[ 14 - ɪɴᴛʀʏɢᴀ ]

168 9 4
                                    

Rozdział czternasty: Intryga

§

— Po co nam w ogóle te całe magiczne runy? — wzdycha Fawley i kładzie głowę na ławce.

Harry wzrusza ramionami i wpatruje się w wysokiego mężczyznę o długich blond włosach w średnim wieku, który tłumaczy właśnie coś na tablicy.

Samopisząca kreda nakreśla na czarnym podkładzie różne podstawowe runiczne znaki. Profesor z pasją tłumaczy podstawy swojego przedmiotu. Uchwyca jednak cichą uwagę Haviera i z kpiących uśmieszkiem podchodzi do ławki białowłosego i szatyna.

— Mógłby pan powtórzyć, panie Fawley? — pyta ironicznie opierając się o blat. Góruje on nad chłopcami i spogląda na nich zirytowanym wzrokiem.

— Uhm... To... Nie jest ważne, profesorze.. Przepraszam... — zająkuje się szafirooki i spogląda w dół.

— Tak. Tak myślałem. — mruczy nauczyciel. — Aczkolwiek pozwolę sobie odpowiedzieć na wcześniej zadane przez pana pytanie. — mruga do chłopca i wraca pod swoją katedrę. — Starożytne runy do niedawna były nauczana tylko jako przedmiot nieobowiązkowy. Zostało to aczkolwiek zmienione przez naszego obecnego dyrektora, jako że mało kto decydował się uczęszczać na te zajęcia. Może się to wydawać nieprawdopodobne aczkolwiek runy są bardzo przydatne w codziennym życiu i warto się ich nauczyć aby poprostu ułatwić sobie niektóre rzeczy. Na pierwszym roku będziemy się uczyć jedynie czytania i pisania, a w następnych latach dowiecie się jak tworzyć z nich sekwencje, łączyć je i tym podobne. Zapewne zastanawiacie się do czego runy mogę się wam przydać? — odpowiadają mu kiwnięcia głowami. — Otóż widzicie, dzięki runom można tworzyć różne zaklęcia obronne, klątwy, rytuały, można je nawet wykorzystać w eliksirach. O wszystkim dowiecie się w swoim czasie. — uśmiecha się chłodno do uczniów i powraca do tablicy.

Havier wzdycha i kontynuuje wpatrywanie się w ścianę z głową opartą o przedramiona.

— Ten gość to Abraxas Malfoy. Dziadek Draco. — szepcze do Harry'ego, który w tym momencie spogląda zaciekawiony na mężczyznę. Rzeczywiście są podobni. Obaj mają podobne rysy twarz, oczywiście te Dracona są łagodniejsze i bardziej dziecięce ze względu na wiek. Różni ich właściwie jedynie ilość wiosen na tym świecie, długość włosów, wysokość i kolor oczu. Kiedy Draco posiada szaro-stalowe tęczówki, starszy Malfoy ma je w niebieskim kolorze spotykanym u niezapominajek.

Trzeba przyznać, że mężczyzna mimo swojego wieku nie stracił na urodzie i wygląda na co najwyżej 40 lat. Jest przystojny i wysoki. Jego blond włosy są częściowo spięte zieloną wstążka w luźny kucyk. Niebieskie oczy przenikliwie przesuwają się po uczniach, kiedy ci piszą notatki z jego wykładu.

Harry stwierdza, że mężczyzna zdecydowanie jest interesujący i z tyłu głowy postanawia, że w przyszłości bardziej się mu przyjrzy.

W międzyczasie kiedy przysłuchuje się nauczycielowi z boku pergaminu skrobie piórem portret blondyna, ot tak żeby lepiej się skupić na jego przemowie.

§

Po lekcjach Havier, Harry i Draco udają się na błonia trzymając naręcza książek wypożyczonych z biblioteki.

Znajdują wolne miejsce w cieniu pod dużym, rozłożystym klonem jaworem i tam rozkładają błękitny koc w kratę, na którym się usadawiają z licznymi tomiszczami o magii niewerbalnej.

