~39~ To wcale nie powinno mieć miejsca.

351 17 2
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

Perspektywa Diego.

Moja głowa pękała od myśli kiedy w panice próbowałem znaleźć wyjście z sytuacji, moja Willow leżała w kałuży krwi a na niej siedział ten psychopata który z nieukrywaną satysfakcją się nad nią pastwił.

Dziewczyna walczyła naprawdę dzielnie, najpierw załatwiła tamtych dwóch i przydupasa Kalijusza a później chcąc nas chronić rzuciła się na Kaliego.

Jednak chcąc nie chcąc przegrywała a ja nie mogłem pozwolić by miłość mojego życia skonała w taki sposób na moich oczach.

Cios za ciosem wymierzonym do już i tak nieprzytomnej dziewczyny sprawiały, że moja samokontrola i logiczne myślenie przestawały mieć nade mną kontrolę.

W końcu puściły wszelkie hamulce, podniosłem się na stopach na tyle na ile mogłem i z całej siły cisnąłem swoje ciało i krzesło do którego byłem przywiązany na ziemię.

Adrenalina i chęć pomocy Willow tylko mi pomogła więc krzesło może i nie zamieniło się w drzazgi ale rozbiło się na tyle bym mógł stanąć na nogi bez niego.

Dłonie nadal miałem związane a na moich kostkach pozostały liny jednak byłem wolny.

Szybko spojrzałem w stronę szamotaniny i zorientowanej w sytuacji.

Kalijusz był tak skupiony i zafascynowany krzywdą Willow że nawet nie usłyszał łoskotu.

W kilka sekund musiałem dokonać wyboru, którego skutki mogły zaważyć na życiu lub śmierci każdej obecnej w tym pomieszczeniu osoby.

Jedyne co było pewne to fakt, że musiałem po pierwsze zabrać go od Willow i po drugie w jakiś sposób zdobyć nad nim przewagę.

Muszę zdobyć broń...

Wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, pistolet który Willow mu zabrała i który on wytrącił jej z dłoni podczas szamotaniny.

Gorączkowo rozejrzałem się po całym pomieszczeniu w końcu dostrzegając upragnioną broń gdzieś pod ścianą.

Najciszej jak potrafiłem ruszyłem w jej stronę, wolałem dmuchać na zimne i nie kierować się tym, że wcześniej nie usłyszał tego całego rumoru, kiedy rozbijałem krzesło.

Podniosłem broń i sprawnym ruchem sprawdziłem, czy jest naładowana i ile ma naboi.

Następnie zakradłem się za jego plecy, pchnąłem go z całej siły tak że przeturlał się o kilka metrów dalej. Zrobiłem krok do przodu stając między nim a Willow i wymierzyłem pistolet.

-Ty gnoju, jak śmiałeś?! -wydarł się jeszcze zanim uniósł głowę i na mnie spojrzał.

Kiedy dostrzegł kto tak naprawdę jest sprawcą na chwilę zaniemówił, spojrzał na broń i zrobił kolejny krok do tyłu.

-Diego, za nami są lata dobrej współpracy. Naprawdę chcesz to wszystko zniszczyć? Tracąc ten kontrakt stracicie ogromne pieniądze Diego. -mówił powolnie podnosząc dłonie.

-Gówno mnie obchodzą twoje pieniądze!

Wysyczałem te słowa potrząsając delikatnie głową. Nie wiedziałem co zrobić, zabić go na miejscu? To naprawdę kuszące, ale z drugiej strony jego ludzie na zewnątrz usłyszą strzał i nie wiadomo co mogą z tym zrobić.

-Twój ojciec nie byłby zadowolony słysząc twoje słowa.

-Mój ojciec pogratuluje mi, kiedy ty będziesz gnił gdzieś na dnie oceanu.

Nie ty decydujesz! 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz