Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
Perspektywa Diego.
Willow od kiedy odjechała wczoraj wraz ze swoim dziadkiem nie dała nawet najmniejszego znaku życia. Minęła już cała noc a także ponad połowa dnia a ja nadal nie dostałem nawet jednej wiadomości. Powolnie odchodziłem już od zmysłów co nie wpływało dobrze ani na mnie ani na Crispina a już na pewno nie na naszą pracę.
-Może do niej zadzwoń? -zaproponował przyjaciel.
Czarnoskóry chłopak siedział dokładnie naprzeciw mnie w fotelu przed moim biurkiem. Od ponad godziny próbowaliśmy zebrać się na tyle aby w końcu omówić jedną z umów. Cały dzisiejszy dzień był do niczego, non stop przesuwaliśmy wszystko coraz dalej robiąc to co do nas należy po łebkach i nigdy nie do końca.
Co tylko coraz to bardziej nas wkurwiało, gdybyśmy tylko spięli się jak zwykle to do tej pory mielibyśmy już większość zrobioną.
Ale w naszych głowach jedyne co zajmowało miejsce na dłużej to sprawa mojej Willow. Zarówno ja jak i Crispin myśleliśmy o tym zdecydowanie zbyt dużo, jednak równocześnie nie mamy też na to większego wpływu.
Jakby na to nie spojrzeć, to zostawiła w jednej z naszych piwnic prawie nieżywego człowieka i w grobowym humorze odjechała szukać jakiegoś porwanego dziecka. Co gorsza jej dziadek nie wydawał się tym zbytnio zdziwiony.
-Nie mam pojęcia co może teraz robić. A co, jeśli rozmawia z bossem? Oni raczej nie będą zadowoleni z naszego powiązania. Mój ojciec jest owszem tolerancyjny jednak jej taki się nie wydaje, w dodatku teraz przez nią będzie się jeszcze tłumaczył wyżej. Z tego co mówiła stara się ją zamknąć pod kloszem a raczej wolałbym nie pogorszyć sprawy.
Odpowiedziałem stukając palcami w blat biurka. Naprawdę kusiło mnie by wybrać ten numer jednak w tej sytuacji to raczej nie było dobrym pomysłem. Nie tylko ze względu na to, że ona może być poważnie zajęta, ale też mam z tyłu głowy myśli o tym, że nie mam zielonego pojęcia w jakim stanie ona będzie.
Bo w końcu ja nie jestem typem pocieszyciela, nie potrafię podnosić na duchu i nie umiem rzucać na wiatr jakichś ciepłych słówek kwiatków czy innych motylków. Po prostu nie jestem do tego odpowiednią osobą i w nie miałbym pojęcia co powiedzieć.
-Racja, ale do tej pory powinna już wszystko załatwić. -brwi Crispina zmarszczyły się.
To też było prawdą. Minęło już tyle godzin a ona nadal nie dała nam absolutnie żadnej informacji zwrotnej.
-Poza tym nie mam pojęcia jak miałbym zacząć rozmowę, pocieszyć ją? Zapytać jak wszystko się skończyło? Czy może zupełnie przemilczeć temat?
Zastanawiałem się na głos a przyjaciel niemo potakiwał. Byliśmy w pierdolonej kropce i żadne z wyjść jakie przychodziły nam do głowy nie było dobre.
-Czyli czekamy? -spytał.
Niemalże równocześnie spojrzeliśmy na moją komórkę która samotnie leżała na biurku. Była na wyciągnięcie ręki i tak niewiele dzieliło nas od tego by zadzwonić.
-Idę po lód. -zadecydował przyjaciel wstając.
I wtedy mnie natchnęło. Może i żadne z nas nie miało odwagi zadzwonić do Willow ale w końcu, kiedy ostatnim razem byliśmy w podobnej sytuacji zwróciliśmy się do jej przyjaciółki.
A może akurat Alisha będzie wiedzieć coś przydatnego?
Bez zastanowienia chwyciłem telefon i wybrałem numer.
CZYTASZ
Nie ty decydujesz! 18+
Lãng mạnZaczęło się od wylanego drinka i przeprosin. Później sytuacja nieco się skomplikowała. Ona nie chciała mu zdradzić nawet imienia a on niemalże od razu zainteresował się nią trochę za bardzo. Oboje pochodzą z mafijnych rodzin i oboje mają naprawdę tr...