Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
Perspektywa Diego
Nie miałem pojęcia czego się spodziewać, nigdy nawet nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji. To było wręcz absurdalne, Willow nie należy do tych co proszą o pomoc, po prostu nie.
Dlatego też siedząc w tym pieprzonym samochodzie praktycznie odchodziłem od zmysłów. Dokładnie dwie i pół godziny temu przysłała mi adres, gdzie mieliśmy się spotkać. I mimo iż napisałem kilka wiadomości pytając o jakiekolwiek szczegóły ona nie odpowiedziała na żadną z nich.
Milczała i to było najgorsze, przez to też popełniłem kolejny błąd przyjeżdżając tu za wcześnie. Crispin przyglądał mi się z boku racząc mnie tym okropnym zmartwionym spojrzeniem. A ja miałem ochotę wysiąść, trzasnąć drzwiami i coś rozwalić.
Bezsilność jest najgorszym z możliwych uczuć jakich kiedykolwiek doświadczyłem. Moment, w którym nie możesz nic zrobić nawet jeśli bardzo chcesz jest niesamowicie bolesnym przeżyciem.
Byliśmy na totalnym pustkowiu. Spory kawałek od Bakersfield jednak, jeśli ona jechała tu z Irvine to miała pięć razy więcej drogi niż my do przejechania. Wokół nas nie było nic prócz pól i nieutwardzonej drogi, przy której mieliśmy się spotkać.
W pewnym momencie gdzieś w oddali dostrzegłem czarną kropkę, która z każdą sekundą się powiększała, moje dłonie nagle zaczęły się dziwnie pocić. Stresowałem się tym co zaraz od niej usłyszę i nie wiedziałem, czy jestem w stanie jakkolwiek się na to przygotować.
Kawałek od nas wraz z dużą chmurą kurzu zatrzymał się duży czarny mercedes typu suv. Wymieniłem się krótkim spojrzeniem z Crispinem i zgodnie kiwając do siebie głowami zdecydowaliśmy się wysiąść.
Nie miałem pojęcia czy była sama i szczerze mówiąc nie wiem czy nie lepiej by było, gdyby jednak ktoś z nią był. Rano nie była w dobrym stanie, a biorąc pod uwagę, że poprosiła o pomoc to coś musiało się naprawdę zjebać. Więc nie mam zielonego pojęcia co mnie czeka. I ta niewiedza jest chyba najgorsza.
Drzwiczki od strony kierowcy się otworzyły, z samochodu wyskoczyła postać mojej Willow. Jednak ani trochę nie wyglądała jak ta Willow z rana. Miała na sobie krótką i obcisłą czarną sukienkę z długim rękawem. Również czarne półbuty ze srebrną klamrą i na niskiej platformie, włosy miała idealnie zaczesane w wysoką kitkę. A oczu nie mogłem zauważyć przez czarne duże okulary przeciwsłoneczne.
Zatrzasnęła drzwiczki za sobą i z kilkoma papierami w dłoni ruszyła w naszą stronę. Wolno stawiając każdy kolejny krok pewnie i patrząc dokładnie na wprost.
-Willow? -Jej imię samoistnie wypłynęło z moich ust.
Jej głowa zwróciła się w moją stronę a ja mogłem poczuć jej intensywny wzrok na swojej twarzy.
-Powiesz nam o co chodzi? -spytałem, kiedy w końcu zatrzymała się przed nami.
Skinęła głową i podeszła do maski naszego samochodu, rozłożyła na niej kilka kartek.
Kilka z nich było zdjęciami z kamer, na których widniał czarny sportowy samochód i postura jednego człowieka. Natomiast jedna z fotografii przedstawiała, jak się domyślam twarz tego człowieka. Na pierwszy rzut oka powiedziałbym, że około czterdziestoletni mężczyzna o dość kwadratowej mocno zarysowanej szczęce. Miał dłuższą brodę i szramę na lewej brwi.
-Na kogo patrzę? -spytał Crispin kiedy ja nadal uważnie analizowałem każde ze zdjęć.
-Mówią na niego Marko. -odpowiedziała zimnym głosem. -Tak naprawdę nazywa się Maksim Woronin. Nie jest kimś specjalnie ważnym, to raczej najemnik i ktoś tego rosyjskiego śmiecia wynajął, aby porwał kogoś na kim bardzo mi zależy. -wytłumaczyła.
CZYTASZ
Nie ty decydujesz! 18+
RomanceZaczęło się od wylanego drinka i przeprosin. Później sytuacja nieco się skomplikowała. Ona nie chciała mu zdradzić nawet imienia a on niemalże od razu zainteresował się nią trochę za bardzo. Oboje pochodzą z mafijnych rodzin i oboje mają naprawdę tr...