Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
Świetnie, dzięki Alishy wpakowałam się w jeszcze większe gówno niż wcześniej. Zupełnie jakby tamta dwójka, w garniturach która jakiś czas temu zaczęła za mną łazić to było mało. Teraz przywalił się do mnie też jakiś arogant z wybujałym ego i mający coś do mojej osoby.
Mimo wszystko musiałam jakoś wyjść z tej pojebanej sytuacji, musiałam poczekać aż panna Griffin wstanie i jakoś wrócić do domku, w którym mieszkamy. Jutro w południe mamy kolejny trening i jeśli ktoś zacznie nas szukać to będziemy miały kolosalne kłopoty.
-Idziesz? -dobiegł mnie głos czarnoskórego mężczyzny, kiedy zatrzymałam się na schodach.
Ponownie pokiwałam głową i przyspieszyłam kroku.
Diego rozsiadł się na białym fotelu więc ja zajęłam taki sam tyle że po drugiej stronie szklanego stolika. Patrzyliśmy sobie w oczy jednak puki Crispin nie wrócił z tacką i trzema kryształowymi literatkami żadne z nas się nie odezwało.
Czarnowłosy mężczyzna usiadł na kanapie mając po lewej Diego a po prawej mnie. Rozłoży szklanki i patrzył to na mnie to na niego wyczekująco.
Ponownie przyjrzałam się mojemu "wybawcy" był zdecydowanie przystojny. Szerokie ramiona umięśnione ręce i duże dłonie, które zaciskały się na szkle. Brązowe włosy i naprawdę jasne tęczówki których koloru nie potrafiłam określić, ponieważ wydawały się niemalże przezroczyste.
Kiedy napinał mięśnie pod białą koszulą można było dostrzec masę czarnego tuszu.
-Trochę dziwnie. -szepnął niejaki Crispin.
I ja i brunet momentalnie unieśliśmy na niego wzrok.
-No, mieliście rozmawiać a teraz siedzimy w niezręcznej ciszy, kiedy wasza dwójka pożera się wzajemnie wzrokiem. Czuje się jak piąte koło u wozu! -powiedział z wyrzutem.
Parsknęłam cichym śmiechem. On wydawał się o niebo sympatyczniejszy niż jego kolega, posiadał poczucie humoru i przynajmniej nie miał w stosunku do mnie jakichś dziwnych zamiarów. Natomiast pan Diego najwidoczniej coś do mnie miał i zdecydowanie czegoś ode mnie chciał.
-Poczekam aż z Alishy trochę zejdzie i wrócimy do domu. -poinformowałam ich.
Brunet zacisnął dłoń na szklance.
-Nie jesteście stąd prawda? -odezwał się Crispin.
-Prawda. -odpowiedziałam ozięble.
-Więc, skąd? -dopytywał.
-Moje rodzinne miasto jest kilka godzin stąd.
Nie chciałam im nic mówić, nie powinni znać mojego imienia, wiedzieć skąd jestem ani tym bardziej kim jestem.
Oni nie wyglądali na zwykłych ludzi, bo jacy normalni ludzie mają takie samochody, mogą bez chwili zawahania prowadzić po alkoholu samochód. I przede wszystkim jaki normalny mężczyzna trzyma pistolet pod marynarką?
Jego ciekawość także nie napawała mnie przesadną ufnością.
-Małomówna się zrobiłaś, wcześniej byłaś wręcz chętna do rozmowy. -stwierdził Crispin.
-Wcześniej nikt nie był w stosunku do mnie nachalny.
-Nie rozumiem twojego nastawienia, wiem, że Diego potrafi być wkurzający, ale to nie powód by od razu nas skreślać.
Spojrzałam na niego wymownie i prychnęłam pod nosem. Korciło mnie by spróbować trunku, którego mi nalał jednak dobrze wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł. Musiałam uważać na tych ludzi, bo jak na razie nie byłam w stanie ich sprawdzić.
CZYTASZ
Nie ty decydujesz! 18+
Roman d'amourZaczęło się od wylanego drinka i przeprosin. Później sytuacja nieco się skomplikowała. Ona nie chciała mu zdradzić nawet imienia a on niemalże od razu zainteresował się nią trochę za bardzo. Oboje pochodzą z mafijnych rodzin i oboje mają naprawdę tr...