Rozdział piętnasty: Havier
— Harry — głos rozlega się tuż przy jego uchu, chłopiec mruży zaspane oczy i przewraca się na drugi bok mając nadzieję, że ktokolwiek zakłóca jego sen da sobie spokój. — Harryyy — słyszy znowu, ale postanawia zignorować irytujący dźwięk.
Wtedy w jego bok zostaje wbity palec. Nie na tyle mocno żeby spowodować zbyt silny ból, ale zdecydowanie wystarczający aby poczuł nieprzyjemny dyskomfort. Rozbudza się nieco, otwiera zmęczone ślepia i podsuwa się wyżej do pozycji siedzącej, starając się zlokalizować osobę, która zdecydowała się go obudzić.
W pokoju jest ciemno, a więc Harry mruga kilka razy, próbując dostosować wzrok do mroku pomieszczenia. W końcu dostrzega szafirowe oczy wlepione w niego z wymalowaną w nich niecierpliwością. Białe włosy są zmierzwione, więc Snape domyśla się, że jego współlokator również dopiero co wstał.
Patrząc na wszechobecną ciemność, zielonooki domyśla się, że jest jeszcze środek nocy.
— W końcu się obudziłeś, śpiochu. — mamrocze zirytowany, ale z jakiegoś powodu również podekscytowany Fawley. — Wstawaj. Idziemy do biblioteki. — mówi Havier ponaglająco. Zauważając zdezorientowany i niepewny wzrok przyjaciela uśmiecha się. — Nie patrz na mnie jak na idiotę. Wiem co sobie myślisz. Nie, nie możemy iść w ciągu dnia. Idziemy do tej zakazanej części. — szepcze konspiracyjnie, naciskając na słowo "zakazane". — Chodź, nie mamy zbyt dużo czasu.
Harry kręci głową, mając nadzieję, że Fawley porzuci ten irracjonalny pomysł. Chce z powrotem położyć się na ciepłym, miękkim materacu i otulić się satynową kołdrą, ale jego starania spoczywają na niczym bo niebieskooki łapie jego dłoń i ściąga go z miłego podłoża na zimną, twardą podłogę. Snape chwieje się, ale nie upada bo Havier przytrzymuje go i ciągnie do wyjścia z pokoju.
— Nie marudź. — wzrusza ramionami kiedy zauważa oskarżające spojrzenie drugiego ślizgona. — Idziemy, nie masz wyboru.
Snape zdąża tylko założyć kapcie zanim zostaje wyprowadzony z pokoju. Po kilku chwilach rezygnuje z protestowania i tylko idzie za Fawleyem, dalej lekko nieprzytomny po wyrwaniu ze snu.
Podczas drogi nie rozmawiają, aby nie zostali usłyszeni przez woźnego charłaka czy jego upierdliwą kotkę. Kroki stawiają szybkie, ale ostrożne, aby nie wydawać zbyt dużo ryzykownych dźwięków.
Na drodze do szkolnej skarbnica wiedzy nie spotykają żadnego nauczyciela, najwyraźniej żaden z nich nie ma patrolu w tej części zamku. Docierają do do swojej destynacji. Fawley łapie za klamkę, ale ta ani drgnie. Harry chce wtedy zawrócić, szturcha więc bialowłosego za rękaw, ale ten tylko wyciąga różdżkę z kieszeni swojej piżamy i kieruje na zamek.
— Alohomora — szepcze, najciszej jak może. Coś klika w zabezpieczeniu wrót do biblioteki, i stają one otworem.
Szafirooki uśmiecha się i wchodzi do środka razem ze swoim współdomownikiem. Kiedy są już w środku przymyka drzwi.
— Dziwię się, że mają tak słabe zabezpieczenia. — mamrocze pod nosem chłopiec, zafascynowany wyglądem pomieszczenia w nocy.
Półki uginające się pod ciężarem książek ciągną się od ziemi do sufitu. Światło księżyca przemyka przez wysokie okna, oświetlając nieco pomieszczenie, na tyle, że można było zauważyć zarysy mebli i innych obiektów.
Harry przygląda się temu obrazowi. Fawley puszcza go w końcu kiedy wie, że przyjaciel nie ucieknie spowrotem do dormitorium.
— Tędy. — szepnął, powoli kierując się wgłąb pomieszczenia. Snape idzie za nim.
CZYTASZ
× Kwiat Wisterii × ×tomarry fanfiction× [w trakcie]
FanficA co jeśli Harry od początku miał zostać horkruksem Voldemorta? W pamiętną noc w Kotlinie Godryka umiera Lily, James... i Harry Potter. A przynajmniej tak się wszystkim wydaje.. Treści erotyczne mogą się pojawić w późniejszych rozdziałach