Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
Perspektywa Diego.
Dni ciągnęły się niemiłosiernie, wyczekiwaliśmy czegoś czego żadne z nas nie chciało doświadczyć. Jednocześnie chcieliśmy, aby nieuniknione w końcu przyszło i baliśmy się tego jak nigdy.
Bo nieznane mogło być albo niesamowicie dobre albo okropnie złe.
Wszyscy chodzili jak na szpilkach, każdy się denerwował i nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Trzy razy dziennie dzwoniłem do posiadłości w Hiszpanii pytając o sytuacje, za każdym razem otrzymując tą samą odpowiedź.
"Wszystko jest w porządku Diego, nic się nie dzieje."
Zero jakiegokolwiek ruchu, żadnych podejrzanych ludzi ani jednego incydentu.
Zarówno tam jak i tutaj. Z dnia na dzień zatracaliśmy się w ciszy, w pustce która powolnie nas pochłaniała.
Od kilku dni nie porwano ani jednego z ludzi Withmorów, nie podpalono żadnego magazynu ani nie wysłano żadnej groźby.
Milczeli, czekali i przygotowywali się do ataku wiedząc, że odchodziliśmy od zmysłów.
Siedziałem na dużej sofie w salonie Withmorów, pochylałem się nad szklanym stolikiem łokcie opierając na swoich kolanach. Crispin był w pozycji półleżącej a jego głowa zwisała z oparcia.
Nudził się zupełnie tak jak ja i reszta domowników, a ja wcale nie miałem m+u tego za złe. Każdy z nas chciałby mieć to już za sobą.
-Może powinniśmy coś zrobić? -mruknął nawet nie podnosząc głowy. -Nie wiem, odjebać coś co zwróciłoby jego uwagę?
-Nie możemy. Musimy czekać, Willow powiedziała, że to już niedługo. Poza tym, jeśli oni dowiedzą się, że wywieźliśmy jej bliskich z kraju mogą zmienić plany.
Odpowiedziałem masując palcami nasadę nosa.
Jęknął żałośnie i przysłonił dłonią twarz.
-Chujowo, nawet upić się nie można...
Bezczynność była okropna, sprawiała, że czułem się cholernie bezużyteczny jednak teraz była nieunikniona.
Ten sukinsyn był dobry w tym co robił, za dobry. Zacierał ślady, prowadził nas w ślepe uliczki. Żaden z tropów na jakie trafialiśmy nie był przydatny. Jego plan jakikolwiek by nie był zdawał się być idealny.
A to przerażało mnie jeszcze bardziej.
Czekaliśmy na coś co bezsprzecznie miało być naszą śmiercią. Mieliśmy umrzeć, Willow mówiła to za każdym razem. On chciał śmierci całego rodu Withmorów.
Chciał widzieć ich cierpienie...
Z dnia na dzień coraz częściej myślałem o tym, że to może mu się udać...
Bo skoro wszystko szło mu tak dobrze to, jak mieliśmy coś zmienić?
***
W środku nocy rozbudził mnie ryk syreny, cała posiadłość niemalże drżała od głośności tego nieszczęsnego alarmu. Jak poparzony podskoczyłem na łóżku i gorączkowo rozejrzałem się po pokoju Willow.
Wszystko wyglądało normalnie jednak nic nie było w porządku.
Działając na autopilocie zabrałem z szafki nocnej pistolet i plecami przylgnąłem do ściany zaraz obok okna. Na moje szczęście lub wręcz przeciwnie okna w pokoju dziewczyny wychodziły na ogromny podjazd i bramę do posiadłości.
CZYTASZ
Nie ty decydujesz! 18+
RomansaZaczęło się od wylanego drinka i przeprosin. Później sytuacja nieco się skomplikowała. Ona nie chciała mu zdradzić nawet imienia a on niemalże od razu zainteresował się nią trochę za bardzo. Oboje pochodzą z mafijnych rodzin i oboje mają naprawdę tr...