Król Théoden

23 1 1
                                    

Wjechaliśmy na coś, co ludzie zwykli nazywać rynkiem. Widać było, słychać ale przede wszystkim czuć w powietrzu tą atmosferę. Ponurą, przytłaczającą. Nagle Narril jak gdyby nigdy nic zeskoczyła z konia, mało co się nie przewracając i zaczęła gdzieś biec. W pierwszej chwili kompletnie nie rozumiałem o co jej chodzi.

Dopiero dostrzegłem to, gdy pobiegnąłem za nią. Jeden z domów się palił. Nagle z budynku dobył się dziecięcy pisk. Narril kopnęła kilka razy nogą w drzwi, by te puściły i z impetem wbiegła do środka.

– Narril co Ty robisz?! – wrzasnąłem, chcąc pobiec za nią, ale coś w środku mówiło, że gdybym tam wbiegł źle by się to skończyło.

Wypatrywałem jej intensywnie, spinając każdy, pojedynczy mięsień swojego ciała. Spojrzałem na górę, gdzie brunetka wbiegała do pomieszczenia i klękała przed ścianą. Już po sekundzie trzymała w ramionach małą, bezbronną dziewczynkę. Zbiegła schodami i podrzucając lekko dziecko podeszła do mnie. Była brudna na twarzy i rękach najprawdopodobniej od sadzy czy innej, ciemnej rzeczy.

– Cśś już maleńka, jesteś bezpieczna – uśmiechnęła się pocieszająco do małej. Była tak czuła, ze aż sam się uśmiechnąłem i przebiegło mi przez myśl, że Nar byłaby świetną matką.

Skąd u Ciebie takie myśli?!

Podała małą roztrzęsionej matce dziecka, a ta przyjęła ją jak największy skarb.

– Ty nigdy więcej mi tak nie rób – przytuliłem przyjaciółkę.

– Hah wybacz mi książę – zaśmiała się, oddając uścisk.

Potem razem podeszliśmy do wrót do zamku. Przed nami pojawili się ochroniarze, mówiąc, a raczej rozkazujący, że mamy oddać całe oręże. Widziałem jak Narril zaciska zęby, oddając luk w ręce mężczyzny. Uczyniliśmy to wszyscy, poza Gandalfem.

– Chyba nie pozbawisz starca podpory? – zapytał, siląc się na litościwy ton.

Drzwi zamknęli za nami. Skrzywiłem się od okropnego zapachu alkoholu, wystarczy, że mój ojciec pije wina od cholery i w całym zamku czuć można alkohol, toteż jestem przeczulony na zapach wszelkiego rodzaju trunków.

Weszliśmy nieco głębiej, zapach tylko się nasilał, tak jakbyśmy szli w kierunku jego pochodzenia. Stanęliśmy przed tronem króla. Théoden wyglądał jak wrak człowieka. Jego oczy straciły całkowicie kolor, broda zbielała, a ręce skostniały.

– Gościnność twego dworu ostatnio zmalała, królu Théodenie – zaczął Gandalf.

– Dlaczego miałbym witać Cię z radością,Gandalfie zwiastunie burzy? – zaskrzeczał mężczyzna, tonem pijanego króla.

Obok niego stał inny, zapewne jego doradca, przysłany przez Sarumana.

– Słuszne pytanie, mój Panie. Późną godzinę wybrał sobie czarodziej, by się zjawić – odparł mężczyzna, tonem obślizgłej jaszczurki.

– Trzymaj jadowity język w gębie Ty szczurze – warknęła wściekle Narril, aż jej włosy opadły na twarz.

– Jego laska. Mieliście Mu ją odebrać – gdy to powiedział mężczyźni zerwali się, by pozbawić Gandalfa różdżki.

Narril zgodnie kiwnęła do mnie głową, kopiąc w brzuch jednego z napastników, który był zaraz przy niej. Mimo prowadzonej własnej walki, co chwila ukradkiem spoglądałem na brązowe fale wirujące zaraz obok mnie i musiałem przyznać, że radziła sobie w walce wręcz lepiej, niż mogłem się tego po niej spodziewać. Od razu skarciłem się za myślenie o niej w bitewnym zgiełku, niestety brunetka, której włosy i strój zwracały na siebie uwagę, okrutnie mnie rozpraszały.

Płonąca RóżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz