Lothlorien

26 2 6
                                    

Narril POV

Stając na skale i patrząc gdzieś w dal pozwoliłam, by łzy spływały swobodnie po moich policzkach. Nadal nie do końca rozumiałam co się wydarzyło. To się stało zbyt szybko. Szybko i niespodziewanie. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci.

– Legolasie – powiedział Aragorn – Każ im wstać.

– Okaż im serce! – wstawił się Boromir.

– Mrok ściągnie tu zastępy orków – ciągnął Aragorn – Idziemy do lasów Lothlorien – schował miecz do pochwy i spojrzał się na płaczących hobbitów. Gdy oni się zbierali, elf podszedł do mnie.

– Naprawdę myślisz, że on... – urwałam, by się nie rozpłakać jeszcze bardziej.

– Nikt nie przeżył by upadku z takiej wysokości. Nawet Gandalf – odparł smętnie Legolas. Po chwili objął mnie, a ja dałam upust swoim słabościom w tym uścisku.

– Boromirze, Legolasie, Gimli pomóżcie im – rozkazał Aragorn, podnosząc Sama z ziemi. Legolas pomógł Frodowi się podnieść i musieliśmy ruszać w dalszą drogę.

Weszliśmy w las. Był piękny, dobrze oświetlony, przypominał mi trochę Puszczę, ale jej nie da się pomylić z żadną inną.

– Uważajcie – powiedział Boromir – Ponoć mieszka tu piękna czarodziejka, która potrafi wejść w twój umysł i sprawić, ze zgubisz ścieżkę – ostrzegł nas.

– Ale tego krasnoluda tak łatwo nie omota. Mam wzrok jastrzębia i słuch lisa – powiedział Gimli i w tej samej chwili omal nie nadział się na strzałę z cięciwy jednego z elfów.

– Taa rzeczywiście – przytaknęłam Mu ironicznie.

Otoczyły nas elfy z lasów Lothlorien, a ja o mało nie zostałam postrzelona. Legolas wyjął swój łuk, gotowy do wystrzału. Ale nie miał szans. Ostatecznie elfowie zaprowadzili nas do ich królowej. Legolas zaczął po drodze rozmawiać z, prawdopodobnie, ich dowódcą. Mimo pochodzenia na wpół elfickiego kompletnie nie rozumiałam ich mowy.

– Dosyć już tych elfickich grzeczności – warknął Gimli, któremu ta sytuacja wyjątkowo nie pasowała – Rozmawiajcie tak, by wszyscy was zrozumieli.

– Nie mieliśmy do czynienia z krasnoludami od Czarnych Dni – powiedział elfi dowódca.

– Krasnolud na to – zaczął i coś powiedział, ale kompletnie nie zrozumiałam co to.

– To nie było zbyt miłe – pouczył go Aragorn. Elf tylko skrzywił się i przeszedł obok nas, patrząc na hobbitów.

– Przynosicie ze sobą wielkie zło – słusznie stwierdził – Nie możecie iść dalej – dołożył zaraz potem.

Aragorn poszedł z nim na ubocze, a potem dało się słyszeć jedynie ich szepty. Pomyślałam, że po prostu negocjuje. Wszyscy dookoła patrzyliśmy na siebie niezrozumiale, czekając na rozwój sytuacji.

– Chodźcie za mną – powiedział w końcu elf. Zrobił to tak nagle, że przyzwyczajona do ciszy, drgnęłam gwałtownie.

Skierowaliśmy się za nim na jakąś leśną dróżkę. Szliśmy przez dosłownie chwilę w leśnych gęstwinach, co rusz unikając zderzenia z drzewem. Nagle elf , który nas prowadził zatrzymał się, toteż i my stanęliśmy w miejscu.

– Serce królestwa elfów – pokazał – Kraina pana Celeborna i pani Galadriel.

Elf poprowadził nas do środka. To, co tam zastałam, zapierało dech w piersiach, kraina była piękna - choć, tak jak wspomniałam, dla mnie Mroczna Puszcza będzie zawsze najpiękniejsza - na ogromnych drzewach rozciągały się kręte schody, całość była oświetlona przez niebieskie lampki. Tak klimatycznie.

Płonąca RóżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz