Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
Perspektywa Diego.
Moja głowa pękała od myśli kiedy w panice próbowałem znaleźć wyjście z sytuacji, moja Willow leżała w kałuży krwi a na niej siedział ten psychopata który z nieukrywaną satysfakcją się nad nią pastwił.
Dziewczyna walczyła naprawdę dzielnie, najpierw załatwiła tamtych dwóch i przydupasa Kalijusza a później chcąc nas chronić rzuciła się na Kaliego.
Jednak chcąc nie chcąc przegrywała a ja nie mogłem pozwolić by miłość mojego życia skonała w taki sposób na moich oczach.
Cios za ciosem wymierzonym do już i tak nieprzytomnej dziewczyny sprawiały, że moja samokontrola i logiczne myślenie przestawały mieć nade mną kontrolę.
W końcu puściły wszelkie hamulce, podniosłem się na stopach na tyle na ile mogłem i z całej siły cisnąłem swoje ciało i krzesło do którego byłem przywiązany na ziemię.
Adrenalina i chęć pomocy Willow tylko mi pomogła więc krzesło może i nie zamieniło się w drzazgi ale rozbiło się na tyle bym mógł stanąć na nogi bez niego.
Dłonie nadal miałem związane a na moich kostkach pozostały liny jednak byłem wolny.
Szybko spojrzałem w stronę szamotaniny i zorientowanej w sytuacji.
Kalijusz był tak skupiony i zafascynowany krzywdą Willow że nawet nie usłyszał łoskotu.
W kilka sekund musiałem dokonać wyboru, którego skutki mogły zaważyć na życiu lub śmierci każdej obecnej w tym pomieszczeniu osoby.
Jedyne co było pewne to fakt, że musiałem po pierwsze zabrać go od Willow i po drugie w jakiś sposób zdobyć nad nim przewagę.
Muszę zdobyć broń...
Wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, pistolet który Willow mu zabrała i który on wytrącił jej z dłoni podczas szamotaniny.
Gorączkowo rozejrzałem się po całym pomieszczeniu w końcu dostrzegając upragnioną broń gdzieś pod ścianą.
Najciszej jak potrafiłem ruszyłem w jej stronę, wolałem dmuchać na zimne i nie kierować się tym, że wcześniej nie usłyszał tego całego rumoru, kiedy rozbijałem krzesło.
Podniosłem broń i sprawnym ruchem sprawdziłem, czy jest naładowana i ile ma naboi.
Następnie zakradłem się za jego plecy, pchnąłem go z całej siły tak że przeturlał się o kilka metrów dalej. Zrobiłem krok do przodu stając między nim a Willow i wymierzyłem pistolet.
-Ty gnoju, jak śmiałeś?! -wydarł się jeszcze zanim uniósł głowę i na mnie spojrzał.
Kiedy dostrzegł kto tak naprawdę jest sprawcą na chwilę zaniemówił, spojrzał na broń i zrobił kolejny krok do tyłu.
-Diego, za nami są lata dobrej współpracy. Naprawdę chcesz to wszystko zniszczyć? Tracąc ten kontrakt stracicie ogromne pieniądze Diego. -mówił powolnie podnosząc dłonie.
-Gówno mnie obchodzą twoje pieniądze!
Wysyczałem te słowa potrząsając delikatnie głową. Nie wiedziałem co zrobić, zabić go na miejscu? To naprawdę kuszące, ale z drugiej strony jego ludzie na zewnątrz usłyszą strzał i nie wiadomo co mogą z tym zrobić.
-Twój ojciec nie byłby zadowolony słysząc twoje słowa.
-Mój ojciec pogratuluje mi, kiedy ty będziesz gnił gdzieś na dnie oceanu.
CZYTASZ
Nie ty decydujesz! 18+
RomanceZaczęło się od wylanego drinka i przeprosin. Później sytuacja nieco się skomplikowała. Ona nie chciała mu zdradzić nawet imienia a on niemalże od razu zainteresował się nią trochę za bardzo. Oboje pochodzą z mafijnych rodzin i oboje mają naprawdę tr...