na sobie. Nie oglądając się ruszyłam do wyjście z terenu szkoły. Miałam serdecznie dość dzisiejszego dnia. Poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię. Sądziłam, że to Anderson albo Cameron, bo poza nimi i ich kolegami nikogo tutaj nie było. Z lekką irytacją od wróciłam się w stronę tej osoby.
CZYTASZ
The cheap cigarettes
Short StoryBo niektóre obietnice są jak dym papierosowy... Ulotne i krótko trwałe.