Każda rodzina ma swoją tradycję lub kilka czy to świąteczne, czy urodzinowe, te wszystkie zwyczaje są w nas zakorzeniane od małego. Moja rodzina miała również tradycje, ale jedną uwielbiałam w szczególności, to na nią czekałam najkrócej i przynosiłam mi najwięcej rodności za dzieciaka, nie odbywała się jak święta bożego narodzenia czy sylwester lub moje urodziny raz do roku. W każdy niedzielny poranek wychodziliśmy razem na spacer ja, mama i tata, po moich dwunastych urodzinach dołączył do nas Aperol.
Ten czas był jedynym momentem w całym tygodniu, w którym byliśmy wszyscy razem, w każde inne dni było ciężko znaleźć chwilę na spędzenie czasu wspólnie. Mama wiecznie goniła i goni za karierą, tata szukał nowych inspiracji do zaprojektowania nowej biżuterii, a kiedy już miał pomysł, potrafił się zamknąć w swoim biurze na kilka godzin i tworzyć, ja za to miałam obszerny plan dnia z mnóstwem różnych zajęć dodatkowych, aby to potem można było się mną chwalić przed znajomymi, że potrafię grać na skrzypcach, pięknie maluje czy to, że na ostatnich zajęciach z szachów pokonałam przeciwnika tylko pięcioma ruchami. Wieczny konkurs, które dziecko jest lepsze, nienawidziłam tego.
Dziś też był niedzielny poranek, więc wedle tradycji musiał odbyć się spacer. Dlatego szłam wzdłuż lasu z Aperolem na smyczy, byliśmy tylko my, tata mieszkał w Europie a mama w niedziele spała do późna, odsypiając cały tydzień. Miło było powrócić do spacerów w Malibu zapach powietrza i rosa na trawie przypominały mi dzieciństwo, kiedy to wstawałam z samego rana i biegłam na podwórko na huśtawkę czy do piaskownicy. W Solerno spacery też były relaksujące, ale nie na długo, tylko na pierwsze tygodnie, kiedy przypominały mi się wakacje u dziadków, zupełnie tak jak one nie trwały długo. Później stały się zwykłymi spacerami. Poza tym we Włoszech powietrze miało inny zapach.
Skręciłam w lewo w lasek, zawsze tam chodziliśmy z rodzicami, więc nie było opcji, że się zgubię, odpięłam ze smyczy pudla, żeby się wybiegał, zawsze wracał na zawołanie, więc o to również się nie martwiłam. Przeszłam kilka metrów z psem biegającym przede mną i wąchającym co drugi krzak, szłam spokojnie, dopóki Aperol nie zobaczył wiewiórki, za którą puścił się biegiem, ja również zaczęłam biec, w dodatku jeszcze krzycząc za nim, aby się zatrzymał i wrócił, nie podziałało.
Gonić wiewiórkę przestał zaraz po tym jak ta uciekła na drzewo, teraz myślał, że to ja się z nim bawię i uciekał przede mną. Wybiegł z lasu na jakąś drogę, przez co ja przyspieszyłam, bojąc się, że zaraz może zza zakrętu wyjechać samochód, który nie zdąży zahamować, pobiegł dalej, w stronę warsztatu, który był przed nami, ja ruszyłam za nim, zwalniając już nieco kroku, w końcu już nie miał gdzie uciec. Wbiegł do otwartego hangaru.
- Pomóc w czymś pani? – zapytała blondynka, która właśnie odwróciła się w stronę warsztatu, kończąc przy tym rozmowę przez telefon.
- Pies mi uciekł i wbiegł do warsztatu. Chcę go tylko stąd zabrać. – wyjaśniłam, dziewczyna tylko pokiwała na znak zrozumienia głową, gestem ręki nakazała iść za sobą do warsztatu.
- Nie widzę tu żadnego psa – rozglądała się wraz ze mną po całej przestrzeni budynku, ja również go nie widziałam.
- Musi tu być, widziałam, jak tu wbiegał.
- Przykro mi, ale go tu nie ma. – ciężko jest opisać, co wtedy czułam, przecież widziałam, jak Aperol tu wbiegał, a nagle jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie mogłam go stracić nie jego.
- Mogę zostawić numer, gdyby się jednak tu pojawił? – dała mi swój telefon, aby wpisać numer, kiedy oddawałam jej własność, drzwi prowadzące do jakiegoś pomieszczenia się otworzyły, a z nich wyszli dwaj identycznie wyglądający chłopacy a zaraz za nimi Alexander trzymający mojego psiaka na rękach. Aperol zaszczekał wesoło na mój widok, a ja poczułam w końcu, że mogę normalnie oddychać no i szybkość bicia mojego serca, wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego jak mocno bije.
CZYTASZ
The cheap cigarettes
Short StoryBo niektóre obietnice są jak dym papierosowy... Ulotne i krótko trwałe.