- Zastanawia mnie. Dlaczego ja muszę iść z tobą?-powiedział do mnie Kraków.
-Z rozkazu Polski, jakbyś się zastanawiał- odpowiedziałem. Czy on zdaje sobie sprawę, że go z własnej nieprzymuszonej woli zaprosiłem na ten bal? Sam bym nie poszedł, ale Polska by mnie od razu zamordował za "niespełnianie swojej roli reprezentacji na arenie międzynarodowej", a trzeba było kogoś zaprosić... No to państwo stwierdziło, że "idealnym" kandydatem jest Kraków.
- Czyli stwierdził, że nie dasz rady i mam cię pilnować- burknął. Stary dziad z niego... Zawsze taki był... A może, jednak nie? Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. RON przyprowadził mnie, żebym spotkał byłą stolicę. On miał mnie nauczać wszystkiego, co mi miało pomóc sprawować rolę najważniejszego miasta. Był wtedy strasznie zmęczony i oschły. Taki już dla mnie był przez większość czasu. Po rozbiorach... nic się nie zmieniło, a chciałem i to bardzo...
Już byliśmy na miejscu.
- To się rozdzielamy?- zapytał. No jedyne sensowne pytanie.
- Tak-
- Chociaż spróbuje mieć na tobie oko. Z tobą nic nie wiadomo- powiedział z wrednym uśmieszkiem.
- Nie jestem dzieckiem do pilnowania i nie martw się o siebie, też będę cię pilnować- "A tylko spróbuj zostawić Kraków..." słowa mojego państwa, które porzuciły moje plany zwiania z tego cyrku.
- Do zobaczenia o trzeciej- rzucił, zanim wszedł w tłum.
Tik, tak, tik, tak... Minęło już pół wydarzenia na przywitaniach i pogawędkach. Jak widziałem twarze, niektórych z tych ich uśmiechem to chciało mi się rzygać i tak mówię tu o Berlinie Londynie. Natomiast z Moskwą... My nawet się nie staramy ukrywać, że się nie lubimy. Po prostu przywitaliśmy się i jak najszybciej w swoją stronę. Za to dobrze się rozmawiało z Waszyngtonem i Wilnem. Jedne z tych osób, od których bym odebrał nawet o drugiej w nocy. Co jakiś czas szukałem wzrokiem mojej osoby towarzyszącej. Zauważyłem go na rozmowie z Wiedniem- tym dupkiem numer... trzy lub cztery w mojej liście idiotów, czy też wrogów. Zaniepokoiło mnie jedno. Kraków cały był spięty, a jego wzrok poszukiwał kogoś w tłumie. Coś się święci. W pewnym momencie Austriak chwycił swojego rozmówce i z nim wyszedł. A ja? Za nimi. Wyszli na tyły budynku a przez to na ogród. Światło stopniowo nikło, aż oświetlały nas tylko światło księżyca.
- Wien, lass ihn gehen, du siehst, dass er nicht mit dir gehen will. (Wiedeń, wypuść go przecież widać, że nie chce z tobą iść)- powiedziałem, kiedy się zatrzymali. Stolica Austrii popatrzyła na mnie z drwiącym uśmieszkiem, a smocze miasto podało mi spojrzenie pełne ulgi i niepokoju.
CZYTASZ
one shoty z country/cityhumans
FanficTutaj akurat będą shipy z zamówień i moich wymysłów. To tyle, miłego czytania. (Moim zdaniem to każdy z tego rozdział nadaje się na książkę. Wystarczy tylko rozwinąć fabułę)