Wertują księgi przez następne kilka godzin, okazjonalnie rozmawiając na na jakieś niezobowiązujące tematy, dopóki powoli nie zaczyna się ściemniać. Odkładają wtedy teksty na bok i przypatrują się zachodzącemu słońcu.

Harry w pewnym momencie zaczyna przyglądać się srebrnemu wężowi, który wciąż opleciony jest wokół jego nnadgarstka. Kiedy zielonooki odwraca wzrok, kątem oka widzi subtelne poruszanie się metalowego zwierzęcia, towarzyszy temu prawie nie dostrzegalne uczucie strzelających iskierek magii. Jednak gdy kruczowłosy spowrotem spogląda na bransoletę ta znowu wydaje się nie mieć w sobie żadnego życia. Młody Snape wie, że to tylko pozory. Może i nie wie czym dokładnie to jest, ale napewno się dowie.

Tymczasem na niebie zaczynają pojawiać się pierwsze gwiazdy, a więc chłopcy gawędząc między sobą ruszają w stronę zamku.

— Przeczytałem coś o klątwie odbierającej mowę, co prawda jest ona krótkotrwała, ale każde zaklęcie da się ulepszyć i przedłużyć działanie z odpowiednią mocą i doświadczeniem. Nazywa się silencio czy jakoś tak. — wtrąca w pewnym momencie Havier. — Nie zostałeś może kiedyś jakimś trafiony? — pyta białowłosy w stronę zielonookiego.

Ślizgon kręci przecząco głową, choć trochę niepewnie, był to ciekawy koncept.

Przeciwzaklęcie? — pyta Harry przekrzywiając głowę, Draco przekłada to na słowa, jako iż Havier jeszcze nie potrafi korzystać z języka migowego.

— Jest, ale jeśli nie zostanie użyte przez osobę, która rzuciła klątwę to działa dosłownie przez kilka bądź kilkanaście sekund. — odpowiada Fawley. — Możemy spróbować go użyć kiedy wrócimy do dormitorium. — proponuje chłopak z uśmiechem. Snape kiwa głową na zgodę.

Trzej ślizgoni kierują się więc w stronę dormitorium, a kiedy oddalają się już znacznie, z drzewa pod którym siedzieli spełza wąż, Nagini. Powoli zaczyna ona sunąć po mokrej trawie, bezszelestnie, tak jak nauczyła się jeszcze za pisklęcia.

Po jakimś czasie wąż znika gdzieś, aby potem pojawić się kilkanaście metrów dalej. W końcu prześlizga się przez wrota Hogwartu, dalej podążając za chłopcami. Kiedy ci jednak znikają w drzwiach do swojego dormitorium gad wciska się w dziurę pomiędzy kamieniami.

Pełznąc zawilgotniałymi ścieżkami, Nagini w końcu dociera do ciepłego pomieszczenia z płonącym kominkiem. Utrzymane jest ono w zimno-zielonych i czarnych barwach. Meble są hebanowe. W kącie pokoju, zaraz obok kominka stoi fotel obity skórą. Na nim siedzi mężczyzna, dobrze znany jest on każdemu kto ma choćby małą wiedzę na temat świata czarodzieji.

Tak, to był On. Sami-wiecie-kto, Ten, którego imienia nie można wymawiać, Czarny Pan, Lord Voldemort, wiele ma imion. Tym właściwym, pierwszym jest Tom Marvolo Riddle, ale mało kto zna go pod tą godnością.

Mężczyzna uśmiecha się do węża.

— Powiedz mi, moja droga, czego się dowiedziałaś... — mruczy niskim głosem, wystawiając dłoń w stronę gada. Ten podpełza do swojego Pana, łasząc się do niego niczym kot.

Rozlega się syk, a wyraz twarzy Voldemorta pozostaje taki sam, mimo że w środku zaczyna tlić się intryga.

§

Wróciłem, moi kochani.
Nie wiem na jak długo, ale postanowiłem wrócić do pisania.
Długo mnie nie było, wybaczcie.
Rozdział co prawda krótki, ale zacznę pisać więcej.

Do następnego <3

Zepsuty_czajnik aka Natan

× Kwiat Wisterii × ×tomarry fanfiction× [w trakcie] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz