List

51 4 13
                                    

Pov: Narril

Ćwiczyłam gdzieś na polanie w głębi zielonego lasu. Moje treningi razem z siostrą bardzo mnie odstresowywały i możnaby rzec, że sprawiały mi bezkresną radość. Lothril mimo bycia królowa nie zrezygnowała z dalszych ćwiczeń. Moje długie, brązowe loki wirowały w powietrzu, a ciemnozielone oczy ilustrowały wszystko dookoła, co tylko się dało. Ćwiczyłam bowiem na kolejne zawody w łucznictwie, walce sztyletami oraz mieczem. Musiałam w końcu pokonać księcia. Mojego najlepszego przyjaciela.

Wskoczyłam na drzewo i przeskoczyłam kilka gałęzi. Bezszelestnie wylądowałam na ziemi i strzeliłam prosto w kilka tarcz, znajdujących się za mną. Następnie rzuciłam sztyletem, który wbił się w sam środek manekina z liści, gałęzi i lian, zrobionego przez Leśne Elfy, specjalnie do treningu mojego, Lothril oraz Legolasa. Kiedy już pozbyłam się strzał oraz wszystkich noży, zza krzaków wyskoczył wcześniej wspomniany elf, rzucając się na mnie.

– Legolasie! – rzekłam z wyrzutem, próbując wyswobodzić się z objęć księcia – Element zaskoczenia zawsze dobry, ale akurat nie teraz, książę – wywróciłam oczami, jednak nie umiałam ukryć lekkiego uśmieszku.

– Powinienem już szykować ślub, czy może przygotować się na miano dziadka? – usłyszeliśmy dobrze znany, lecz nie zimny, a ciepły i rozbawiony głos Thranduila. Moja siostra, która szła koło niego, od razu wbiła Mu łokieć pod żebra. 

Zaśmiałam się krótko, ale za to głośno na żart, rzucony przez króla. Legolas uśmiechnął się za to do ojca, nareszcie puszczając mnie i uwalniając się spode mnie, a ja odetchnęłam z ulgą. Rozprostowałam pogniecione ubranie i podniosłam się z ziemi do pozycji siedzącej.

– Dzięki tato – powiedział z sarkazmem książę, po czym obrócił się tak, że on był na górze, a ja pod nim – To ja powinienem zapytać: „co teraz?" – zapytał się mnie książę, uśmiechając się. 

Elf usiadł mi na biodrach, żebym nie wyrywała się i począł się na mnie patrzeć. Zaczęłam się wyrywać i kręcić. Naszą dotychczasową czynność przerwał rozbawiony głos króla:

– Dobra dzieciaki chodzicie, czas coś zjeść – powiedział, nie ukrywając uśmiechu.

Kto by pomyślał, że dawniej zimny i bezuczuciowy ojciec Legolasa kiedykolwiek się uśmiechnie, jednak teraz Thranduil nie przypomina w ogóle tego sprzed sześćdziesięciu lat. A i ja się zmieniłam i Legolas i Lothril. Ja i ona, obie wyrosłyśmy na... ciekawe szesnastolatki. Tak, tak niby rok, a ile zmienił bardzo wiele w naszych życiach. Przede wszystkim Thranduil i Legolas stali się weselsi, niż kiedyś. Książę wciąż oczekiwał na tą jedyną, która skradła by jego serce, a ja chciałam Mu w tym pomóc, jako jego najlepsza przyjaciółka.

Legolas wstał, a ja widocznie odetchnęłam z ulgą. Książę podał mi rękę, pomagając wstać, co przyjęłam z uśmiechem, po czym udaliśmy się do zamku na posiłek. Wciąż nie umiem się przystosować do tak ogromnej przestrzeni, do tego całego piękna, jakie roztaczał zamek Króla Thranduila. Nie raz już Mu to mówiłam, jednak cały czas kurczowo trzymam się tego stwierdzenia.

– Wracając do wcześniejszego pytania – rzekł król, gdy razem jedliśmy obiad – Synu, kiedy mogę spodziewać się potomków? – na to pytanie Legolas zakrztusił się winem, które właśnie pił. Białowłosy, widząc taką reakcję syna zaśmiał się cicho.

– Sądzę, że kiedy będzie gotowy, to na pewno Ci powie. Poza tym... tak bardzo spieszy Ci się do zostania dziadkiem? – zapytałam, a moje oblicze rozjaśnił wredny, ale niewielki uśmieszek.

– Właśnie ojcze. Wtedy będę mógł wreszcie mówić, że jesteś stary! – krzyknął elf, podrywając się lekko.

– Pohamuj, proszę Cię, te niekończące się pokłady entuzjazmu – rzekł "poważnie" władca, nieudolnie ukrywając swój śmiech w głosie.

Płonąca RóżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz