Rozdział 26

3.7K 158 19
                                    

Bardzo przepraszam za długą nieobecność .... złożyło się na to wiele rzeczy, od zmian w życiu po utratę dostępu do konta, które bardzo długo starałam się odzyskać. Cieszę się, że finalnie się udało i już JESTEM Z WAMI.

Od dzisiaj nowe części pojawiać się będą co dwa dni + dodatkowo pojawi się nowa książka, której pierwsze 5 rozdziałów już w niedzielę <3


Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Liczę na Wasze gwiazdki i komentarze ! <3


~Emma~

Czy czułam się wolna? Możliwe. Czy szczęśliwa? Coraz bardziej... niemniej jednak, coś w głębi duszy nie dawało mi spokoju. Przez wiele tygodni powtarzałam sobie, że to wszystko efekt stresu. Na pewno wszystko jest w porządku, a to moja wyobraźnia, lęk i niepewność płatały mi figla. Jakie miałam na to rozwiązanie? Po prostu chciałam o tym nie myśleć, starałam skupiać się na pozytywach, jakie miały miejsce w moim życiu. Miałam przyjaciół, miałam Jamesa i w końcu nie było w nim Petera. Tym razem zniknął raz na zawsze. To uczucie ulgi przebijało się przez wszystko inne co czułam dotychczas, sprawiało wrażenie niemal nierealnego jak sen, który lada moment mógłby prysnąć jak bańka mydlana. Niestety nie tylko to sprawiało wrażenie, że obawiałam się przyszłości, James po powrocie z Portugali zaczął się dziwnie zachowywać. Odnosiłam nieomylne wrażenie, że zakłada przy mnie uśmiechniętą maskę, a jak tylko znikam pojawiają się dziwne telefony, które zmieniały jego nastrój o 180 stopni. Próbowałam dopytywać o co chodzi, zapewniać, że może mi o wszystkim powiedzieć, ale jednak odkręcał kota ogonem. Nie chciałam też nalegać, możliwe, ze podświadomie bałam się tego co może mi powiedzieć, po tym jak poznałam jego przeszłość, a z drugiej strony po wszystkim co przeżyłam, błoga nieświadomość nie była taka zła.

Od powrotu minął miesiąc, a nadal nie po drodze było nam do przeprowadzenia się w jedno miejsce, dlatego głównie do James wpadał po pracy do mnie i zostawał do rana. Niemal mieszkaliśmy razem, mimo pojedynczych dni, gdy załatwiał coś do późna na mieście. Tak było i dzisiaj, dlatego zaplanowałam sobie samotny wieczór przy dobrym jedzeniu, winie i filmie. Pichcenie w kuchni od dawna dawało mi odprężenie i sprawiało przyjemność.

Dochodziła 21, gdy finalnie udało mi się wybrać film i wróciłam do kuchni po nowy kieliszek wina, przy okazji sprawdzając czy makaron jest już gotowy. Nakładając sobie pełną miskę jedzenia powędrowałam na kanapę i władowałam się prosto pod koc. Usadowiłam się wygodnie, charakterystycznie kręcąc się w miejscu jakbym chciała wyrobić sobie dziurę wpasowaną idealnie pod moje ciało i zabrałam się za jedzenie. Muszę przyznać, ze umierałam z głodu i nie mogłam sobie przypomnieć czy udało mi się dzisiaj zjeść cokolwiek po śniadaniu czy nie. Niestety ostatnio zdarzało się to nagminnie, co było nieodpowiedzialne z mojej strony, ale wpadając w rytm odkopywania się z zaległych obowiązków, projektów i próba odbudowy zaufania w firmie po tak długiej nieobecności sprawiały, że niemal tkwiłam 12h dziennie przy projektach. Najedzona do syta odstawiłam talerz i delektowałam się winem. Nie minęło 15 minut a poczułam ucisk w żołądku i biegiem ruszyłam do toalety. Niestety zawartość późnej kolacji wylądowała w ubikacji, a ja zawieszona na niej nie wiedziałam co się dzieje. Przez myśl, kolejny raz przemknęła mi wątpliwość, czy możliwe jest abym była w ciąży.... Wypierałam ją skutecznie mimo nasilających się objawów, ale coraz częściej myślałam o tym aby zrobić test. Czy się bałam? Oczywiście. Nie byliśmy na to gotowi, nie znaliśmy się na tyle aby mieć razem dziecko. Co tak naprawdę nas łączyło? Kochaliśmy się, tak przynajmniej mi się wydawało, ale to za mało, aby wychować razem dziecko. Nie mówiąc już o tym, jak nasza przyszłość wpływa negatywnie na zakładanie rodziny. Tak mało o sobie wiemy, dosłownie nie mam pojęcia czy James chce mieć dzieci, rodzinę czy jednak żyć od świtu o zmierzchu. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, przemywając twarz wodą. Szukałam znaków grypy, przeziębienia a może i zatrucia, aby wytłumaczyć to co ostatnio działo się z moim ciałem, w zamian za to zwróciłam uwagę na wyraźnie większe piersi, które nie pojawiły się znikąd. Agresywnym ruchem otworzyłam szafkę pod umywalką i z schowanej kosmetyczki na samym końcu wyjęłam test ciążowy. Teraz albo nigdy pomyślałam i o ironio, mam wrażenie, że już kiedyś to mówiłam. Rozerwałam opakowanie i dokładnie wiedziałam co robić, zdarzało mi się to wielokrotnie w przeszłości, gdy za każdym razem bałam się, że gwałty Petera skończą się w ten sposób.

Odważ się byćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz